No i stało się. Wyniki, jakie uzyskali polscy gimnazjaliści (no cóż, trzeba tego słowa użyć) w Międzynarodowym Badaniu PISA 2018, raczej nie ucieszyły ministerialnych urzędników. Drugie miejsce w Europie w matematyce, trzecie miejsce w naukach przyrodniczych i również trzecie w rozumieniu czytanego tekstu!
Sukces polskich 15-latków w dużym stopniu podważył sensowność przeprowadzonej reformy. Okazało się (choć dla nikogo nie było to przecież tajemnicą), że dawny system kształcił niezwykle efektywnie. A przecież o tym, że był dobry, wiadomo od dobrych kilku lat. Osoby zaangażowane w edukację doskonale pamiętają wyniki badania PISA 2012. Polscy gimnazjaliści przebojem wdarli się wówczas do europejskiej czołówki, niewiele ustępując swoim „utytułowanym” rówieśnikom z Finlandii.
Minister Dariusz Piontkowski, poproszony o komentarz do tegorocznego sukcesu, nie miał więc łatwego zadania. Z jednej strony nie wypadało się za bardzo cieszyć, ale z drugiej – nie można było przecież tego międzynarodowego i prestiżowego bądź co bądź badania deprecjonować.
– My zmieniliśmy system dlatego, że w opinii i rodziców, i nauczycieli brakuje po prostu czasu, zwłaszcza w szkole średniej, na pogłębioną naukę i możliwość rozwijania tych umiejętności, które są badane m.in. w testach PISA – próbował dość karkołomnie bronić roboty, którą wykonała jego poprzedniczka, minister Anna Zalewska. Ale chyba nikogo do swoich racji nie przekonał.
Ze słów ministra można wnioskować, że w następnym badaniu PISA, które odbędzie się za trzy lata, wyniki będą jeszcze lepsze, bo reforma położyła nacisk właśnie na kształcenie właściwych i pożądanych umiejętności.
No cóż… Pożyjemy, zobaczymy. Trzeba jednak zauważyć, że zmieniły się podstawy programowe, które nauczycielom i uczniom nie dają za dużo oddechu, ponadto po likwidacji gimnazjów ze szkół odeszło wielu dobrych pedagogów, którzy niewątpliwie przyczynili się do sukcesu polskich uczniów. Ale oczywiście nie ma co zawczasu przesądzać o sprawie.
Przeglądając wyniki ostatniego egzaminu PISA, warto zwrócić uwagę na to, że polskie gimnazjalistki po raz pierwszy w historii tego badania osiągnęły z matematyki taki sam wynik co chłopcy! Dziewczyny zdobyły co prawda 515 punktów, a chłopcy 516, ale jest to różnica nieistotna statystycznie. Do tej pory chłopcy zawsze górowali matematycznie nad swoimi koleżankami. W 2006 roku ta przewaga wynosiła aż 9 punktów procentowych, w kolejnych badaniach, w 2009 i 2012 roku, zmniejszyła się do 4 punktów, ale już w 2015 wyniosła aż 12 punktów procentowych. Teraz wreszcie siły się wyrównały, co świadczy dobrze o polskiej szkole (a mówiąc ściśle – o polskich gimnazjach, które zostały już wygaszone). Wygląda na to, że nauczyciele potrafili przekonać dziewczyny, że matematyka to nie jest wyłącznie domena chłopaków, że nie ma żadnych obiektywnych powodów (poza utrwalonymi stereotypami), iż dziewczynki do matematyki się nie nadają. Na marginesie warto dodać, że tegoroczną, prestiżową nagrodę naukową tygodnika „Polityka” w dziedzinie nauk ścisłych otrzymała również dziewczyna, dr Iwona Chlebicka z Uniwersytetu Warszawskiego – reprezentantka pierwszego rocznika, który przeszedł przez gimnazjum.
W matematyce udało nam się również, co też jest sporym sukcesem, znacząco zmniejszyć (w porównaniu do poprzednich badań) odsetek uczniów najsłabszych i zwiększyć odsetek uczniów osiągających najlepsze wyniki.
No i trzeba wspomnieć o tym, że polskie dziewczyny nie tylko doszlusowały do poziomu chłopców w matematyce, ale uzyskały również taki sam wynik co ich koledzy w naukach przyrodniczych.
Jeśli chodzi o czytanie ze zrozumieniem, to tu już zdecydowanie górują nad swoimi kolegami i ta przewaga – we wszystkich edycjach badania – była zawsze znacząca, a niekiedy nawet i druzgocąca. Dość powiedzieć, że co piąty polski 15-latek ma poważny problem ze zrozumieniem tekstu, a dziewczynka jedynie co dziesiąta.
No cóż… na tym polu chłopcy muszą się wziąć do roboty. Więcej czytać, analizować, rozmawiać, dyskutować, przekonywać do swoich racji i starać się rozumieć rację oponentów.
I to rada nie tylko dla chłopców 15-letnich, ale również dla tych nieco starszych. Na przykład dla tych, którzy zasiadają w gmachu przy ul. Wiejskiej.
Paweł Mazur