Postaw na edukację

31.01.2025

Ażeby nam wieszcz Adam nie obrzydł do reszty

Pozwólmy mu odpocząć, niech już nam nie wieszczy

Ażeby nam wieszcz Adam nie obrzydł do reszty

Miało być tak pięknie, młodzież dzięki dogłębnej znajomości kodu kulturowego (wspólnego nam, naszym dziadkom i pradziadkom) miała się lepiej odnajdywać w świecie kultury. Ba, miała poczynić znaczący postęp kulturowy, a właściwie zwrot ku kulturze, a nawet powrócić do starych dobrych relacji międzyludzkich i międzypokoleniowych (tak starych, że nikt ich nie pamięta – chyba że z bajek). Wszystko to miał sprawić wprowadzony 8 lat temu kanon lektur obowiązkowych, na którego czele stanął Pan Tadeusz. Omawiany zresztą porcjami już od 4 klasy. Młodzież miała omalże mówić 13-zgłoskowcem (tak jak nasi dziadkowie i pradziadkowie), recytować z pamięci co lepsze kawałki, rozprawiać o biesiadowaniu, polowaniach, szykować się do powstania i nucić poloneza…

Najwidoczniej jednak coś poszło nie tak, skoro Pan Tadeusz nie wrócił w ostatnich latach do żywego obiegu kulturowego w postaci choćby echa, nawiązania, wyjętego wątku wrzuconego w dzisiejszy kontekst, przerobionej frazy – nawet w formie żartu na TikToku czy internetowego mema. O zachowaniach wprost wyjętych z Soplicowa nawet nie wspomnę. Cisza w popkulturze.

Jedyne, co z Pana Tadeusza zostało i jest wiecznie żywe w naszej obyczajowości, to kłótnie na zaścianku i skłonność do bitki. Ale do tego inspiracja tym szlacheckim poematem wcale nie była potrzebna. Wystarczyło wpuścić takich współczesnych sobiepanków do telewizyjnego studia.

Podobnie jest z prawie całym kanonem lekturowym w szkole podstawowej, który z napisem „obowiązkowe” został wstawiony do podstawy programowej bez refleksji, że na tym etapie trzeba najpierw nauczyć świadomego odbioru prostego tekstu literackiego, a dopiero potem wprowadzać bardziej złożone utwory. Zupełnie na końcu zaś życzyć sobie od uczniów samodzielnego czytania tych złożonych utworów. Bo – i tu będzie światła myśl – tekst tekstowi nierówny, o czym wie każdy rozsądny polonista. A umiejętność czytania, jak każda inna umiejętność nabywana w szkole, ma swoje zakresy i stopnie wtajemniczania. Jakoś nikt nie każe czwartoklasiście zgłębiać zagadnień wyższej matematyki, daje się mu czas na poznanie podstawowych działań, które są niezbędne do podejmowania kolejnych trudniejszych kroków. Na fizyce w szkole mówi się o 3 podstawowych stanach skupienia, mimo że fizycy teoretyczni wyróżniają takich stanów skupienia kilkanaście, łącznie z kondensatem Bosego-Einsteina, którego istnienie niedawno zostało doświadczalnie udowodnione (po 70 latach od teoretycznego opisania).

Daleko nie szukając, na języku polskim, a dokładniej w nauce o języku, też stosuje się tę zasadę. Przy omawianiu rodzajów rzeczownika sprowadza się je dla uproszczenia do trzech podstawowych, występujących w liczbie pojedynczej, mimo że w liczbie mnogiej można opisać tyle rodzajów, na ile tylko ma się ochotę (w zależności od przyjętej klasyfikacji).

A z lekturami nagle jest inaczej. Trudne, przeznaczone dla wyrobionych czytelników, wysubtelnione i zniuansowane utwory trafiają na warsztat szkolny, gdzie są przykrajane do miary wymagań egzaminacyjnych. A ta miara to znajomość wydarzeń i bohaterów. Cała reszta jest odcinana jak u  Prokrusta, który dopasowywał swoich gości do zrobionych przez siebie łóżek. Szkoda i uczniów, i pomnikowych twórców. A pozytywnych efektów tego zwrotu ku klasyce nie widać.

Tymczasem mamy wysyp dobrej literatury dla dzieci i młodzieży. Naszej, rodzimej, nawet nawiązującej do kodów kulturowych, o które tak bardzo zabiegali autorzy obecnego kanonu lektur. Naprawdę nie ma problemu z tym, żeby wybrać współczesne, młodsze niż najmłodszy w kanonie obowiązkowym Kajko i Kokosz (w tym roku stuknie zeszytowi Szkoła latania pięćdziesiątka!), utwory skierowane do młodych czytelników i nimi ich zachwycić. Albo przynajmniej zaciekawić, ostatecznie choćby nimi nie zniechęcić do czytania. I o tym, jakie to są utwory i gdzie ich szukać, bardzo dobrze wiedzą polonistki i poloniści, którzy wynajdują je dla swoich uczniów, żeby choć trochę umilić im mordęgę lekturową. Na klasykę przyjdzie przecież czas w szkole średniej, kiedy epoka po epoce wprowadza się klasyczne teksty – w powiązaniu z duchem swoich czasów, a nie w izolacji od dziejowego kodu, który umożliwia ich zrozumienie i docenienie.

Pewnie, że Prokrustowie od przykrajania uczniów do miary egzaminacyjnej będą mieli trudniej, ale ostatecznie można ich zapytać słowami klasyka: „Czy nos dla tabakiery, czy ona dla nosa?”. I niech się zastanowią nad dylematem księdza biskupa.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.