Postaw na edukację

12.09.2025

Afera starachowicka

Czyli za co można zwolnić nauczyciela

Afera starachowicka

Podobno są rzeczy, które się robią same – wąsy same się robią, podobno bałagan też. Ale najbardziej sama robi się przesada i histeria.

I z taką przesadą i histerią mieliśmy do czynienia w zeszłym tygodniu, kiedy zwolniono z pracy nauczycielki, które odpowiadały za organizację uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego w Starachowicach.

Dlaczego uważam, że to przesada? Ponieważ kara jest niewspółmierna do winy? Nie, to by było za proste i niesprawiedliwe, a do tego ocenne. Kioskarka z Misia powiedziałaby, że przecież „duchem świętym nie jestem”.

W ogóle nie widzę tu winy nauczycielek. Winy uczniów i uczennic śpiewających zakazane piosenki też nie widzę.

Cała afera to jedna wielka przesada, która wzięła się z modnej u nas ostatnio świeckiej dewocji połączonej z płaską interpretacją świata. Ta płaska interpretacja świata polega na tym, że obraz oglądanej rzeczywistości rozumie się tylko przez to, co się znajduje na pierwszym planie. Głębi i niuansów nawet się nie przeczuwa.

W Starachowicach polegało to na tym, że ktoś o takim krótkim loncie wybuchł gniewem na coś, co było występem, inscenizacją. Jak donosi prasa, występ młodzieży szkolnej zawierał fragment piosenki discopolo, w której padają słowa: „W Dubaju w hotelu na swoim weselu / Będę pijana, będę pijana…”. Uczniowie to zaśpiewali, a opiekujące się występem nauczycielki nie ocenzurowały słów o byciu pijaną podczas wesela.

Tylko niech mi ktoś powie, co tu cenzurować? Co prawda wesele w Dubaju to może niezbyt częsta okoliczność, ale jeśli to jednak metafora na przykład wystawnego wesela, to czy panna młoda nie ma prawa być na nim oszołomiona? Przypomnę, że jednym z przynależnych zabawie atrybutów jest ilinx, czyli oszołomienie właśnie. Starachowicka młodzież raczej nie zna znakomitego dzieła Johana Huizingi Homo ludens, które opisuje od strony antropologicznej ludzką skłonność do zabawy – jednak intuicyjną więź z zabawą ma i rozumie właśnie przede wszystkim młodzież. Wynika to z natury. Inny autor znakomitego opracowania na temat zabawy – Jerzy Cieślikowski – zaproponował najkrótszą funkcjonalną definicję dziecka: „dziecko: bawi się” (cytuję z pamięci). Bardzo polecam Wielką zabawę tegoż autora. Zwłaszcza osobom, które jedynie okazyjnie interesują się dziećmi, dojrzewaniem i szkołą – na przykład zaszczycając jako radny rozpoczęcie roku w takich Starachowicach albo innym mieście.

Oszołomić się w zabawie można na różne sposoby – chociażby kręcąc się aż do poczucia mdłości i utraty równowagi. Dążenie do oszołomienia w zabawie pozwalało też korzystać z używek. Czy młodzież powinna to robić? Oczywiście że nie. A czy młodzież wie o tym, że istnieje coś takiego jak oszołomienie? Oczywiście że tak. I to na pewno nie ze szkoły, już bardziej z domu. Ale przede wszystkim z faktu bycia homo ludens.

Podobno śpiewający uczniowie sami dokonali cenzury tekstu tej głupawej piosenki, pominęli między innymi wulgaryzmy znajdujące się w tekście, a sam utwór wkomponowali w inscenizację spotkania samorządu szkolnego jako coś w rodzaju krytyki pewnego rodzaju zachowania. Zatem satyra. Satyra i zabawa. Tym bardziej nie wiem, gdzie tu jest powód do zwolnienia nauczycielek. Nawet jeśli byłyby to nauczycielki muzyki, które nie dały uczniom dobrych muzycznych wzorców. Bardzo kulturalny kabaret Hrabi recytował kiedyś ze sceny „Majteczki w kropeczki, o ho ho ho”. Mógł to zrobić bez narażania się na obciach, ponieważ inscenizował ten tekst.

Dlatego dla osób, które się oburzyły „aferą starachowicką”, mam kilka informacji:

Członkowie zespołu Kiss, którzy na scenie przyoblekali się w stroje hipermetalowych klownów, na co dzień noszą się całkiem normalnie. Czasem niektórzy z nich jeszcze teraz ubiorą się tak, jak w latach świetności, na przykład do fotografii. Ale to nadal jest sceniczna poza.

Rowan Atkinson w codziennym życiu nie jest głupkowatym Jasiem Fasolą. To jego rola wykreowana na potrzeby serialu komediowego.

Marek Kondrat wcielający się w postać Lucjusza w Igraszkach z diabłem nie jest prawdziwym diabłem.

Katarzyna Stankiewicz śpiewająca „Widziałam orła cień” nie musiała oglądać tego cienia naprawdę, mogła go sobie wyobrazić – zwłaszcza że ten cień „do góry wzbił się, niczym wiatr”, co nie jest zbyt powszechnym zjawiskiem fizycznym. Licentia poetica! Wolno jej było tak zaśpiewać.

A nawet i tu pewnie tych oburzonych zaskoczę najbardziej, ślub wzięty w filmie nie jest ważny w życiu pozafilmowym. Aktorzy, którzy pobierali się na planie wielokrotnie, nie są bigamistami. Nie linczujcie ich!

Na koniec coś z zupełnie innej beczki: w Panu Tadeuszu (lektura obowiązkowa w klasach 7–8) jest sporo pijanych, zwłaszcza wśród drobnej szlachty, a alkohol spożywa się całkiem często. Zakazać? Ocenzurować?

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.