Postaw na edukację

16.10.2020

Dzień Nauczyciela

Czyli gdzie jest ten piedestał?

Dzień Nauczyciela

Różne bywały Dni Nauczyciela. Słoneczne, deszczowe, a nawet z przymrozkami. Z reformą za pasem albo w trakcie wdrażania, z nowymi tabelkami do wypełnienia, w cieniu toczonych sporów, strajków i protestów przed ministerstwem. Bywały Dni Nauczyciela, w których dominowało poczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia dla nauczycielskiego trudu. Albo takie, które ktoś psuł złym lekceważącym słowem. Teraz mamy do kolekcji Dzień Nauczyciela w cieniu groźnego wirusa. Faktycznie, tego jeszcze nie było.

Na szczęście są i takie Dni Nauczyciela, kiedy to wszystko okazuje się nieważne, bo ci, dla których ten nauczycielski trud się podejmuje, rekompensują z nawiązką wszystkie przykrości. Czasem wystarczy prosty wierszyk lub laurka od nich albo nawet widok stremowanego pierwszaka w białej koszuli z kwiatkiem w ręce. A już najbardziej pewnie cieszy dobre słowo od szkolnego gagatka.

Z tą uczniowską wdzięcznością jest trochę jak z pokonywaniem siły ciążenia. Niby ta grawitacja jest taka powszechna i niemożliwa do przezwyciężenia, ale z drugiej strony przecież każdego dnia każdy z nas z łatwością ją pokonuje – na przykład podnosząc z biurka ołówek. Wielka siła powszechnego ciążenia okazuje się słabsza od naszych cherlawych mięśni (nie chcę nikogo urazić, myślę o sobie). Podobnie działa ten uczniowski kwiatek, wierszyk czy rysunek – niby drobiazg, a potrafi podźwignąć nauczycielskie samopoczucie, bywa że z poziomu podłogi, do pozycji dumnie wyprostowanej.

Bo tak mówiąc szczerze, nauczyciel to bohater. Rzec można – postać mityczna.

Ja wiem, rozumiem, że ta mityczna postać nauczyciela bywa postponowana – przez uczniów, rodziców, władze i wielu nie-nauczycieli. Że może być źródłem anegdot i niewybrednych żartów, obiektem kpin i lekceważenia. Ale proszę zwrócić uwagę, że takie negatywne reakcje nie spotykają każdego. Na to, żeby stać się bohaterem anegdot, a nawet zawistnych komentarzy, trzeba zasłużyć. Biblijny David był wyśmiewany, gdy stanął do walki z Goliatem. Herakles przez całe życie zmagał się z nienawiścią bogini Hery. Perseusz, zanim pokonał Meduzę, omal nie stracił życia zamknięty w skrzyni i wrzucony do morza. Odyseusz przez dziesięć lat błąkał się po morzach i lądach, żeby odnaleźć swoją Itakę. Romulus i Remus… Można te przykłady mnożyć. A bohaterowie bajeczni? Zawsze przechodzili trudną drogę, żeby ostatecznie stanąć na piedestale. Jak ten Jasiek, któremu ojciec zapisał w schedzie kota w butach, albo szewczyk Skuba – obaj doczekali się półkrólestwa, że o ręce królewny nie wspomnę.

A czym jest nauczycielski piedestał? Dlaczego mimo trudności, kłód rzucanych pod nogi, złych zawistnych języków i bieda pensji nauczyciele codziennie biorą do ręki swój kaganek i rozświetlają nim świat wokół gromadki średnio zainteresowanych i (zwłaszcza z rana) zaspanych młodych ludzi?

Może robią to, ponieważ wiedzą, że światło jest lepsze od ciemności, działanie – od bezczynności, a patrzenie wprost – od oglądania się za siebie.

A może nie ma nauczycielskiego piedestału? Może to po prostu zawód jak każdy inny. Ot taki urzędnik od przekazywania wiedzy. I uczenia, jak się uczyć. I od motywowania. I jeszcze od wychowywania. I od rozwiązywania młodzieńczych dylematów. I od trudnych rozmów z rodzicami. I od wypełniania dokumentacji szkolnej. No i od wprowadzania nowych wytycznych z kuratorium i z ministerstwa. I od ciągłego czytania lektur szkolnych albo przeliczania zadań. I od wymyślania nowych testów. I od kupowania sobie do pracy drukarki, laptopa, długopisu i ryzy papieru. I od szukania sponsorów do konkursów szkolnych. I od organizowania szkolnych dyskotek i wycieczek. I od zbierania pieniędzy na SKO. I od pilnowania porządku na przerwach. I od szukania kursów doskonalących siebie samego… Ot, zwykła codzienność?

A może jednak nagrodą za codzienne przezwyciężanie tych wszystkich obaw, trudności i niedocenienia jest miejsce w indywidualnej mitologii każdego z uczniów? Albo przynajmniej niektórych z nich? A jeśli nie w mitologii, to przynajmniej w anegdocie i wspomnieniach, które pozostają po latach. Mało jest zawodów, których wykonawcy odciskają takie piętno na całym życiu swoich kontrahentów. Czyli jednak jakiś piedestał. I to całkiem solidny. Jak ze spiżu.

Exegi monumentumaere perennius”. I tego, prawdę mówiąc, trochę nauczycielom zazdroszczę.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.