Postaw na edukację

22.05.2015

Czy warto być zdolnym i bogatym?

Czasami sam nie wiem

Czy warto być zdolnym i bogatym?

I wcale Państwa nie kokietuję. Weźmy wioskę ludu Bajau w Indonezji. Ludzie ci żyją na morzu, w domach na palach; nie mają prądu, wodę pitną dowożą łodziami, jedzą złapane przez siebie ryby i sprawiają wrażenie najszczęśliwszych pod słońcem. Tak jak ich dzieci, z których wiele nigdy nie przestąpiło progu szkoły.

Nie, żebym namawiał do porzucenia cywilizacji. Sęk w czym innym. W czym? Wyjaśnię podczas (wirtualnej) wycieczki do Palo Alto w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej.

Przejdźmy się wzdłuż torów kolejowych. Przy jednym z przejazdów spotkamy człowieka w jaskrawopomarańczowej kamizelce, który – zdawałoby się – naprawia tory. Popatrzmy uważnie: gdzie są jego narzędzia? Nigdzie, ten człowiek nie ma narzędzi. Po co więc gapi się przed siebie?

Pilnuje, by nikt nie rzucił się pod pociąg. Od października do marca tego roku trójka nastolatków z Palo Alto popełniła tu samobójstwo. Kilka lat temu – piątka. Były to dzieci z zamożnych rodzin, uczniowie najlepszych szkół, mający przed sobą przyszłość. Dlaczego więc…?

New York Times poświęcił tej sprawie cały artykuł. (1) Samobójstwa nastolatków są tylko wierzchołkiem góry lodowej, twierdzi Julie Lythcott-Haims, do 2012 roku dziekan na Uniwersytecie Stanforda i autorka książki Jak wychować dorosłego (How to Raise an Adult; ukaże się w czerwcu). Pod tym wierzchołkiem znajdziemy dużo większą grupę dzieci walczących o przetrwanie, a pod nimi cały tłum dzieciaków, które żyją w straszliwym stresie i napięciu.

Skąd takie uczucia? Z oczekiwań dorosłych, przede wszystkim rodziców. Są to najwyższej klasy specjaliści z Doliny Krzemowej; odnoszą sukcesy zawodowe i finansowe oraz drżą na samą myśl o tym, że ich latorośle mogłyby spaść do drugiej ligi. O co nietrudno – słynny Uniwersytet Stanforda, leżący właśnie w Dolinie Krzemowej, przyjął w zeszłym roku zaledwie jednego na dwudziestu kandydatów.

Co na to nastolatki? Carolyn Walworth, uczennica przedostatniej klasy szkoły średniej w Palo Alto, napisała: „Gdy siedzę w swoim pokoju, wpatrzona w listę uniwersytetów, na które będę próbowała się dostać, i rozważam szanse dostania się na każdy z nich, czuję się po prostu zrozpaczona”.

Tekst Carolyn został zamieszczony w tygodniku Palo Alto online pod koniec marca. (2) Jak dotąd skomentowały go 482 osoby. Coś musi być na rzeczy, prawda?

Carolyn, z charakterystyczną dla swego wieku emfazą, pisze o podziale dzieci już w szkole podstawowej na te, które zaczęły czytać wcześniej (lepsze) i później (gorsze). Mogę sobie wyobrazić „działania wychowawcze” rodziców: Dasz radę, tylko musisz się bardziej starać! Weź się wreszcie do roboty! Chcesz uchodzić za głupka?

W szkole średniej, gdy Carolyn miała 14 lat, zaczął się wyścig szczurów. „Coś się w tobie kuli ze strachu, kiedy słyszysz, że twoja przyjaciółka od lata chodzi na zajęcia przygotowujące do egzaminu SAT i dostała już 2000 punktów z próbnego testu” (na 2400 możliwych; wynik egzaminu ma istotny wpływ na decyzję o przyjęciu bądź nieprzyjęciu kandydata na uczelnię). I dalej: „Wpadasz w szaleństwo rywalizacji, żeby osiągnąć normalność. (…) Co noc kładziesz się o pierwszej, tylko po to, by obudzić się kilka godzin później (śpisz krócej, jeśli rano masz zajęcia sportowe) i odrabiać pracę domową, której jest za dużo”.

Carolyn wspomina o pobytach na oddziałach intensywnej opieki z powodu fizycznego bólu wywołanego przez stres, o zaburzeniach miesiączkowania i o atakach paniki w klasie. A przecież… rodzice i nauczyciele chcą dla niej jak najlepiej.

Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Można by ich wszystkich postawić przed sądem za psychiczne znęcanie się nad dzieckiem.

Piszę o tym, gdyż odnoszę wrażenie, że i my zmierzamy w podobnym kierunku. Co by tu jeszcze dołożyć Jasiowi, żeby poradził sobie w przyszłości? Chodzi na angielski i niemiecki, ale to nic nie znaczy, dwa języki zna teraz każdy. Może zapiszemy go na chiński? Do tego basen, tenis, muzyka… Wszystko dla jego dobra. My wiemy, co w życiu ważne, a on jeszcze nie. Bez nas zbijałby bąki.

Gdyby Jaś był tępakiem, dalibyśmy mu spokój. Skoro i tak nic z niego nie będzie, to niech chociaż ma szczęśliwe dzieciństwo. Zwłaszcza gdyby nam się nie przelewało. Stąd moja wątpliwość wyrażona w tytule. Chociaż, jeśli się zastanowić… Czy nie dopingowalibyśmy Jasia do zdwojonych wysiłków? W końcu poczułby się gorszy od zdolniejszych kolegów, a my moglibyśmy z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, by wyprowadzić go na ludzi. Nie nasza wina, że się rozpił.

Jak napisała Szymborska, „nic bardziej zwierzęcego niż czyste sumienie”.

1 Best, Brightest — and Saddest?

2 The sorrows of young Palo Altans

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Eufrozyna pisze:

    No właśnie – tak jak napisałam w poście do poprzedniego tekstu: potrzebne byłoby przemodelowanie odbioru społecznego osób, które są dobre w swoim fachu a nie mają wyższego wykształcenia (bo ich fach tego nie potrzebuje). Nie byłoby wtedy takiej presji na podejmowanie studiów itp. Bo żeby dziś młody człowiek mógł być konkurencyjny na rynku pracy, niestety, chyba jednak musi w tym szaleństwie brać udział… Jak przeczytałam w jednym z tygodników – teraz nawet na stanowisko sprzątaczki (z całym szacunkiem dla tej profesji) wymaga się oryginalnego/konkurencyjnego CV…

  2. Katarzyna pisze:

    Uczę od ponad 20 lat i zgadzam się z Panem. Teraz liczą się wyniki , EWD, dyrektor zleca 4 egzaminy próbne, żeby tylko właściwy egzamin dobrze wypadł. Godziny z artykułu muszę poświęcać na przygotowanie do egzaminu. Wycieczki, teatr…. nie bardzo, trzeba realizować podstawę programową…smutne. Z dzieci robi się robotów.