Postaw na edukację

10.05.2019

I po strajku…

Czyli o uczuciach ambiwalentnych

I po strajku…

I co teraz? Pytają mnie różni ludzie, dzwonią, zagadują w sklepie, u fryzjera i na stacji benzynowej. A ja nie wiem, co odpowiadać, bo sytuacja postrajkowa cały czas jest we mnie żywa. Na wieść o decyzji Sławomira Broniarza poczułam chyba to, co wszyscy. Uczucie ambiwalentne. Radość, że już nie muszę bezczynnie siedzieć, ale i smutek, bo postulaty niespecjalnie spełnione. Coś mi tam jednak w głowie kołacze.

Po pierwsze wrażenia z tzw. okrągłego (prostokątno-weselnego, jak się okazało) stołu i ogromne wzburzenie słowami premiera o dolewaniu do dziurawego baku. Ja pytam, kto doprowadził do takiej sytuacji.

Czy to przypadkiem nie ta pani z bandy tego pana, która dostała premię najwyższą z całego rządu, równą premii samego premiera. Nie wiem, nie rozumiem, jak można patrzeć rodakom w twarz (co tam rodakom… jak można sobie spojrzeć w twarz), kiedy mówi się, że szkoła wymaga gruntownej reformy i w tym samym czasie broni się autorki deformy przed wotum nieufności. To się w moich kategoriach etycznych nijak nie mieści.

Po drugie, dopiero teraz poczułam w pełni to coś, co nazywa się reformą. Kiedy wspominam, co robiłam z gimnazjalistami, a czego już nie będzie mi dane kontynuować, to chce mi się płakać. Lata spędzone w gimnazjum jawią mi się teraz jako czas mojej i uczniów wolności, jako czas tworzenia nowej jakości edukacji, jako czas twórczych poszukiwań i przepięknych inicjatyw. Teraz mogę to tylko wspominać. Ktoś mógłby rzec, że mogę robić to samo z uczniami wyższych klas szkoły podstawowej. Otóż nie mogę. Muszę bowiem gonić podstawę programową i nie mam czasu na zabawy w teatr, nie mam czasu na poszukiwania i wspólne z dziećmi tworzenie otwartych przedstawień. Wyrzucono mi z siatki godzin zajęcia artystyczne, w moim przekonaniu i w praktycznym działaniu sprawdzone godziny wielkiego rozwoju ucznia.

Trzecia sprawa. Już jakiś czas temu sama urządziłam sobie strajk włoski i zaprzestałam kupowania czegokolwiek do szkoły. Teraz, po strajku, podtrzymuję tę decyzję. Nie mogę i nie chcę już dłużej okradać własnej rodziny i kupować pomocy potrzebnych do nowoczesnej pracy w szkole. Mam jednak pewien dylemat. Moja konsekwentna postawa uderzy w organ prowadzący szkołę, bo to on będzie musiał zadbać o przysłowiowy czerwony długopis. Rząd może niekonieczne proces dostrzeże. Bo dostrzeże tylko to, co chce dostrzec. A to zazwyczaj zupełnie inna historia.

I rzecz najgorsza, wiele już razy tu wspomniana. Zatracenie ochoty do pracy – i tej z uczniem, i tej nad sobą. Nie wiem, jak z tej sytuacji wybrnąć. Póki co rzeczywistość szkolną widzę w czarnych barwach. Wiem, że gruntowna reforma szkolnictwa jest niezbędna, ale nijak nie mogę uwierzyć, że obecni decydenci zrobią kolejną lepszą. Co więcej, mam pewność, że zrobią gorszą. Gimnazja zlikwidowano, bo tak podobno chciał suweren. Nie pytano o zdanie kompetentnych nauczycieli, nie czytano wyników badań. Jedyne, co wzięto pod uwagę, to słupki sondażowe. Aż strach pomyśleć, co suweren, świetnie znający się na edukacji, może jeszcze od rządzących chcieć. Może getto ławkowe dla czujących i myślących inaczej. Kończę wątek, bo zanadto się rozkręcam w złośliwościach.

Na koniec jedna pozytywna kwestia. Wokół naszego protestu zebrało się liczne grono osób, które go wspierały i okazywały nam życzliwość. Mnie osobiście bardzo cieszyły słowa wsparcia płynące z teatrów. Kibicowali nam lekarze, prawnicy, dziennikarze. Niestety to ci, którzy grają do tej samej bramki. I mam duże obawy, czy do tej drugiej nie wpadnie teraz w maju i później jesienią więcej goli.

Pożyjemy, zobaczymy.

Może do tego czasu coś drgnie, bo jak nie, to niedługo w wielu szkołach będą musieli uczyć ci, którzy już zdobyli doświadczenie, pracując w zespołach egzaminacyjnych.

Joanna Hulanicka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.