Postaw na edukację

06.02.2025

Sport to zdrowie

Ale nie w szkole

Sport to zdrowie

Wyobraźmy sobie taką oto hipotetyczną sytuację. Dzieciaki w szkole w ogóle nie chcą czytać lektur, kiedy tylko mogą, urywają się z lekcji polskiego, a jak już jakimś cudem się na tej lekcji znajdą, to wydają się kompletnie znudzone i niezainteresowane tematem. Uczeń, który w całości przeczyta zadaną przez nauczyciela lekturę, stanowi zjawisko równie rzadkie jak rozbłysk komety na niebie. Polonista może mówić o dużym szczęściu, jeśli choć połowa klasy zerknie do jakiegoś bryku i dzięki temu wykaże jako taką orientację w temacie.

Ale za to po lekcjach odbywa się czytelnicze szaleństwo. Uczniowie mnóstwo czasu spędzają w prywatnych, dobrze zaopatrzonych bibliotekach, uczestniczą w spotkaniach z autorami, wymieniają się uwagami na temat przeczytanych lektur, pożyczają sobie nawzajem książki i pisma krytycznoliterackie. Brzmi to nieco abstrakcyjnie, ale z taką sytuacją mamy do czynienia w wypadku zajęć z… wychowania fizycznego. Uczniowie lekcji WF-u nie lubią, uważają je za nudne i bezużyteczne, jeśli tylko mają możliwość, to się z nich ochoczo zwalniają (pomocni są tu rodzice), ale po lekcjach z entuzjazmem spędzają czas na siłowni czy w rozmaitych klubach sztuk walki.

Gdyby taka sytuacja dotyczyła literatury, to wydawałoby się, że nic prostszego, jak przekuć tę czytelniczą energię na szkolne potrzeby. Wystarczyłoby jedynie zmienić nieco lekcje i dobór lektur, a uczniowie gadaliby o literaturze jak najęci również w szkolnych murach. Niestety, z lekcjami WF-u już tak prosto nie jest…

Kiedy do szkół uczęszczało pokolenie dzisiejszych 40- i 50-latków, lekcje były nudne i odstręczające od sportu i takie do dzisiaj pozostały. Wszelkie generalizacje są oczywiście krzywdzące, bywają bowiem chlubne wyjątki, ale można przyjąć, że tak właśnie jest. A świadczą o tym niezbicie wyniki badania kompetencji ruchowej młodzieży szkolnej, z których wynika, że wychodzi ona ze szkół w gorszej formie, niż do niej przyszła! U dziewcząt sprawność maleje od 13 roku życia, a u chłopców od 16. Współczesne dzieciaki osiągają gorsze wyniki niż ich rówieśnicy 10 czy nawet 25 lat temu. Na przykład w skoku w dal ta różnica wynosi aż 20 cm!

Przygotowywana jest nowa podstawa programowa, która ma lekcje WF-u diametralnie odmienić i skutecznie położyć tamę temu spadkowi sprawności naszej młodzieży. Doceniam oczywiście te wysiłki, ale sam papier niczego przecież nie zmieni. Zawsze najważniejszy jest człowiek. Jeśli nauczyciel przez kilkadziesiąt lat dawał dzieciakom piłkę, a jeszcze nie daj Bóg sam w tym czasie szedł do kantorka palić papierosy, to żadna, najlepsza nawet, podstawa programowa niczego tutaj nie poprawi. Kiedy ja chodziłem do szkół, a było to wieki temu, w cenie byli uczniowie, którzy mogli wygrać dla szkoły jakieś zawody, zarówno lekkoatletyczne, jak i w różnych grach zespołowych. Reszta uczniów w zasadzie się nie liczyła, a ich brak sprawności i kompetencji ruchowej był często na lekcjach wyśmiewany przez wuefistów (u mnie w podstawówce to była rzecz nagminna). Trzeba więc zmienić podejście do sportu szkolnego. On powinien być przede wszystkim elementem zachowania zdrowia i dobrego samopoczucia. „W zdrowym ciele zdrowy duch” – banał, no jasne, ale nikt tego banału do tej pory nie zdyskredytował. Mój syn przez osiem godzin ciężko pracuje. Przychodzi do domu, zje obiad, chwilę odpocznie, a potem idzie na siłownię. Codziennie. Wraca późnym wieczorem, a na jego twarzy maluje się szczęście.

– Jak ja się dobrze po takim wysiłku czuję – często mówi.

Ale on miał świetnego wuefistę w podstawówce (karatekę), dla którego liczyło się każde dziecko, niezależnie od stopnia jego ruchowej sprawności. Potrafił zachęcać do wysiłku, do codziennego ruchu, do pokonywania swoich słabości.

I mojego syna zachęcił. Chyba aż za bardzo.     

Paweł Mazur     

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.