Postaw na edukację

11.04.2025

Inkwizycja zapukała do szkół

Oczywiście chce pomóc

Inkwizycja zapukała do szkół

Działalność inkwizycji, jak wszyscy wiemy, polegała z grubsza na wyszukiwaniu heretyków, a następnie ich nawracaniu i karaniu. A tym, co pozwalało uznać kogoś za heretyka, była niezgodność jego przekonań, myśli lub czynów z postanowieniami ujętymi w dokumentach soborowych, synodalnych oraz bullach papieskich. Niekoniecznie chodziło o zgodność czy niezgodność z Biblią, bo przecież inkwizycja była urzędem, zatem opierała się na rozporządzeniach i przepisach, które decydowały, co jest słuszne i zgodne z Pismem.

Czytam właśnie badanie przeprowadzone przez pewne stowarzyszenie (inkwizycja swoje procedury także nazywała badaniem) na temat zgodności procedur szkolnych z oficjalnymi dokumentami regulującymi oświatę. I nie jest dobrze, moi drodzy.

Przede wszystkim proszę sobie wyobrazić, że na zapytania zadane przez to stowarzyszenie zdecydowała się odpowiedzieć niespełna połowa szkół. Zapytania dotyczyły 70 zagadnień z zakresu informacji publicznej.  Pozostałe szkoły, czyli więcej niż połowa, zignorowały to uprzejme zapytanie zadane w trybie administracyjnym, co jest bardzo bulwersujące (zwłaszcza dla tego stowarzyszenia). Swoją drogą – inkwizycja też najpierw wzywała do dobrowolnego przyznania się do herezji. Dopiero później zabierała się do dzieła. A skoro już mowa o herezji, to zobaczmy, jakie odstępstwa od świętych dokumentów oświatowych znaleziono w odpowiedziach otrzymanych od szkół.

Statuty szkolne bezprawnie regulują problem wyglądu ucznia – mogą co prawda określać kwestie ubioru, ale wara im od biżuterii, makijażu i paznokci. Tymczasem znajdują się w tych statutach na przykład sugestie, że wygląd ucznia powinien być „schludny, skromny, estetyczny, w stonowanych kolorach, elegancki”. Zgroza, herezja i sodoma – siarką czuć na odległość.

Druga ujawniona w badaniu a bulwersująca sprawa to ocenianie. Na przykład niezgodne z prawem jest stawianie oceny niedostatecznej za brak pracy domowej, nieobecność na sprawdzianie czy określoną liczbę nieprzygotowania do lekcji. Tymczasem, jak mówi prawo, oceniane mogą być tylko osiągnięcia edukacyjne. Proszę spojrzeć na tę niesamowitą logikę (ja jestem pod wrażeniem) – nieprzygotowanie czy brak pracy domowej osiągnięciami nie są, więc nie można tego oceniać! Szach-mat. W takim razie pusta kartka oddana na sprawdzianie też osiągnięciem nie jest, nie wolno oceniać. Brak odpowiedzi na pytanie przy tablicy to też żadne osiągnięcie. Ocena za to? Herezja. Obiboki, lenie i wałkonie – zapaliło się dla was światło nadziei, o którym moje pokolenie szkolnych cwaniaczków mogło tylko marzyć.

Trzecia odkryta przez stowarzyszenie herezja szkolna – brak ochrony wizerunku uczniów. Imprezy szkolne z udziałem młodzieży, wspólnie robione projekty, doświadczenia, zawody sportowe, akademie ku czci – zdjęcia dokumentujące te wydarzenia lądują na gazetkach szkolnych albo na profilach internetowych szkoły. Co prawda za zgodą rodziców, ale akurat w tym wypadku to jeszcze gorzej, bo (znowu logika, przed którą klękam) nawet rodzic nie ma prawa dysponować wizerunkiem dziecka, ponieważ tenże wizerunek (zdjęcie Kasi, dumnie pozującej do zdjęcia z pucharem za zajęcie pierwszego miejsca) jest dobrem osobistym, któremu należy się ochrona, jak stanowią dokumenty. Ochrona, czyli, jak argumentuje stowarzyszenie: „zabezpieczenie przed czymś niekorzystnym, złym lub niebezpiecznym”. Więc znowu zło, herezja i niebezpieczeństwo czają się w gazetkach szkolnych i na profilach internetowych szkoły. Spalić albo spławić w przeręblu – profilaktycznie.

Kolejne odstępstwo szkół to zakazywanie uczniom używania telefonów, a zwłaszcza odbieranie ich, kiedy uczniowie złamią umówione zasady. Przy czym złe są zarówno zakazywanie oraz odbieranie, jak i same zasady, na jakich się to odbywa. Jedynym dopuszczalnym i zgodnym z prawem sposobem na rozwiązanie kwestii smartfonów byłoby, według stowarzyszenia, zorganizowane dobrowolne oddawanie telefonów do swego rodzaju depozytu, czyli odłożenie ich do przygotowanej szafki. Byłoby – zatem nie jest. A dlaczego? Otóż „przy dobrowolnym oddaniu telefonu dochodzi bowiem do zawarcia dorozumianej umowy przechowania. Zgodnie z kodeksem cywilnym odpowiedzialność za ewentualne uszkodzenie przedmiotu ponosi zatem organ prowadzący szkołę (najczęściej gmina)”. Trzeba więc kolejnych przepisów, dodatkowych uregulowań i jeszcze więcej analiz prawnych, żeby zgodnie ze Świętym Paragrafem zakazać ściągania na klasówce przez internet, oglądania filmików, odpowiadania na zaczepki z portali społecznościowych, nagrywania korytarzowych bójek i aranżowania beki z nauczyciela, która się tak dobrze później rozchodzi.

Dalej jest jeszcze mowa o tym, że źle się ma samorządność uczniowska – a dzieje się tak dlatego, że regulują ją dyrekcja i nauczyciele. A jakie w tym jest zło? Chociażby takie, że zabraniają kandydowania do takiego samorządu wagarowiczom i łobuzom. A w świetle przepisów to dyskryminacja.

W ogóle „światło przepisów” to wspaniałe określenie – bo któż miałby wątpliwości, że ono jest najważniejsze. Tymczasem przepisy przepisami, a życie życiem. Może więc ktoś by zbadał „światło życia”, czyli realizację przez przepisy realnych potrzeb szkoły. O, to by była ciekawa lektura.

Gdzie jeszcze w szkołach czai się zło? Nie domyślilibyście się Państwo. A może się ktoś chce przyznać? Inkwizycja w takich wypadkach odstępowała od tortur. Niekiedy.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.