Czytałem „Pana Tadeusza”, „Zemstę”, „Lalkę” i „Dziady”. „Pana Tadeusza” nawet wielokrotnie, bo piękno tego poematu mnie urzeka, to dla mnie kwintesencja polskości. Lata temu pracowałem w Londynie. Kiedy po kilku miesiącach na obczyźnie poczułem nieoczekiwaną tęsknotę za językiem polskim, zadzwoniłem do domu rodzinnego z prośbą o przysłanie „Pana Tadeusza”. Czytałem to arcydzieło, stojąc z tablicą reklamową na Holborn Street, w centrum Londynu, a moja dusza utęskniona przenosiła się do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych.
Lubię poezję Wojaczka, Stachury i Bursy, nie przepadam za to za Szymborską. Z polskich pisarzy najwyżej chyba sobie cenię Gombrowicza, który był wobec Polski kąśliwie krytyczny. Oglądałem filmy Wajdy, Munka, Kutza, Kawalerowicza i Kieślowskiego. Byłem na kilku głośnych spektaklach Lupy i Warlikowskiego.
Znam z grubsza historię Polski, nie wszystko mi jeszcze z głowy wyparowało. Doceniam bohaterstwo powstańców listopadowych i styczniowych. Klękam przed powstańcami warszawskimi, ale uważam, że dowódców, którzy wysłali ich na tę bezsensowną śmierć, należałoby postawić przed sądem. Nie darzę kultem tak zwanych żołnierzy wyklętych. Więcej szacunki mam dla tych, co odbudowali kraj z wojennych zniszczeń. „Solidarność” to dla mnie dowód na to, że można wyciągać wnioski z historycznych klęsk i zmienić sposób działania na bardziej racjonalny i skuteczny.
Kościół katolicki nie jest dla mnie gwarantem tożsamości narodowej. Jestem agnostykiem. Uwielbiam język włoski i kocham wszystko to, co włoskie. Michał Anioł jest dla mnie niczym Bóg, a przed snem czytam obowiązkowo kilka sonetów Petrarki.
Jestem Polakiem.
Nie wiem, czy mój starszy syn czytał „Pana Tadeusza”, może we fragmentach. Co do „Lalki” i „Dziadów” też pewności nie mam. Do Gombrowicza na pewno nie zajrzał. Nazwisko Wajda może mu się z czymś kojarzy (mam przynajmniej taką nadzieję), ale o Munku i Kawalerowiczu na pewno nie słyszał. Gdy był dzieckiem, często chodziłem z nim do teatru, ale gdy dorósł, już tam nie bywa. Jako nastolatek czytał dużo, teraz już do książek w ogóle nie zagląda. Nie wiem, jaka jest jego znajomość historii, ale o „Solidarności” pewnie słyszał. Ode mnie, a może i od dziadka, który brał udział w strajkach w Stoczni Gdańskiej.
Jest uzdolniony matematycznie, ale nie ma zamiaru tych zdolności rozwijać. Nie pała miłością do abstrakcji. Interesuje go to, co konkretne, dotykalne, mierzalne. Chce zostać mistrzem stolarskim, wykazuje ku temu duże uzdolnienia, zrobił już zresztą samodzielnie (na zamówienie) kilka mebli. Pracuje w zakładzie stolarskim. Wraca z pracy szczęśliwy, bo robi to, co kocha.
Mówi po polsku raczej bez błędów, ale w internecie ogląda wszystko po angielsku. Czasem twierdzi, że zna ten język lepiej niż polski. Wieczory spędza na siłowni. Dba o zdrowie i racjonalnie się odżywia. Ma niespełna 20 lat, ale w ogóle nie pije alkoholu. Do kościoła nie chodzi.
Jest Polakiem.
Ostatnio coraz częściej mówi się o wojnie, która może do nas przyjść za trzy, a może za pięć lat. Mój syn nie ma żadnych wątpliwości, że należałoby wówczas chwycić za broń i iść walczyć. W obronie polskości? Polskość to abstrakcja, a mój syn lubi konkrety. Nie. Należy pójść walczyć, bo nikt nie ma prawa naruszać naszych granic i decydować bez naszej zgody o naszym losie.
Ja na wojaczkę już jestem nieco za stary, ale w razie wojny (oby ta groźba się nigdy nie spełniła) z Polski na pewno nie wyjadę. Może do czegoś się tutaj przydam.
Ostatnio jeden z kandydatów na prezydenta powiedział, że nie wystarczy, żeby uczeń wyszedł ze szkoły ze znajomością ruchu gwiazd i planet, a także wiedział, gdzie leżą Chiny. Uczeń musi wychodzić ze szkoły Polakiem (sic!).
Czyli należałoby wprowadzić polskość jako przedmiot? Obowiązkowy, w przeciwieństwie do edukacji zdrowotnej. Ciekawy jestem, co znalazłoby się w podstawie programowej.
Polskości nie da się nauczyć. Można oczywiście młodych ludzi karmić propagandą, sączyć im do głów różne bzdury i ideologiczne miazmaty, ale to nie sprawi, że zapałają miłością do ojczyzny.
Ta miłość i tak pewnie przyjdzie. Nasiąkamy nią, oddychając polskim powietrzem, mówiąc polskim językiem, wpatrując się w polski krajobraz i patrząc na polskie niebo. Dostajemy ją też pewnie w genach po naszych przodkach, którzy żyli tutaj przed nami i o tę ziemię się troszczyli (nie wszyscy w należyty sposób). Tego nie trzeba uczyć.
W szkole uczmy, gdzie leżą Chiny i jak się poruszają gwiazdy i planety.
Paweł Mazur