Podkusiło mnie, żeby rozprawić się z rozprawką, choć nie wiem, czy podołam – rozprawka, jako tekst wprawiający do pisania na poważne tematy, jest mocno zakorzeniona w naszej tradycji szkolno-polonistycznej. Uczy stawiania tezy (choć często teza jest zadana, więc tego akurat uczy tylko niekiedy), znajdowania argumentów na jej poparcie i bronienia ich. I właśnie w argumentach i obronie problem. Ale o tym za chwilę. Najpierw trochę osobistego żalu.
Znam polonistkę, która twierdzi, że każde wypracowanie, więc także rozprawka, powinno być napisane w trzech akapitach. Jeden akapit to wstęp, drugi rozwinięcie, trzeci zakończenie. Jeśli w rozwinięciu uczeń zastosuje kilka akapitów – na przykład rozpoczynając od nich nową myśl albo przechodząc do kolejnego argumentu – polonistka zaznacza to jako błąd. Wydawałoby się, że to niemożliwe, że nikt nie może tak uczyć stosowania akapitów i rozpoczynania nowej myśli, a jednak to prawda. Według tej polonistki wypracowanie = 3 akapity.
Znam też podręcznik (do wiedzy o społeczeństwie), w którym napisano, że „zadaniem opozycji jest zwalczanie rządu”. Nie patrzenie na ręce rządzącym, nie krytykowanie złych ustaw, nie proponowanie własnych rozwiązań, nie dyskusja nad potrzebami ludzi, których rząd niedostatecznie reprezentuje – tylko właśnie zwalczanie. Miło, prawda? Podręcznik funkcjonuje ze zmianami od ładnych kilku lat.
A teraz wróćmy do rozprawki. Czego może nauczyć ucznia znajdowanie trzech argumentów na poparcie mniej lub bardziej kontrowersyjnej tezy? Jedni powiedzą, że nauczy bronienia swoich racji, logicznego formułowania myśli, analizowania albo syntetyzowania, a ja raczej powiem, że nauczy zasklepiania w jednostronności i zamykania na argumenty innych. Dlaczego? Bo prowadzi do pospolitego błędu myślowego, który nazywa się efektem potwierdzenia albo błędem konfirmacji.
Błąd konfirmacji polega na preferowaniu tych informacji, które stanowią potwierdzenie naszych wcześniejszych oczekiwań i hipotez, niezależnie od tego, czy te informacje są prawdziwe. Pamiętacie może scenę z filmowej Konopielki, w której Kaziuk próbuje przekonać sąsiadów, że koszenie zboża kosą zamiast sierpem jest efektywniejsze?
Wszyscy poza Kaziukiem są przekonani (mimo ewidentnych faktów), że koszenie kosą nie tylko jest bezbożne, ale też mniej efektywne. Na nic nie zdają się dowody w postaci dużej połaci skoszonego przez Kaziuka pola. Ogólnie panujące przeświadczenie jest silniejsze. Mieszkańcy Taplarów popełniają błąd konfirmacji, wpisany w każdą kulturę tradycyjną, która opiera się na potwierdzaniu uznanych prawd i poglądów (a nie ich weryfikowaniu) oraz nakazie przestrzegania społecznego tabu. Postawa Kaziuka to łamanie tego tabu. Zderzenie dwóch sprzecznych postaw musi doprowadzić do katastrofy, czy, jak w przypadku motywu z Konopielki, do tragedii (brat zabija brata). Czego nas to powinno nauczyć? Może tego, że pryncypialne stawanie po jednej ze stron i odgrodzenie się od racji i prawa do odmienności myślowej drugiej strony może doprowadzić do tragedii? Błąd konfirmacji nie jest czymś typowym tylko dla kultur tradycyjnych. W naszej codziennej nowoczesności ten błąd ma się bardzo dobrze. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, w jakich sytuacjach może się ujawniać, niech zajrzy do Wikipedii, gdzie jest to wyczerpująco opisane. (1)
Na zagrożenia płynące z narzuconej jednostronności sądów można też spojrzeć od innej strony. Znane są doświadczenia socjologiczne pokazujące, do jakiego stopnia ludzie mogą się wczuć w doraźnie powierzone im role, mimo że w normalnych warunkach postawy, które reprezentują w eksperymencie, są im obce. Można przytoczyć dwa takie eksperymenty – Stanleya Milgrama z 1961 roku i Philipa Zimbardo z 1971 roku (znany jako eksperyment więzienny). W obu przypadkach okazywało się, że „normalni” ludzie są zdolni w imię przypisanej im roli społecznej zachowywać się nieludzko. Nie dlatego, że nie potrafią wczuć się w sytuację człowieka znajdującego się z drugiej strony łączącej ich relacji, ale dlatego, że czasowo pozwolono im nie brać pod uwagę racji i prawa do własnej woli tejże drugiej strony.
Wytaczam zbyt ciężkie działa? Co to ma wspólnego z rozprawką? A jednak – każąc uczniom wybierać argumenty potwierdzające zadaną tezę, pozwalamy im nie brać pod uwagę argumentów drugiej strony. Mówimy „brońcie swojej racji”. Oczywiście nie zakazujemy im obrania wyważonego obiektywnego stanowiska, nie mówimy „zwalczcie” argumenty drugiej strony.
Ale w eksperymencie więziennym także nikt nie mówił jednej ze stron (strażnikom) „macie zniszczyć psychikę więźniów”, „macie za wszelką cenę postawić na swoim”. A mimo to badani „normalni” ludzie, zdrowi psychicznie studenci tak właśnie robili – wystarczyło, że pozwolono im sądzić, że nie muszą przejmować się prawami drugiej strony. Tego, do jakich wniosków prowadzi naukowców obserwacja zachowań ludzi w eksperymencie Milgrama, nie będę przytaczał, bo faktycznie byłyby to zbyt ciężkie działa.
No a teraz zestawmy trzy pozornie niezwiązane ze sobą rzeczy: rozprawkę, jako najpowszechniej zadawaną uczniom gimnazjum pracę pisemną, zasadę pisania wypracowania w trzech akapitach oraz rzucone bez przemyślenia zdanie z jednego z podręczników do WOS-u. I zastanówmy się, czego uczą one nasze dzieci. Pisania prac, w których nie trzeba się wykazać akceptacją i zrozumieniem drugiej strony sporu. Pryncypialności i braku elastyczności w błahej sprawie, jaką jest kompozycja pracy, co jednak może się przełożyć na późniejszy deficyt oryginalności i wolności myślowej. Bezrozumnego i prymitywnego przeświadczenia, że inna opcję światopoglądową należy zwalczać.
Pięknie! Czy można się dziwić, że nie potrafimy się dogadać?