Postaw na edukację

25.04.2025

Czy warto w ogóle cokolwiek wiedzieć?

Czyli o ściądze w okularach

Czy warto w ogóle cokolwiek wiedzieć?

Ściągałem – tak jak większość uczniów. W podstawówce co prawda sporadycznie. Może na klasówkach z biologii, który to przedmiot mnie kompletnie nie interesował. Lub z geografii, do której też nie pałałem jakąś wielką miłością (teraz to się nieco zmieniło). Na klasówkach z matematyki ściągać się nie dało, trzeba było rozwiązać kilka dość trudnych zadań. Ten przedmiot wymagał ode mnie wspięcia się na palce, ale lubiłem to wyzwanie. Każda piątka z klasówki napawała mnie dumą, tym bardziej że matematyczka tymi piątkami niespecjalnie szafowała. Na polskim myśl o ściąganiu w ogóle nie przychodziła mi do głowy. Lubiłem i czytać, i pisać, a to, co przeczytałem, na długie lata zostawało mi w pamięci (nie tak jak dzisiaj).

W liceum sytuacja nieco się zmieniła. Wiele przedmiotów mnie nie interesowało i było wykładanych w fatalny sposób, więc wiedziałem, że muszę się przez nie jakoś prześlizgnąć. Dlatego pisanie ściąg przed klasówką stało się czynnością wręcz rutynową. Ale aby tę ściągę napisać, musiałem coś przeczytać (pod koniec lat 80. o internecie jeszcze nikt nie słyszał) i coś z tego zrozumieć. To wiązało się jednak z jakąś aktywnością intelektualną.

Ale były też przedmioty, które mnie interesowały, których uczyłem się z przyjemnością i na które żadnych ściąg nie robiłem. Dlaczego? Bo chciałem się czegoś naprawdę dowiedzieć (np. z literatury czy z historii). Wiedza wydawała mi się jakąś wartością.

Oczywiście, trzeba było zdać z tych przedmiotów egzamin maturalny czy egzamin na studia, ale nie uczyłem się literatury czy historii tylko po to. Egzaminy były jedynie etapem na drodze do zdobywania wiedzy.

Pamiętam, że kiedyś odwiedził nas w liceum pewien profesor, bodaj z pedagogiki, który chciał nas zachęcić do studiowania kierunku o nazwie pedagogika zdolności. Byliśmy pod wrażeniem jego ogromnej wiedzy. Sposób, w jaki łączył fakty, formułował wnioski, widział zależności między pewnymi zjawiskami, był naprawdę imponujący. Na przerwie długo rozmawialiśmy jeszcze o tym spotkaniu. Profesor miał wiedzę i potrafił z niej w sposób umiejętny i użyteczny korzystać. Nie trzeba było nas przekonywać, że dobrze jest wiedzieć. Dzisiejsze dzieciaki nie do końca są chyba o tym przekonane…

Kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst o tyleż genialnym, co przerażającym gadżecie służącym do ściągania. Mianowicie o okularach z wbudowanym chatem GPT. Dzięki temu gadżetowi można w czasie rzeczywistym otrzymywać odpowiedzi od sztucznej inteligencji. Uczeń szepnie na przykład w czasie klasówki: świat ducha a świat rozumu w Romantyczności Adama Mickiewicza i okulary w dwie sekundy połączą się z chatem GPT i zaraz podsuną mu gotowy tekst. Wystarczy tylko skorzystać z przycisku na oprawce. Włączenie przycisku nie jest sprawą specjalnie trudną, wystarczy podrapać się po uchu (lub tylko udać, że człowiek chce się podrapać). I sprawa załatwiona.

Nauczyciele mówią, że dziś nie wystarczy już patrzeć uczniowi na ręce. Trzeba patrzeć i na uszy, i na okulary, a i tak jest się bezradnym.

Można (a nawet jest to konieczne) zrezygnować z egzaminów o charakterze testowym, ale przecież sztuczna inteligencja radzi sobie również z pytaniami o charakterze problemowym. Z jej pomocą powstają prace magisterskie i doktorskie.

Skupienie się na tym, jak skutecznie wykrywać oszustwa, prowadzi donikąd. Trzeba przede wszystkim zadać sobie pytanie, jaka wiedza jest potrzebna współczesnym dzieciom do funkcjonowania w świecie, i nie wymagać od nich czegoś, co już na pierwszy rzut oka wydaje się bezsensowne i co bez trudu mogą znaleźć w internecie. Młode pokolenie ma pragmatyczny stosunek do wiedzy. Chcą się uczyć jedynie tego, co im się później przyda w życiu (przede wszystkim zawodowym).  

I rzecz trudniejsza. Trzeba by wzbudzić w młodych ludziach przekonanie, że po prostu… dobrze jest coś wiedzieć. Że dzięki wiedzy, którą zdobędziemy, jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć siebie i lepiej się rozeznać w otaczającej nas rzeczywistości społeczno-politycznej. Jesteśmy też bardziej odporni na manipulacje, którym nieustannie podlegamy.

Aby odkryć lek na nieznaną chorobę, trzeba przecież wiedzieć, jak zbudowana jest komórka ludzkiego ciała, a żeby odkryć nieznaną galaktykę, trzeba wiedzieć, czym różni się proton od elektronu. Bez wiedzy postęp jest przecież niemożliwy.

Wiedza nie gwarantuje nam co prawda tego, że będziemy mądrzy, ale bardzo nam w tym może pomóc. A chyba dobrze być mądrym? Co do tego współcześni uczniowie nie mają chyba wątpliwości. Przynajmniej taką mam nadzieję. Sapere aude. I ściągaj z umiarem.

Paweł Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.