Ministerstwo Edukacji i Nauki ogłosiło, że przygotowało podstawę programową przedmiotu język łaciński jako język obcy dla klas VII i VIII, a także dla szkół ponadpodstawowych. Uczeń będzie więc mógł wybrać łacinę jako drugi język obcy (np. zamiast niemieckiego, hiszpańskiego czy francuskiego) i będzie mógł też zdawać łacinę na maturze w części obowiązkowej tego egzaminu. Nadmieńmy, że obecnie w szkole średniej można wybrać przedmiot język łaciński i kultura antyczna jako przedmiot nieobowiązkowy. Zatem nowa podstawa dowartościowuje łacinę, czyniąc z niej przedmiot o zdecydowanej większej wadze.
Ktoś pewnie zaraz powie: po co uczniom pakować do głów kolejny język, w dodatku kompletnie martwy, w którym nie można zamówić ani lodów w Dubrowniku, ani pizzy w Mediolanie? Może lepiej dodać im godzinę angielskiego, to jest przecież współczesna łacina, którą można się porozumieć na całym świecie. Klasyczna łacina to kompletna strata czasu…
Ok, z tym że w Europie nie mają takiego poczucia. W Niemczech na przykład około 30% uczniów ogólnokształcących szkół średnich ma zajęcia z łaciny i to w dość dużym wymiarze godzin. W Austrii młodzież uczy się łaciny od 11 roku życia, z językiem Cycerona ma tam kontakt 34% uczniów ogólnokształcących szkół średnich. We Francji w gimnazjach łaciny uczy się 20% młodzieży, a w liceach – 6%. Najlepsza sytuacja pod tym względem jest we Włoszech, gdzie z językiem łacińskim ma kontakt prawie 40% wszystkich uczniów! Dla porównania w Polsce – około 2%.
Bo przecież łacina to nie tylko język (wcale nie taki martwy, ale o tym później), ale kod kulturowy zrozumiały od Portugalii po Finlandię. W Europie do XVIII wieku nauka, filozofia i dyplomacja oparte były na łacinie. Jej znajomość decydowała o przynależności do elit, w języku łacińskim powstawały najważniejsze dzieła i dokumenty (także dzieła Kopernika), bez znajomości tego języka nie można było uczestniczyć w życiu intelektualnym. Jeszcze w okresie międzywojennym każdy humanista czytał po łacinie i po grecku. Odrywając się od łaciny, odrywamy się więc od europejskich korzeni, tracimy naszą tożsamość. Decyzja ministerstwa to niewątpliwie krok w dobrym kierunku. Nie jesteśmy przecież jakąś efemerydą znajdującą się między Wschodem a Zachodem. Należymy do kultury zachodniej i dobrze, żeby młode pokolenie miało tego świadomość. Łacina niewątpliwie może w pogłębieniu tej świadomości pomóc.
Ale wracając do kwestii lodów zamawianych po łacinie… Luke Ranieri, amerykański poliglota, a także miłośnik łaciny i antycznej greki, twierdzi, że na świecie jest kilkanaście tysięcy osób, które biegle mówią w języku łacińskim. Mówią, nie tylko czytają. Luke jest wielkim zwolennikiem praktycznego używania łaciny, tak więc samo czytanie antycznych tekstów stanowczo mu nie wystarcza. Na kanale Youtube są filmy, na których można zobaczyć, jak próbuje porozumieć się po łacinie na ulicach… Rzymu. Czasem całkiem skutecznie. A najskuteczniej ta komunikacja wychodzi w Watykanie, gdzie wciąż jeszcze można spotkać księży, dla których łacina nie jest językiem zupełnie obcym.
Luke Ranieri twierdzi, że znajomość łaciny, z której przecież pochodzi 70% wyrazów w języku angielskim, daje mu możliwość pogłębionego zrozumienia słów w jego rodzimym języku, dotyczy to zwłaszcza skomplikowanego naukowego słownictwa. Bez łaciny czasem trudno znaczenie tych angielskich słów uchwycić. Poza tym znajomość łaciny to nieoceniona pomoc w nauce innych języków, a już zwłaszcza romańskich. Ale nie tylko, bo opanowanie skomplikowanych struktur języka łacińskiego pomogło mu również w nauce… japońskiego.
Z kolei według Ryana Sellersa, wykładowcy łaciny w Memphis University School, znajomość łaciny doskonale współgra ze współczesną nauką: technologią, inżynierią czy matematyką. Łacina, jego zdaniem, to matematyczny język, który wymaga zwrócenia uwagi na szczegóły, nie tylko zapamiętania ogromu informacji, ale również ich przeanalizowania i umiejętności zastosowania w nowych sytuacjach. Oczywiście współczesny rynek pracy nie wymaga doskonałej znajomości łacińskiej deklinacji ani też poprawnego użycia czasu plusquamperfectum, niemniej jednak osoby, które od łaciny nie stroniły, odnoszą często duże zawodowe sukcesy. Ryan Sellers wymienia tutaj m.in. Boba Dylana, J.K. Rowling, Teda Turnera (założyciela CNN) czy Marka Zuckerberga.
Intensywnym propagowaniem i nauczaniem łaciny w internecie zajmuje się też Irene Regini, Włoszka, mieszkająca w Toskanii, z wykształcenia… filolożka klasyczna.
– Nie wiem co prawda, jak będzie nauczana łacina w polskiej szkole, ale z pewnością to dobry pomysł, aby naukę tego języka zacząć jeszcze dość wcześnie – powiedziała nam Irene. – Niestety, łacina jest często nauczana w mało inspirujący sposób, a trzeba jej uczyć tak, jak języków nowożytnych. Trzeba mówić, czytać, słuchać i pisać, a nie tylko tłumaczyć starożytne teksty za pomocą słownika. Największą zaletą znajomości łaciny jest możliwość przeczytania w oryginale tysięcy tekstów: klasycznych, średniowiecznych czy renesansowych. Znajomość łaciny pozwala mi też dostrzec etymologię słów, których używamy dzisiaj w językach romańskich. Dzięki temu możemy mówić w sposób bardziej zrozumiały, świadomie i nieco bardziej starannie dobierać słowa, docierać do ich głębokich i ukrytych znaczeń.
Zdradziłem Irene, że kontakt z łaciną miałem jedynie podczas studiów, jednak dzisiaj niewiele z tego pamiętam (albo i nic). Może jedynie kilka sentencji. Zresztą, między Bogiem a prawdą, traktowałem wówczas tę łacinę jak pryszcz na nosie (oczywiście teraz tego strasznie żałuję, ale co zrobić…).
Irene zaprosiła mnie oczywiście na swój łaciński portal (https://www.saturalanx.eu).
– Już jestem chyba na to za stary – stwierdziłem.
– Ależ! Nikt nie jest za stary na naukę łaciny. Mam studentów, którzy mają 90 lat!
Hm… To może spróbuję? Państwa też zachęcam.
Paweł Mazur
Łacińska sentencja użyta w tytule oznacza: dobre rozpoznanie, dobre leczenie.