Postaw na edukację

22.10.2015

Niech politycy przestaną majstrować przy edukacji…

Mój przedwyborczy głos

Niech politycy przestaną majstrować przy edukacji…

Zacznę od diagnozy. Finanse: w latach 2000–2011 Polska zredukowała budżet oświaty z 5,6% do 5,46% PKB. W tym samym czasie 28 państw OECD zwiększyło wydatki na edukację. Na przykład Finlandia, której systemem oświatowym zachwyca się cały świat, podniosła nakłady z 5,65% do 6,47% PKB. Pod względem wydatków na edukację zajmujemy zaszczytne 26. miejsce wśród 33 państw OECD (w zestawieniu brak Grecji).

Zarządzanie systemem oświaty: z partyjnego klucza (patrz kwalifikacje obecnego ministra edukacji narodowej).

Zarobki nauczycieli: autorzy raportu OECD zbadali relację między kosztami życia a pensją nauczycieli gimnazjum. Według tego wyliczenia polski belfer zarabia 18 806 dolarów rocznie, niemiecki – ponad 64 tysiące. Średnia w państwach OECD to 40 tysięcy dolarów.

Prestiż zawodu: W Polsce – niewielki. Dla porównania: w Finlandii nauczyciel cieszy się takim samym poważaniem jak lekarz czy prawnik. Do zawodu trafia 1 na 10 kandydatów, wybieranych spośród najlepszych absolwentów wyższych uczelni.

Szkolna codzienność (z listu nauczycielki): W 30-osobowej klasie dziesięciu uczniów ma opinię o pomocy indywidualnej. W szkole brak pieniędzy na wszystko: ksero, długopis, papier, kredę, papier toaletowy…

Stosunek uczniów do szkoły: w klasach I–III – pozytywny, jeśli nie entuzjastyczny. Potem równia pochyła. Jakieś ułamki, Piłsudski czy, nie daj Boże, poezja obchodzą młodych ludzi tyle, co nas losy kambryjskich szkarłupni. Kogo nie zapytam, mówi: nie lubię szkoły.

Wniosek: mamy znakomity system oświatowy. Wyniki testów PISA obiektywnie potwierdzają, że „polscy uczniowie znajdują się w światowej czołówce”.

Skąd mój sarkazm? Stąd, że co zmiana rządu, to zaraz jakaś reforma, półreforma czy ćwierćreforma oświaty. Każda robiona na hurra – bez badań, konsultacji i programów pilotażowych. Byle zdążyć przed wyborami, byle pokazać społeczeństwu sukces i przekuć go na słupki poparcia w sondażach.

Mam tego dość (z pewnością nie tylko ja). Chcę wierzyć, że po wyborach:

  1. Sejm zwiększy nakłady na edukację. Dorównajmy przynajmniej do średniej państw OECD, tzn. do 6,07% PKB. Dużo? Owszem, jednak inni nie mają wątpliwości, że warto. Amerykanie wpompowali miliardy dolarów w oświatę po tym, jak w 1957 roku ZSRR wystrzelił pierwszego sztucznego satelitę Ziemi (wpadli w panikę, że Rosjanie ich wyprzedzili). Do 1960 roku ich wydatki na szkolnictwo wzrosły prawie sześciokrotnie. Efekty widać do dzisiaj.
  2. Ministrem edukacji narodowej zostanie osoba kompetentna i otwarta na pomysły inne niż własne. Powoła zespół ekspertów – najlepszych, jakich mamy – który się zajmie przygotowaniem długoletniej strategii rozwoju oświaty. Przywrócenie systemu 8+4 nie jest żadną strategią; to tylko (kosztowna) zmiana form organizacyjnych.
  3. Politycy będą się zajmować edukacją tylko tyle, ile trzeba, by system mógł funkcjonować. Polskie szkoły rozpaczliwie potrzebują odpolitycznienia i autonomii. Dlaczego nie przyznać większych uprawnień dyrektorom szkół i nauczycielom? W Finlandii (i nie tylko) nauczyciele decydują o treściach nauczania, a także o programie wychowawczym szkoły. A u nas są na to za głupi? Potrzebują polityka, żeby im powiedział, co robić? Już widzę zapędy niektórych w tym kierunku.

Wymieniłem trzy główne potrzeby oświaty związane z polityką i politykami. W gruncie rzeczy sprowadzają się one do jednej prośby: szanowni politycy, nie majstrujcie przy edukacji! Zapewnijcie tylko środki ludziom, którzy się na niej znają. Oni będą wiedzieli, co z nimi zrobić.

 Tomasz Małkowski

Tekst powstał w odpowiedzi na ankietę Gazety Wyborczej „Nakręć się na wybory!” i został opublikowany w wydaniu z 26.09.2015 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Teresa pisze:

    No to już mamy „po wyborach”. Nie ulega wątpliwości, że wygrani przygotowali najbardziej spójny i dopracowany program edukacyjny, ale też najbardziej upolityczniony. Czekam z niecierpliwością na informację, kto zastąpi obecną panią minister. Od partyjnego klucza raczej nie uciekniemy, niezależnie od tego, czy w MEN będzie urzędować nauczyciel, czy też nie.
    Panie Tomaszu, pański bardzo mądry komentarz ukazał się chyba w niewłaściwym miejscu.