Dzisiaj Dzień Kobiet. Międzynarodowy. Przez większość pań obchodzony, przez część kontestowany – ale mocno wrośnięty w nasz cywilny rok obrzędowy. Panie z pewnością zostały przez swoich uczniów odpowiednio uhonorowane, docenione, obdarowane symbolicznym tulipanem. To bardzo miła tradycja, zwłaszcza że szkoła opiera się przede wszystkim na pracy mądrych, empatycznych, miłych i życzliwych kobiet, które należy obdarowywać kwiatami. Panowie, proszę mi dzisiaj wybaczyć, ale jesteśmy mniejszością – „znaj proporcją, mocium panie”.
Zwłaszcza że to docenienie kobiet nie zawsze było tak oczywiste. Samo święto ma niewiele ponad 100 lat (po raz pierwszy obchodzono je w 1910 roku), a jego początek łączy się z walką kobiet o równe prawa. A wcześniej różnie z tym bywało. Nie trzeba nawet zaglądać do kart historii, żeby się o tym przekonać. Wystarczy sięgnąć do „mądrości” narodów, czyli do przysłów.
I już to, które jako pierwsze się nasuwa, czyli funkcjonujące dzisiaj w brzmieniu „Baba z wozu, koniom lżej”, daje do myślenia. Odnotował je już w 1618 roku Salomon Rysiński, pierwszy nasz paremiograf (pierwszy, nie pierwszy – byli przecież wcześniej i Biernat z Lublina, i Mikołaj Rej, i jeszcze inni – tyle że Salomon Rysiński zebrał i wydał przysłowia jako przysłowia, a nie jakieś tam bajki czy przypowieści).
Co ciekawe Rysiński, a po nim Grzegorz Knapski, a po nich jeszcze Pasek, Potocki, Linde i inni notowali to przysłowie w innej formie: „Baba z wozu, kołom (kółkom) lżej”. Wersja z końmi pojawiła się dopiero w XIX wieku, ale i wtedy funkcjonowała jeszcze obocznie do wersji z kołami (na przykład Józef Kraszewski podaje wersję wcześniejszą, a u Kolberga można znaleźć obie). Wynika z tego, że mądrości ludowe z czasem się nieco zmieniają, nie są tak statyczne, jak nam się wydaje. Myślenie o tym, co warto ochraniać, ewoluuje. Najpierw był to sprzęt, później zwierzę… Niestety, niezależnie od wersji przysłowiowa baba zawsze była źle widziana i nikt przez wieki nie pomyślał o ulżeniu właśnie jej. Przynajmniej nikt z mędrców ludowych podających przysłowie dalej. Wstyd.
Weźmy inne stare przysłowie: „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” – w tej wersji znamy je dzięki Szymonowi Budnemu, ojcu literatury białoruskiej, który zapisał je około 1580 roku. Ale znamy je w innej wersji także dzięki Mikołajowi Rejowi, który jeszcze wcześniej, bo w 1545 roku zapisał: „Czart przez białą głowę wiele złego sprawi” – no już mocniej skrzywdzić kobiet nie mógł. O ile wersja Budnego (choć nie wiadomo, czy tak się nazywał, może tylko pochodził z miejscowości Budne) w jakiś przewrotny sposób nobilituje kobiety – ich spryt, zaciętość, siłę przebicia – to ta Rejowa daje wykładnię wprost, przypisując kobiecie diabelskie działanie.
Właściwie nie wiadomo, dlaczego tak to Rej ujął, przecież był całkiem poczciwym poetą. Może dlatego że luter? Bo Adam Gdacjusz, też luteranin, w 1568 roku przekonywał, że: „Niewiasta jest połowicą człowieka bożego, połowicą diabłową”. Co za czasy, co za obyczaje! Dobrze, że to odeszło i nie wróci. Nie wróci, prawda? Bo chyba nie przypomina to czasów niedawno słusznie minionych?
Na jednym z przedmiotów zawodowych, chociaż nie pamiętam już jego nazwy, dość pechowo wpadałem na ściąganiu, i to niestety dość często. Kreśliliśmy tam obwody elektroniczne o określonych parametrach. Słabo mi szła nauka tej umiejętności, a talentu ewidentnie do tego nie miałem. Jako że jestem w gruncie rzeczy uczciwym człowiekiem, prawdopodobnie od razu było po mnie widać, że coś kombinuję. Może zamiast udawać ze wzrokiem wbitym w blat biurka, że się nad czymś głowię, rozglądałem się, czy nauczyciel na mnie patrzy. A na złodzieju czapka gore (Salomon Rysiński, 1618).
Jak wiele przysłów tak i to jest niejednoznaczne, przez co daje do myślenia. Bo z jednej strony mogło się wziąć z obserwacji przeprowadzanych przez pokolenia śledczych, policjantów, sędziów i nauczycieli, z których to obserwacji jasno wynika, że po dokonaniu niegodnego uczynku zachowujemy się dziwacznie i przez to łatwo nas przyłapać i zdemaskować. Ale z drugiej strony przysłowie też mówi o tym, że jednak mamy sumienie – choćbyśmy byli przysłowiowymi złodziejami (kłamczuszkami, krętaczami, oszustami i klasówkowymi ściągaczami), to i tak nie damy rady tego ukryć, bo pierwiastek uczciwości nas zdemaskuje. Może nie wszystkich, bo są ludzie, którzy nawet złapani za ręką mówią, że to nie ich ręka, ale z pewnością większość. W sumie to na dwoje babka wróżyła (Wacław Potocki, 1674).
Swoją drogą niegdyś w tym przysłowiu nie było „babki” tylko „wróżka”, a brzmiało ono u Potockiego „Na dwoje wróżka idzie” – i chociaż co prawda mowa jest o wróżbie, która może znaczyć i tamto, i owamto, to jednak jest w tym przysłowiu przynajmniej trochę respektu w stosunku do kobiecych zdolności (rozumianych tak jak je rozumiano w czasach inkwizycji). Wróżka, wiedźma, czy też ostatecznie babka-szeptucha to jednak postaci, do których należało czuć respekt.
Niewiele jest wśród tych najstarszych przysłów takich, które byłyby w stosunku do kobiet jednoznacznie pozytywne, więcej jest takich, w których rozgrywa się mocowanie ze zrozumieniem złożoności kobiecej natury (bo zakładam, że autorami tych przysłów byli jednak mężczyźni). Nawet Mickiewicz sformułował sąd, który stał się powiedzeniem, nieomal przysłowiem – „Kobieto, puchu marny”. Lecz one, choćby przewrotnie, ale jednak nobilitowałyby kobiety:
Jedna baba kamień do studni wwali, a dziesięć go chłopów nie dobędzie (Salomon Rysiński, 1618).
I we dnie mądre baby jeżdżą na ożogu (aluzja do czarownic jeżdżących na Łysą Górę, Wacław Potocki, 1674).
Długo ten pokuka, kto babę oszuka (odnotowujący nieznany, około 1570).
Łatwiej sto zegarków niż dziesięć bab zgodzić (Wacław Potocki, 1674).
Mężniejsza baba na górze niż nalepszy rycerz na dole (odnotowujący nieznany, około 1580).
Babę rozdrażnić to gorzej niż diabła (odnotowujący nieznany, 1632, ale też Żeglicki, 1735 i Linde 1806).
I tym optymistycznym akcentem zakończę – dołączając się do podziwu wobec kobiet. Bo to z podziwu te wszystkie przysłowia się wzięły. A że znaczenia w języku się zmieniają, tak i ten po-dziw także. Kiedyś było to dziwowanie się, zdziwienie, przeczucie odmienności, które kazało z rezerwą i lekkim przestrachem patrzeć i podziwiać. Teraz został już tylko zwykły podziw dla wszystkich tych cech, które kobiety w sobie noszą, a które powodują, że tak je kochamy.
Ryszard Bieńkowski
PS „Masz, babo, placek” to oczywiście Sienkiewiczowy Zagłoba, 1884.