Włosi mają dwie tradycje bożonarodzeniowe. Na północy kraju stawia się w domu choinkę, na południu – szopkę betlejemską. Od dłuższego czasu obie tradycje się mieszają, więc także na północy można spotkać szopkę. Na przykład w Bergamo. Jednak nie w szkole imienia Edmunda de Amicisa (tego od „Serca”, starsi pewnie pamiętają). Chociaż…
W początkach grudnia tego roku dyrektor szkoły zakazał ustawiania w klasach szopek bożonarodzeniowych. Dlaczego? Niech sam wyjaśni:
„Szkoła publiczna należy do wszystkich i nie wolno stwarzać jakiejkolwiek okazji do dyskryminacji – powiedział. – Odsetek uczniów nie-Włochów wynosi w naszej szkole prawie 30%. Nie może być w niej symboli, które dzielą”. Dodał też, że „bajeczki” o chrześcijaństwie jako jednym z korzeni kultury europejskiej nie da się już utrzymać. (1)
We Włoszech wybuchł skandal. Możecie sobie Państwo wyobrazić: jedni za, drudzy przeciw, z obu stron słowa poparcia, oburzenia itd. Dyrektor, który otrzymywał telefony z wyzwiskami i pogróżkami, szybko spuścił z tonu. Oświadczył, że nigdy szopki nie zakazywał, a jedynie dał wolny wybór nauczycielom. W dwóch klasach stanęły więc betlejemskie stajenki – i sprawa ucichła.
A ja ją chętnie odgrzeję, bo zafrapowała mnie rozmowa dziennikarzy Corriere della Sera z rodzicami uczniów nie-Włochów, których pan dyrektor bronił przed dyskryminacją. Pani Atti, Marokanka i zapewne muzułmanka, powiedziała: „Jesteśmy we Włoszech od lat. Moje dzieci uczestniczą w imprezach z okazji Bożego Narodzenia i proszą mnie o prezenty, dostosowaliśmy się. Nie ustawimy sobie szopki w domu, lecz jeśli robią to w szkole, nie ma problemu”.
Krótko mówiąc, jej szopka nie przeszkadza. Innym rodzicom nie-chrześcijanom też nie. Dlaczego więc dyrektor szkoły w Bergamo stał się – na swój sposób – świętszy od papieża?
Zresztą, nie tylko on i nie tylko we Włoszech. Niektórzy Amerykanie twierdzą, że tradycyjne życzenia Merry Christmas mogą kogoś urazić, należy więc zastąpić je neutralnym Happy Holidays.
Wszyscy przeciwnicy Bożego Narodzenia i jego symboliki argumentują, że trzeba się przeciwstawić „wykluczeniu” wyznawców innych religii oraz ludzi niewyznających żadnej. Jasne, nikt nie powinien wylądować za burtą. Czy jednak nie jest tak, że symbole religijne – od słów po budowle – przeszkadzają głównie obrońcom „wykluczonych”? Czy komuś z Państwa przeszkadzałyby życzenia z okazji święta zakończenia ramadanu? (Zwracam się do nie-muzułmanów). Bo mnie nie. Mało tego – czułbym się zaszczycony, że ów muzułmanin włączył mnie w krąg ludzi zasługujących na udział w tym, co dla niego ważne, dobre i piękne. Właśnie: włączył, a nie wykluczył.
Nie bardzo zresztą wiem, jak obrońcy „wykluczonych” zamierzają usunąć religię z pola widzenia. Można zdjąć krzyż z kościelnej wieży i półksiężyc z kopuły meczetu; mimo to wieża wciąż będzie się kojarzyć z chrześcijaństwem, a kopuła z islamem. Czy trzeba je będzie zburzyć lub przynajmniej przebudować, by móc „promować integrację w wielokulturowej społeczności”? (To cytat z artykułu o berlińskiej dzielnicy Kreuzberg-Friedrichshain). (2)
Nie lubię argumentu, że skoro chrześcijanie są w danym kraju większością, to wszyscy inni mają się do nich dostosować. Jednak to wcale nie znaczy, że ze szkół muszą zniknąć szopki i jasełka, a z elementarza – Boże Narodzenie.
Załóżmy, że mam w klasie większość katolików, kilku uczniów niewierzących, jednego muzułmanina i jednego wyznawcę judaizmu. Świetnie! Z katolikami zrobię szopkę, muzułmanin opowie o Dniu Odpuszczenia Win, żyd o Chanuce. Jeśli ci dwaj zechcą coś pokazać reszcie klasy – znakomicie. Dzieciaki nauczą się tolerancji nie dlatego, że wyrzuciliśmy religię do jakiegoś niebytu, lecz właśnie dlatego, że o niej mówimy. Uczniowie dowiedzą się, że różne religie nakazują człowiekowi z grubsza to samo: przebaczać, być dobrym dla innych, wspomagać biednych, wprowadzać pokój. To bardzo piękne przesłanie na Boże Narodzenie, prawda?
I z takim właśnie przesłaniem chcę Państwa zostawić. Życzę wszystkim Czytelnikom tego bloga dobrych, rodzinnych, pełnych pokoju i radości świąt Bożego Narodzenia. A także – jakże by inaczej? – do siego roku!
1 Vietato il presepe a scuola. Scoppia la protesta
2 No more Christmas? Berlin tries neutrality
Tomasz Małkowski
Czy w Polsce trzeba takie rzeczy tłumaczyć? Jeszcze kilka pokoleń temu (a w historii narodu to zaledwie mgnienie oka) było normą, że w jednej klasie, na jednym podwórku byli katolicy i starozakonni, prawosławni i protestanci, unici i muzułmanie (kolejność zupełnie przypadkowa). Lali się niemiłosiernie, wyzywali – ale wyrastali z nich dorośli, dla których oczywistością było, że należy szanować innych. A gdy Ojczyzna wzywała te wszystkie różnice traciły znaczenie. Bo w Polsce trochę tak, jak we współczesnej Ameryce – nie jest ważnym skąd jesteś, musisz być tylko lojalny wobec Rzeczy Wspólnej.
Na wschodnich terenach Rzeczypospolitej normą było podwójne obchodzenie świąt. Katolicy wstrzymywali się od prac niekoniecznych w prawosławne Boże Narodzenie (bo u sąsiada Święto), składali sąsiedzkie życzenia.
Wyobrażam sobie, że podobnie było tam, gdzie sąsiadowaliśmy z muzułmanami czy żydami.
To raczej my możemy uczyć tzw. zachodnich Europejczyków czym jest tolerancja i współistnienie.
A dziś? Miałem w klasie Świadków Jehowy. Nie było dla nich problemem, że w szkole urządza się Jasełka, robi Szopkę. Nie uczestniczyli w tym, ale też nie protestowali. Taka tolerancja w praktyce.
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia!