Postaw na edukację

24.03.2016

Produkt z taśmy

Czy tak się czują maturzyści?

Produkt z taśmy

Niespełna rok temu cytowałem tu słowa 17-letniej wówczas Carolyn z kalifornijskiego Palo Alto: Coś się w tobie kuli ze strachu, kiedy słyszysz, że twoja przyjaciółka od lata chodzi na zajęcia przygotowujące do egzaminu SAT i dostała już 2000 punktów z próbnego testu (na 2400 możliwych). (1) Ostatnio zadałem sobie pytanie: Czy u nas też są takie dziewczyny jak Carolyn?

Owszem. W szóstym numerze kwartalnika Wokół szkoły, wydawanego w Warszawie przez Jarosława Pytlaka (2), znalazłem taką oto wypowiedź anonimowej maturzystki:

Odkąd pamiętam, uczyłam się do egzaminów. To się niby nazywało, że chodzę do szkoły i się uczę, ale w rzeczywistości to było zakuwanie. Kiedy czytam wzniosłe oficjałki o tym, jak to coraz lepiej wychodzi nam PISA, jak pytania testowe sprawdzają faktycznie umiejętność rozumowania, to pusty śmiech mnie ogarnia, choć właściwie to powinien być płacz. Tak, taki płacz, który z bezsilności wychodzi jak śmiech! No bo spytajcie byle ucznia, czy naprawdę te pytania sprawdzają myślenie? Czemu nas nikt o to nie pyta? I kogo usiłują oszukać ci, którzy te testy układają, zatwierdzają i tak strasznie kłamią na ich temat? Jakie myślenie, jaka twórcza postawa, jak my będziemy kształtować nasze własne życie, skoro nam nie wolno zadawać pytań, mamy tylko na nie odpowiadać?

Rozmawiam z rodzicami, oni opowiadają, że dawniej w szkole bywał czas na dyskusje, na jakieś takie… jakąś  taką wolność intelektualną. Teraz to taśma. Więc ja jestem produktem, który zszedł z taśmy i mogłabym być dumna, bo dostałam wspaniałe świadectwo, jestem pierwszej jakości i mogę iść na dowolne studia. Tylko że ja nie wiem, kim jestem! Nie wiem, co chciałabym dalej robić! Jestem za głupia, żeby studiować naprawdę, bo ja nie umiem samodzielnie myśleć! Nauczyłam się doskonale udawać tok myślenia tak, żeby pasował do oczekiwań testowych. Więc może mam jakąś szansę, bo jestem inteligentna

Czas odpowiedzieć dziewczynie. Otwieram kącik „Pedagog radzi” (było nie było, skończyłem pedagogikę specjalną). Do rzeczy zatem:

Droga Imię i Nazwisko do wiadomości redakcji, głowa do góry! Huśtawka emocjonalna od śmiechu do płaczu i z powrotem jest normalna w Twoim wieku. Podobnie kryzys tożsamości, nadmierny krytycyzm, niewiara w siebie… Wszystko to minie. Jeszcze będziesz się dziwiła, że kiedyś tak myślałaś.

Świetnie, że ukończyłaś szkołę ze wspaniałym świadectwem i że podkreślasz swoją inteligencję. To ważne: trzeba znać swoje mocne punkty.

Nie martw się tym, że czujesz się jak produkt z taśmy. Twoja koleżanka z Palo Alto w Dolinie Krzemowej miała zaburzenia miesiączkowania, ataki paniki i takie napady bólu wywołanego przez szkolny stres, że ileś razy lądowała w szpitalu. Widzisz? Twoja szkoła wcale nie była taka zła.

Testy też nie są złe. To nieprawda, że nie uczą myślenia. Jeśli dostajesz zadanie o kolejce linowej, w którym musisz obliczyć czas potrzebny wagonikowi na przejazd z górnej stacji do punktu K – czy to nie jest myślenie? A czy odpowiedź na drugie zadanie (ile trwa cały przejazd) weźmiesz z sufitu?

Powiesz, że w ogóle Cię nie obchodzi jakaś kolejka górska, podobnie jak mieszanka herbat droższej i tańszej czy wykres przedstawiający zmienność masy porcji lodów z wafelkiem w zależności od liczby gałek lodów. Ty chcesz stawiać pytania i szukać odpowiedzi, chcesz rozwiązywać problemy, które dotyczą Ciebie, a nie jakiegoś lodziarza, w szkole pragniesz odkrywać świat w jego pięknie i różnorodności…

Drogie dziecko, nauka to nie zabawa. Nie ma rady – trzeba przysiąść fałdów. Szkoła przygotowuje Cię do pracy zawodowej, a tam będziesz słuchać, potakiwać i wykonywać najgłupsze polecenia. Żadnych pytań! A myślenie tylko w zakresie wyznaczonym przez szefa, jak na sprawdzianie. Na przykład: jak sprzedać więcej lodów (patrz zadanie!), a nie – po co je w ogóle produkować.

Szkoła nie jest też od tego, żeby uczniowie zadawali pytania. A to dlatego, że my, dorośli, lepiej od was wiemy, czego powinniście się uczyć i jak. Gdyby tak każdy zadawał pytania, nauczyciel nie zdążyłby zrealizować podstawy programowej. I co wtedy?

Poza tym chyba zbyt surowo osądzasz autorów testów. Pomyśl, że oni też kiedyś byli tacy jak Ty: buntowali się i chcieli wywracać świat do góry nogami. Z czasem jednak zrozumieli, że testy zwiększają motywację uczniów do nauki, i sami zaczęli je pisać. Ty też z czasem zrozumiesz, że nie warto zawracać kijem Wisły. Wtedy staniesz się taka jak oni. Trzymaj się! Twój pedagog.

Teraz poważnie: nie jestem przeciwnikiem sprawdzianów i testów w ogóle – w końcu jakoś trzeba mierzyć postępy w nauce. Tylko czy tak, jak dotąd?

Jeszcze raz oddam głos anonimowej maturzystce: Więc znalazłam takie rozwiązanie: biorę plecak i idę w świat. Na rok, może na dwa. Żeby się nauczyć autentycznego patrzenia na rzeczywistość, a nie wyczytywania danych do rozwiązania książkowego problemu. Żeby zacząć pytać – dwanaście lat tylko odpowiadałam. Słuchałam i szukałam poprawnych odpowiedzi. Pasujących do klucza.

Chciałbym wierzyć, że to pojedyncza opinia, nieistotna statystycznie. Bo ta wypowiedź jest ciężkim oskarżeniem naszego systemu oświaty, nie sądzą Państwo?

1 Czy warto być zdolnym i bogatym

2 Wokół szkoły (tekst nie jest dostępny online; można zamówić egzemplarze kwartalnika)

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Jadwiga pisze:

    Myślę, że szkoła się trochę pogubiła. Świat mocno pogalopował do przodu i nie bardzo wiadomo, w jaki sposób uczyć. To znaczy, wiadomo, ale zmiany systemu musiałyby być potężne. Stąd może w podstawowych komórkach edukacyjnych tak duży nacisk kładzie się na testowanie, sprawdzanie itp. To przynajmniej jest wymierne. Na podstawie tego można powiedzieć, czy szkoła jest dobra lub że jest lepsza od innej. Jak wyglądałoby mierzenie nabywania umiejętności miękkich? Wydaje mi się, że często same szkoły napędzają ten system, podczas gdy wcale nie jest to konieczne (przykład – test po 3 klasie) i wymagane. Gdybyśmy trochę racjonalniej podchodzili do sprawdzania a nawet testowania, może dzieci nie odczuwałyby systemu jako dopustu bożego.