Wrzesień, jak się można było spodziewać, jednak nadszedł. Pogodowo mieliśmy go już w sierpniu, ale to nie początek jesiennej słoty jest w definicji września najważniejszy, tylko powrót dzieci do szkół.
Przypomniało mi się, jak kiedyś moja żona wracała z pracy i na wylotówce z miasta zatrzymał ją patrol drogówki. Jechała trochę za szybko, no i tak to się musiało skończyć. Podszedł do niej policjant, przedstawił się i poprosił o dokumenty. Ale zanim moja zestresowana żona zdążyła wygrzebać je z torebki, zapytał: „A czy pani nie uczy przypadkiem fizyki w ósemce?”.
I wywiązał się taki dialog:
– Tak, zgadza się, fizyki. Czy może uczyłam pana?
– Owszem, w gimnazjum, kilkanaście lat temu.
– Jak te lata lecą, nie poznałam, mundur jednak zmienia człowieka. A czy z tego powodu, że pana uczyłam fizyki, mogę się spodziewać wyższego czy niższego mandatu?
– Proszę jechać. Do widzenia.
I tak mojej żonie się upiekło. Policjant nie był wylewny, wiadomo, na służbie. Ale jednak chyba nie miał najgorszych wspomnień z lekcji fizyki w gimnazjum. Może je nawet doceniał, bo używa w pracy urządzenia powstałego dzięki odkryciu przez austriackiego fizyka Dopplera pewnego efektu zachowania fal oddalających się i zbliżających do przeszkody. Swoją drogą, jako że kiedyś bardzo dużo podróżowałem samochodem, BARDZO panu Dopplerowi za to odkrycie dziękuję! Mógłbym książkę napisać o spotkaniach z drogówką, oczywiście z dialogami. To zawsze są bardzo ciekawe rozmowy.
W każdym razie żona wróciła do domu może nawet trochę podbudowana, że jednak nie pozostawiła po sobie złego wrażenia.
Wspominam to zdarzenie, bo dobrze pokazuje ono, jak to się w nauczycielskim zawodzie dzieje z efektami pracy. Czasem są widoczne – któryś zdolny uczeń pójdzie na medycynę, inny zostanie profesorem, a jeszcze inny – politykiem (jak pokazuje doświadczenie – niekoniecznie ten zdolny). Będzie o nich głośno. Ale większość uczniów pójdzie sobie w świat, do codziennych zwykłych zawodów i trudno ocenić, jaki ślad po szkolnych zmaganiach z tym czy innym przedmiotem w nich został.
Czy powszechne i odwieczne wrażenie uczniów, że uczą się rzeczy, w których nie ma sensu i które nie mają związku z otaczającą rzeczywistością, po latach mija? Czy w końcu doceniają, że jakiś sens i jakiś związek nauki z życiem jednak istnieje?
Pewnie jedni doceniają, a inni nie. Jak ze wszystkim – jest różnie. Swoją drogą, w jakiś sposób ten dwojaki stosunek do nauki, czyli myślenie o niej albo jako o nudzeniu jajogłowych, albo jako o rzetelnej metodzie opisania świata za pomocą dostępnych narzędzi i metod, znajduje swoje odzwierciedlenie na przykład w stosunku ludzi do pandemii i szczepień. Dla tych, którzy rozumieją, na jakich zasadach nauka prowadzi do odkryć i znajduje rozwiązania ludzkich problemów, szczepionki są oczywistym dobrem. Być może niechęć do nich bierze się z braku tego zrozumienia. Chociaż tego akurat tak łatwo nie da się wytłumaczyć. Ale gdy nie wierzy się w naukę, to co pozostaje? Wiara w magię? Jako folklorysta wiem o magii sporo, a jedną rzecz przede wszystkim – nie działa.
Taka mnie refleksja naszła dziś rano, kiedy wyprowadzałem psa na jego poranny wyczekany spacer. Mijałem puste trzepaki, puste place zabaw i boiska. Nie żeby wcześniej były pełne, bo dzieci i młodzież nie wstają tak wcześnie jak mój pies, i nie rozbiegają się skoro świt po podwórkach, jak to było za moich czasów (nie ma to jak mitologia dzieciństwa, która nie musi opierać się na faktach!). Ale jednak coś się w krajobrazie zmieniło. Młodzi jednak wyszli z domów. Idą noga za nogą pojedynczo lub parami do szkoły. Ale jakoś bez wielkiego entuzjazmu (a im starsi, tym tego entuzjazmu mniej). Nawet mój pies to zauważył, bo jako życzliwa wszystkim istota merda do mijających nas przechodniów, ale bez żadnego efektu. Nie udaje mu się wymusić ani jednego głaska. Podobnie w podmiejskiej kolejce – zagęściło się młodzieżą, ale wszyscy jacyś tacy wyciszeni. Jakby to nie był początek września, kiedy działa jeszcze efekt nowego roku, tylko mroczny środek listopada. Co jest? A może mi się tylko zdaje?
Jako że jednak mamy wrzesień i początek roku szkolnego, chciałbym życzyć wszystkim nauczycielom, żeby w czasach istnienia tak wielu źródeł informacji, które nie zawsze są rzetelne i sprawdzone, udawało im się przekonać uczniów do dobra, jakim jest wiedza naukowa i związana z nią umiejętność weryfikowania faktów. I żeby po latach okazywało się, że robota nie poszła na marne, a w pamięci uczniów pozostawiło się dobre wrażenie. No i oczywiście, żeby jak ten policjant z drogówki, wykorzystywali w swojej pracy choćby odrobinę wiedzy naukowej, którą zdobyli w szkole.
Ale jak to zrobić, nie mam zielonego pojęcia.
Ryszard Bieńkowski