Nigdy nie uczestniczyłem w pracach komisji wybierającej dyrektora szkoły, ale wyobrażam sobie, że nie jest to zadanie łatwe i taka robota wymaga kompetencji i pedagogicznych, i ekonomicznych. Dyrektor w końcu jest człowiekiem od zarządzania zasobami nie tylko ludzkimi (że się tak nieładnie wyrażę), lecz także materialnymi. Osoba przygotowująca się do takiego konkursu (a jak wynika z doniesień prasowych, kolejki chętnych się tu raczej nie ustawiają) pracuje pewnie długo nad przygotowaniem koncepcji pracy szkoły i trzeba umieć tę koncepcję umiejętnie i krytycznie ocenić. No i trzeba ją przeczytać, najlepiej z jako takim zrozumieniem. O tym czytaniu ze zrozumieniem wspomniałem dlatego, że Ministerstwo Edukacji rozważa wprowadzenie uczniów do… komisji konkursowych wyłaniających dyrektorów szkół. A pewnie taki projekt, ze względu na specyficzny język, może być trudniejszy w lekturze niż niejedna lektura szkolna. Ja, gdybym miał wybierać między lekturą „Pana Tadeusza” a lekturą koncepcji rozwoju szkoły, bez wahania wybrałbym arcydzieło Mickiewicza, choć gdyby w miejsce „Pana Tadeusza” wstawić „Chłopów”, to już bym się pewnie dwa razy zastanowił. Ale może preferencje literackie uczniów są odmienne. Kto wie.
W każdym razie Ministerstwo zdecydowało się na ten pomysł, bo chce uczyć… współodpowiedzialności. Do komisji konkursowych miałoby zatem wejść dwóch pełnoletnich przedstawicieli samorządu uczniowskiego. W wypadku jednak, gdyby powołanie osób pełnoletnich było niemożliwe (np. w szkołach podstawowych), do komisji będą mogli wejść uczniowie niepełnoletni, ale – tu uwaga! – tylko w charakterze obserwatorów. Choć pytania będą mogli oczywiście zadawać. Bo bez pytań to jakże tak?
Wyobraźmy sobie zatem, jak taki konkurs mógłby wyglądać na przykład w szkole podstawowej.
Na wstępie kandydatka (lub kandydat) przedstawia swoją koncepcję rozwoju szkoły i przychodzi czas na zadawanie pytań.
– W naszej szkole szwankuje nieco komunikacja z rodzicami i społecznością lokalną – odzywa się jedna z członkiń komisji konkursowej. – Jak pani (lub pan) zamierza to usprawnić?
Kandydat przedstawia więc swoją koncepcję rozwoju szkolnej strony internetowej i profili społecznościowych, które miałyby tę komunikację poprawić, gdy nagle przerywa mu Jasiu z IVc zasiadający w komisji z ramienia samorządu uczniowskiego jedynie w charakterze obserwatora, niestety z możliwością zadawania pytań.
– Siusiu?
– Co siusiu? – pyta nieco zaskoczona przewodnicząca komisji.
– Chciałbym zrobić siusiu – mówi spokojnie Jasiu.
– Dobrze, to idź. Tylko wróć zaraz.
– A ja? – pytanie zadaje Małgosia z Va, która też jest obserwatorką pracy komisji.
– A ty co?
– A ja nie chcę siusiu – odpowiada rezolutnie Małgosia, uśmiechając się od ucha do ucha.
Wyjście Jasia na siusiu zostaje zaprotokołowane, a praca komisji na chwilę przerwana. Mija jednak dziesięć minut, piętnaście, a Jasiu nie wraca. Przewodnicząca wysyła jedną z nauczycielek na poszukiwanie niesubordynowanego (i małoletniego) członka komisji konkursowej. Okazało się, że Jasiu zagadał się na korytarzu z kolegą, potem się o coś pokłócili, a potem zaczęli się bić i nie wiadomo, czym by się to skończyło, gdyby do akcji nie wkroczyła pani Jadzia, woźna, która kiedyś amatorsko pchała kulą i bez trudu rozdzieliła szarpiących się małolatów.
Po powrocie Jasia można było zatem wznowić pracę komisji. Kandydatka (lub kandydat) odpowiada więc rzetelnie na wszystkie pytania komisji dotyczące m.in. usprawnienia jakości nauczania i komunikacji wewnątrzszkolnej, poprawy bezpieczeństwa, wprowadzania innowacyjnych rozwiązań edukacyjnych, budowania pozytywnej atmosfery w szkole itd. Jaś z Małgosią w tym czasie siedzą z nosami w swoich komórkach, wydając czasem z siebie niepokojące dźwięki.
– Oooo!
– Jaaaaaa!
Gdy dziecięce odgłosy przeszkadzają komisji w pracy, przewodnicząca je ucisza:
– Proszę o ciszę, nie możemy pracować!
Po serii pytań od członków komisji przewodnicząca pyta Jasia i Małgosię, czy może też mają jakieś pytania do kandydata na dyrektora, przy czym od razu zastrzega, żeby o wyjście na siusiu raczej nie pytać, bo to do tematu niczego nowego nie wniesie.
– Ja mam pytanie! – wykrzykuje rozentuzjazmowany Jaś. – Czy jak pan zostanie tym naszym nowym dyrem, to na przerwach…
– Co na przerwach? – dopytuje się przewodnicząca komisji.
– Nie wiem, zapomniałem – odpowiada zawstydzony Jaś i płonie widocznym dla wszystkich rumieńcem.
– A ja? – odzywa się Małgosia.
– Proszę, słuchamy.
– A ja nie mam pytań – mówi dziewczynka, uśmiechając się od ucha do ucha.
I pewnie praca komisji toczyłaby się dalej w tym duchu ku utrapieniu jej dorosłych uczestników.
Czy naprawdę nie ma lepszych pomysłów na usprawnienie polskiego systemu edukacji niż wprowadzenie uczniów do komisji konkursowych na wybór dyrektora szkoły?
Paweł Mazur