Postaw na edukację

11.07.2014

Łoś – życie i twórczość

Absurdalne zadania domowe

Łoś – życie i twórczość

Lubię oglądać szkolne ściany, a ściślej: zawieszone na nich projekty uczniów. Tak już mam. Mało kto czyta życiorys Bacha skopiowany z internetu – a ja czytam.

Pogłębiam wiedzę o Układzie Słonecznym i życiu łosi, poznaję zabytki Krakowa, dowiaduję się, jak napisać życzenia wielkanocne po angielsku, a jak po hiszpańsku.

Jedni uczniowie drukują teksty skopiowane z sieci, drudzy piszą odręcznie (niby z własnej głowy). Ci mają pióro! W jednej z podstawówek czytam: „Mars ma promień równy około połowy promienia Ziemi, około 15% objętości Ziemi, a przy tym 11% jej masy, co oznacza, że jego gęstość jest nieco mniejsza niż Ziemi”. Czapki z głów, panie i panowie!

Zejdźmy z Marsa na ziemię. Dzieciaki przepisują teksty z internetu, żeby dostać szóstkę. Ślęczą z nosem w komputerze, kopiują, formatują, drukują, naklejają. Ewentualnie przepisują. Często bezmyślnie, z błędami, zjadając linijkę. Nie szkodzi, mówią pobłażliwie dorośli. Zawsze coś w głowie zostanie. Tylko co? I po co?

Brian Gill z amerykańskiego think tanku – przepraszam za obcy termin, ale już nam się w polszczyźnie zagnieździł – zatem Brian Gill z think tanku Rand Corporation wymienia trzy powody, dla których należy zadawać prace domowe (1). Postanowiłem sprawdzić, jak mają się one do szkolnych projektów.

Powód 1

Prace domowe dają uczniom więcej czasu na wykonanie danego zadania. Tłumacząc z polskiego na nauczycielski: „Dokończycie w domu, a teraz zajmiemy się…” albo: „Aby utrwalić, zrobicie w domu ćwiczenie numer…”.

Mój komentarz:

Czy „więcej czasu” musi oznaczać: „cztery razy więcej czasu”? Moje dzieci nieraz spędzały po kilka godzin nad jednym projektem. I nawet nie zaczynały go w szkole. Projekt był często osobnym zadaniem, wykonywanym od A do Z w domu. Oczywiście przy pomocy rodziców, bo dzieciak nie miał pojęcia, co najpierw, a co potem.

Na szczęście nie zawsze tak było (i jest). Dobry nauczyciel zadaje ciekawe projekty; uczniowie zaczynają je w szkole lub przynajmniej dowiadują się, co i jak mają zrobić. Ja zaś mogę się tylko cieszyć, że moje dziecko spędza twórczo czas, że uczy się pokonywać trudności, poznaje, co to zmęczenie, ale też satysfakcja. A jeśli zgadzam się z dzieckiem, że jego praca nad danym projektem to strata czasu? Mówię: zrób to jak najmniejszym kosztem. Ta umiejętność – niestety – przyda ci się w życiu.

Powód 2

Prace domowe wytwarzają u uczniów nawyk samodzielnej nauki.

Mój komentarz:

Pewien licealista wyjaśnił mi, jak on i jego koledzy wykonują projekty. „Tekstu w sieci wcale nie trzeba czytać – stwierdził beztrosko. – Rzucam okiem na jego części i od razu wiem: biorę pierwszą, drugą, piątą i siódmą. Kopiuj, wklej, szóstka”.
Młodsi uczniowie mają w sobie mniej cynizmu. Czytają, a potem kopiują lub pracowicie przepisują teksty, których ani w ząb nie rozumieją. Czy o taką samodzielną naukę nam chodzi?
Ale, jak powiedziałem, nie zawsze tak jest. Jeszcze do tego wrócę.

Powód 3

Prace domowe są formą komunikacji między szkołą a rodzicami, którzy w ten sposób dowiadują się, co ich dziecko robiło na lekcjach.

Mój komentarz:

Rodzice na ogół chcą wiedzieć, co było w szkole i jaka jest praca domowa. Czasem zachwycają się pomysłem nauczyciela (o czym za chwilę), a czasem (częściej?) zgrzytają zębami. No bo jak tu nie zgrzytnąć, gdy 10-latek biedzi się nad kalendarium życia Karola Wojtyły: wypisuje, kiedy został „kiwarym” (zamiast: wikarym), a kiedy obronił pracę doktorską („aha, to był też lekarzem?”). Komunikacja między szkołą a rodzicami bywa w ciekawy sposób zwrotna. Rodzic sprawdza, co jest zadane, w pocie czoła odrabia lekcje, a dziecko zanosi gotową pracę do oceny. Ale o tym innym razem.

Czas na obiecaną laudację pomysłów nauczycieli. W jednej z podstawówek widziałem projekt zatytułowany: Zasady zachowania się w kosmosie. Jego autor, piątoklasista, napisał m.in.: „Nie pluj, bo będziesz gonił swoją ślinę po całej rakiecie. Nie dotykaj gwiazd. Nie krzycz – i tak nikt cię nie usłyszy”. Prawda, że lepsze to niż opis kosmosu skopiowany z Wikipedii?

Dzieci zaskakują pomysłowością. Wystarczy dać im szansę. Zamiast projektu polegającego na gromadzeniu wiadomości o łosiach czy zabytkach Krakowa nauczyciel może zaproponować tematy: Zaprojektuj wybieg dla łosi w zoo i ustal ich dietę albo Zaplanuj trzydniową wycieczkę do Krakowa dla swojej klasy. A że w takim planie próżno szukać Muzeum Archeologicznego (będzie za to Aquapark) – to i co? Pojawią się dwa czy trzy zabytki, które dziecko samo wybierze. I zapamięta. Czy nie o to nam chodzi?

Homework is too much

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Radosław pisze:

    Instrukcja jak zachowywać się w kosmosie – fantastyczna! I paradoksalnie, sporo można się z tych kilku zdań o kosmosie dowiedzieć (nie ma grawitacji, gwiazdy są gorące, a cały kosmos to w zasadzie wielka bezdenna pustka). Naprawdę niewiele trzeba, aby wyzwolić w dzieciach kreatywność. Wystarczy jedynie odejść od utartego schematu… Generalnie jestem przeciwnikiem prac domowych, zwłaszcza takich, które wymagają odpalenia w domu komputera i szperania w Wikipedii (za moich czasów spisywało się z encyklopedii PWN). Dorośli po skończonej pracy nie muszą w domu pracować, więc dzieci też nie powinno się do tego zmuszać. Ale gdyby dawać dzieciakom twórcze, ciekawe zadania, to nawet się nie spostrzegą, że wykonują w domu jakąś pracę. A efekty mogą być fantastyczne. Zamiast więc tematu „Łoś – życie i twórczość” może… „Jak zaprzyjaźnić się z łosiem?”

    1. Artur pisze:

      Naprawdę, panie Radosławie, nie pracuje Pan po wyjściu z pracy? Ja robię to bardzo często.
      Ja mam nadzieję, że przesłaniem tego tekstu nie było „nie zadawajcie zadań projektowych”, ale „zadawajcie je mądrze”.
      I mądrze oceniajcie. Przecież łatwo rozpoznać, czy tekst napisało dziecko, czy autor encyklopedii. Szóstkę dostanie więc ten wspomniany piątoklasista, a nie „autor” tekstu o Marsie.

    2. Tomasz Małkowski Tomasz Małkowski pisze:

      Całym sercem jestem za przyjaźnią z łosiem.

  2. Agnieszka pisze:

    Witam, w zupełności się zgadzam. Najważniejsze to przemyśleć, czego chcemy właśnie tą pracą nauczyć, co ćwiczyć i wówczas pomyśleć, a nie kopiować bezmyślnie – nad jednym mądrym, interesującym dla dzieci tematem, pytaniem. Wówczas naprawdę można się świetnie bawić w trakcie sprawdzania prac domowych 🙂 Powodzenia

  3. Krystof pisze:

    Panie Tomku… wspaniały życiowy artykuł!
    Zazdroszczę pióra i gratuluję pomysłów!!!
    Trudno się dziwić, że Pana podręczniki do historii tak fajnie się czyta :@)))

    Pozdrawiam gorąco, Krzysiek z Gdańska (rodzic)

    1. Tomasz Małkowski Tomasz Małkowski pisze:

      Panie Krzyśku, bardzo dziękuję za miłe słowa. Proszę serdecznie pozdrowić swoje dziecko (dzieci?), które, jak rozumiem, korzysta lub korzystało z mojego podręcznika.