Postaw na edukację

05.08.2014

Jak wykryłem spisek…

czyli o aferze obejmującej rząd, opozycję, a może nawet ośrodki zagraniczne

Jak wykryłem spisek…

Właściwie jestem przeciwnikiem teorii spiskowych. Gdy dwa tygodnie z rzędu wypadną te same liczby w toto-lotku, nie będę twierdził, że to na pewno przekręt. W końcu rachunek prawdopodobieństwa tłumaczy i takie przypadki.

Ale po kolei. Co roku w lipcu czytam w gazetach, że benzyna jest droga, a w sierpniu – że za drogie są podręczniki szkolne. Premier też czyta. Z benzyną na razie nic nie zrobił, ale za podręczniki zabrał się jak umiał. Jak wiadomo, ceny najlepiej obniża się za pomocą ustawy sejmowej. Rząd przygotował więc odpowiednią ustawę, a sejm niemal jednomyślnie ją przyjął. Ustawę o tym, że podręczniki mają być tanie. Komplet dla ucznia szkoły podstawowej ma kosztować 140 zł. A skąd rząd i posłowie wiedzą, że to tanio? Nie 100 zł, nie 150 zł, tylko akurat 140 zł? Ustalili, że cena powinna być niższa od obecnej o 42,3%. I nie pytajcie, dlaczego akurat o tyle – tak ma być i już. W szkole podstawowej jest 9 przedmiotów, do których są podręczniki (religii nie liczę), więc podręcznik będzie według rządu tani, gdy będzie kosztował ok. 15 zł.

Ale gdzie tu spisek? Okazuje się, że wśród przedmiotów szkolnych jest jeden wyjątek (religii ciągle nie liczę). Podręczniki do tego przedmiotu mogą być znacznie droższe.

Czy to jest historia, żeby na pięknych podręcznikach wychować patriotyczną młodzież? Nie. Czy może język ojczysty, bo to najwięcej godzin lekcyjnych i podręcznik powinien być obszerniejszy? Też nie. To także nie jest matematyka. To język obcy. Rząd twierdzi, że nawet dla pierwszej klasy podręcznik do języka angielskiego może kosztować 25 zł. Dlaczego akurat do angielskiego? To książki drukowane na takim samym papierze, w tych samych drukarniach co książki do języka polskiego. Dlaczego rząd i sejm chcą, żeby książka do angielskiego była o 70% droższa niż książka do polskiego?

Może to tylko przypadek, jakiś błąd w ustawie. Jeden raz to może byłby przypadek. Tylko, że to nie pierwszy raz. Już dwa lata temu rząd zamówił za 50 mln zł multimedialne podręczniki do wszystkich przedmiotów szkolnych. Niemal wszystkich. Tylko podręczników do angielskiego nie zamówił. Właściwie dlaczego? To przecież przedmiot najlepiej nadający się do nauki multimedialnej.

No i jak tu nie dać się wciągać w teorie spiskowe?

Pocieszam się, że jest i dobra strona wykrytej przeze mnie afery. W końcu posłowie PiS i PO wspólnie coś zrobili. Uchwalili, że angielski jest droższy od polskiego i matematyki. Na razie to coś niezbyt mądrego, ale od czegoś trzeba zacząć.

Pan E.

Uwaga! Wydawnictwo nie odpowiada za Pana E. Pan E. nie odpowiada za nic.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Radosław pisze:

    Angielski kojarzy się partii rządzącej z europejskością, postępem i nowoczesnością, stąd te specjalne względy dla książek do nauki tego języka. To nasza furtka do Europy, więc trzeba było te parę groszy dołożyć, a co tam! Choć do tej pory podręczniki do nauki angielskiego kosztowały raczej od 60 do 90 zł, więc te 25 zł to też niewiele. A swoją drogą to ciekawe, skąd wzięła się ta kwota dofinansowania (140 zł?). Obawiam się, że z urzędniczej głowy, czyli… z niczego.