Postaw na edukację

26.01.2023

Być albo nie być… lubianym nauczycielem?

Oto jest pytanie

Być albo nie być… lubianym nauczycielem?

To bardzo miłe uczucie być lubianym człowiekiem. W naszym zawodzie świadomość, że uczniowie doceniają to, jak pracujemy i kim dla nich jesteśmy, że są nam wdzięczni za wysiłek i efekty, uskrzydla oraz pomaga uczyć i wychowywać nawet w niekomfortowych warunkach. Mogę chyba powiedzieć, że jestem uzależniony od uznania, ale wiem też, że jest druga strona medalu. Oznaki znudzenia moimi zajęciami, lekceważenie mojej pracy czy negatywne opinie na mój temat obniżają moje poczucie kompetencji, sensu misji; ranią i podcinają mi skrzydła. Jeżeli widzę przy tym wokół siebie innych, bardziej lubianych, którzy plasują się wyżej w rankingach oraz otrzymują nagrody od przełożonych – odczuwam smutek, zawód i… zazdrość. Spróbuję dziś wczuć się w dusze – swoją i większości szkolnej kadry pedagogicznej – i nieść im pociechę.

Zanim nasze emocje pod raz kolejny uzależnimy od subiektywnych ocen osób nie w pełni przygotowanych do wydawania opinii, niedoświadczonych w tym rzemiośle, często emocjonalnie niestabilnych, aczkolwiek wpływowych, odpowiedzmy sobie na kilka pytań.

1. Dlaczego zależy mi na byciu dobrze ocenioną osobą i jednocześnie tak źle znoszę negatywne opinie na swój temat?

Przecież nie zawsze jest tak źle, jak o mnie myślą inni, i nie zawsze jest też aż tak dobrze. Opiniowanie niesie ze sobą wiele zagrożeń, i to dla obu stron – ocenianej i oceniającej. Mówi się nawet (być może przesadnie), że ocenianie jest jedną z największych krzywd, jakie ludzie wyrządzają sobie bezkarnie. Potrzebujemy informacji zwrotnych na nasz temat, ale czy zaraz potrzebujemy pochwał lub krytyki? Potrzebujemy ewaluacji naszej pracy, ale nie bezwarunkowej akceptacji. Czy musimy karmić się opiniami innych i na nich budować obraz nas samych? A niestety, często się tak dzieje. Każdy z nas jest też odbiorcą nastawień naszych uczniów i współpracowników, czy tego chce czy nie chce. Wywieramy wpływ na samoocenę i samopoczucie uczniów, a oni – na nasze. Może zatem rzecz nie w tym, czy się przejmować tym, co myślą o nas inni, ale jak bardzo.

2. Kim są osoby, które mnie oceniają, i jakie są ich kryteria? Na czym im zależy w życiu i pracy oraz jakimi normami się kierują, ferując swoje wyroki?

To bardzo ciekawy problem. Potraktuję go tak, jak na to zasługuje, czyli: to zbyt złożony i zróżnicowany temat, żeby poświęcić mu tylko kilka zdań. Kto chciałby, niech się nad tym zaduma dłużej, uwzględniając konkretne przypadki.

3. Jak rozkłada się liczba opinii na mój temat, bo przecież nie wszyscy zgadzają się ze zdaniem, które zatruło mi właśnie samopoczucie?

Moi uczniowie pod tym względem dzielili się na trzy grupy. Pierwszą stanowili ci, którzy mnie lubili, szanowali i doceniali (nie była ona liczna). Drugą – ci, którzy mnie zdecydowanie nie lubili, nie kryli się z tym i mieli swoje powody. Najbardziej liczną grupą byli uczniowie w zasadzie neutralni, którzy może dziś nawet nie pamiętają, że mieli ze mną lekcje. Osoby z tej grupy najbardziej psują mi belferską samoocenę. Kim w końcu dla nich byłem?

Sam, będąc uczniem, nie lubiłem moich nauczycieli. Uważałem, że byli zbyt oschli, miałem do nich żal, że nie traktowali mnie jak partnera godnego rozmowy czy dyskusji. Oni zawsze wiedzieli lepiej, ja zaś miałem się uczyć. Budowana w szkole niechęć po latach złagodniała, nastąpiło zrozumienie i przyszedł szacunek. Już po maturze poznałem kilku nauczycieli, którzy pokazali mi, że wbrew tendencjom można pracować z innymi, minimalizując wpływ oceniania lub ograniczając go do wybranych obszarów, nie zaś do samych uczących się, oraz jak ważne jest w życiu kształtowanie odporności na sytuacje trudne, porażki i samo ocenianie.

Wnioski.

Dobrze jest być wysoko cenioną osobą, ale warto mieć zrównoważone zdanie na swój temat, efektów pracy, mocnych i słabych stron. Nad opinie nieprzemyślane i powodowane interesami oceniającej osoby warto przedkładać zdania uzasadnione specjalistycznymi argumentami. Mam wrażenie, że w szkołach zbyt dużo jest niepotrzebnych gier o nieuzasadnione pozytywne opinie i walki z równie pochopnymi negatywnymi ocenami.

Pamiętajmy, że każda pochwalona wobec grupy osoba powiększa grono odczuwających obniżoną samoocenę (lub inne demotywujące uczucia). Wszyscy jesteśmy w pewnym punkcie drogi do mistrzostwa, na której rywalizujemy głównie z samymi sobą. Warto określić, na czym ono ma polegać i jak mierzyć własne postępy w stosunku do obiektywnych kryteriów, a nie wyłącznie do osiągnięć innych.

Jeżeli, a mam na to wiele przykładów ze swojego życia, opiniowanie jest tak toksyczne i skoro musimy oceniać, zamieniajmy je w subiektywne i raczej pozytywne opinie, a najlepiej w rzeczowe informacje nieniosące ze sobą emocjonalnych podtekstów typu „jesteś super” czy „jesteś do niczego”.

Podobno jedna negatywna opinia na nasz temat zagłusza sześć pozytywnych. Dlatego uczmy się nie przywiązywać do opinii o nas i uczmy tego innych. Ograniczajmy ocenianie i za bardzo nie przejmujmy się ocenami. Starajmy się zrozumieć ich znaczenie i nie przeceniać motywacyjnej roli opiniowania. Bądźmy jak najlepsi w tym, co robimy, dążmy nawet do perfekcji, ale nie oczekujmy nagród i nie przejmujmy się, gdy ktoś nas nie docenia. Popełnianie błędów, wiążące się z poddawaniem pod krytykę, jest częścią naszego życia. Sukcesami, jak mawiał Winston Churchill, są wyłącznie sytuacje, w których podnosimy się po niepowodzeniu, wyciągamy wnioski i nie rozpamiętujemy.

Tym zaś, którzy tak jak ja lubią być chwaleni, polecam następującą metodę, dzięki której mogę sam stosować się do powyższych rad i systematycznie podnoszę samoocenę, zmniejszając emocjonalne konsekwencje krytyki. Wybrałem zadanie, coś, czego się uczę systematycznie i czego nikt inny z opiniotwórczych ludzi nie robi. Każdego dnia ćwiczę tę umiejętność, stając się w niej coraz lepszy (i przy okazji lepszy od innych). Każdy sobie powinien wybrać w tej kwestii to, co naprawdę lubi robić. Może to być coś związanego z gotowaniem, szeroko pojętym tworzeniem, pisaniem lub uczeniem się czegoś na pamięć w dużych ilościach (np. wierszy). Polecam, to działa.

Marek Pisarski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.