Kto by się spodziewał, że przyjdzie nam pożegnać wakacje przy takiej marnej pogodzie? Ale to i lepiej, że na dworze pada, gdzieniegdzie grzmi i wieje chłodem, bo dzięki temu mniej żal wracać po urlopie do obowiązków. Wspomnienia gorących wakacyjnych dni (jeśli ktoś takie ma) gdzieś się potopiły w mżawce i lokalnych oberwaniach chmury, więc faktycznie może lepiej przeczekać tę końcówkę lata pod szkolnym dachem.
Zwłaszcza że w szkole może być całkiem ciekawie! Choć przyznam, że nie mam co do tego wielkiego przekonania. Trochę chciałem tym optymistycznym zdaniem wykrzyknikowym osłabić napięcie związane z nieodwracalnym końcem wakacji i niechybnym początkiem roku szkolnego. Zresztą pomogły w tym i same władze oświatowe, przesuwając na po weekendzie pierwszy dzień szkoły. Słusznie – im później i krócej, tym lepiej. Nie ze względu na możliwości przerobienia przeładowanego materiału, ale na pewno lepiej dla uczniów i nauczycieli. Bo ile podziałają doładowane latem akumulatory, zanim dopadnie je zanik energii i zmęczenie materiału? Oby wystarczyły chociaż do Dnia Nauczyciela.
Na szczęście 4 września nie zjawią się już w szkołach tegoroczni maturzyści, którzy w dość dużej grupie czują się oszukani wynikiem egzaminu, zwłaszcza w zakresie rozszerzonym. Mogłoby być niezręcznie. Poszli sobie w świat, gdzieś na studia trzeciego lub czwartego wyboru, bo na pierwszy i drugi zabrakło punktów, zamknęli za sobą drzwi szkoły średniej i już wiedzą, że sprawiedliwość to tylko fikcja literacka.
Ale wyobraźmy sobie, że ci wszyscy uczniowie, którzy czują, że ich wynik z matury był zaniżony – i ci, co się odwołali od wyników, i ci, którzy tego z jakichś powodów nie zrobili – zjawiają się we wrześniu z powrotem w szkole i stają przed swoim nauczycielem. Co można by im powiedzieć?
Przepraszam? Ale za co, za kogo, skoro to nie ich nauczyciel zawinił. Takie jest życie? Ale to przecież jest cynizm, a nikt nie chce wychować pokolenia cyników. Zawinił system? O, to jeszcze większy cynizm, a do tego wyraz bezsilności wobec bezduszności stworzonego porządku, który okazał się nieporządkiem.
Do szkół przyjdą nowe roczniki, następcy eksperymentalnego rocznika uczniów, którzy przeszli starcie z nowym systemem egzaminacyjnym. Dla pierwszoklasistów – tych w szkołach podstawowych i nawet tych w liceach i technikach – pierwszy dzwonek to rzeczywiście ważne wydarzenie. A troska o to, czy ich pani będzie miła, a koledzy fajni, jest dużo większa niż przejmowanie się odległym jeszcze finałem całej tej szkolnej przygody.
Co zrobić, żeby im wystarczyło energii na dłużej niż do jesieni? Przecież zaraz ich dopadnie ośmiogodzinny plan lekcji plus kilka nadgodzin spędzonych na odrabianiu lekcji w domu. I też już całkiem niedługo dostaną pod pióro swój pierwszy test do rozwiązania – diagnostyczny, po rozdziale, próbny lub jeszcze inny – w którym będą musieli wykazać się umiejętnością spłaszczania swojej wiedzy do jedynie słusznych odpowiedzi, które pomieszczą się w kluczu.
Nie wiem, co zrobić, nikt nie wie, nie ma na to mądrych, a jeśli są, to i tak nic nie wskórają wobec potwora-systemu, bo taka jest właściwość systemu, że nie można na niego nic poradzić. Ale wiem, co będzie. Za chwilę znaczna część tego narybku popadnie w to samo zmęczenie i zniechęcenie do szkoły oraz nabierze awersji do nauki, które mają już starsze roczniki. Bo w szkole nie będzie im fajnie. Trochę sytuację poratuje miła pani i fajni koledzy, ale to jedyna pociecha.
Ktoś powie, że uczniowi nie ma być fajnie i miło, że ma obowiązki i że należy od niego przede wszystkim wymagać. Takie święte prawdy zawsze ktoś chętnie wygłosi, zwłaszcza z wysokiej katedry. Może jeszcze dodać, że dzieci powinny być grzeczne, nie mieć głupich pomysłów i nie interesować się niczym, co nie powinno je interesować. Może nawet o tym napisać podręcznik, w którym wymieni wszystko, co jest jego zdaniem dobre, i wszystko, co ocenia źle, i kazać się tego nauczyć.
I teraz głów się nauczycielu, co z tym zrobić. Niestety w klasie nie stoi się na wysokiej katedrze, z której bezpiecznie można głosić takie mądrości. Zwykle spaceruje się między ławkami albo przy tablicy i ma się do zaciekawienia trzydzieści głów, z których tylko niektóre zwrócone są we właściwą stronę, a reszta kręci się gdzieś na boki.
Życzę Państwu u progu nowego roku szkolnego pomysłów i wytrwałości w wyszukiwaniu źródeł energii, które pozwolą utrzymać uczniowską uwagą i aktywność na jako takim poziomie dłużej niż tylko do pierwszych jesiennych przymrozków. Proszę też dbać o własne źródła doładowania. Na słońce ze zbawienną witaminą D nie ma co w naszym klimacie liczyć, podobnie jak i na pomoc z urzędowej góry. Ale na aplikowanie sobie jak najwięcej przyjemnych bodźców i doznań namawiam serdecznie. A jeśli uda się odłączyć po powrocie z pracy od dzienników elektronicznych, kontaktu z rodzicami i ślęczenia nad kartkówkami do nocy, to już będzie prawie połowa pełni szczęścia.
Ryszard Bieńkowski