Postaw na edukację

06.03.2015

Dlaczego podręczniki są takie drogie?

Dlaczego podręczniki są takie drogie?

Proszę Państwa, awansowałem. Zostałem prawą ręką Szefowej. Moje życie nabrało rumieńców – niemal jak w filmie. Na przykład przedwczoraj…

Pojechaliśmy z Szefową na spotkanie. Ledwo szofer zatrzymał naszą kuloodporną limuzynę przed wejściem do XVIII-wiecznego pałacu, dwaj portierzy w granatowych liberiach otworzyli nam drzwi.

W westybulu, zdobnym w stiuki, plafony i antyczne rzeźby, przywitał nas majordomus.

– Pani pokój znajduje się we wschodnim skrzydle, zgodnie z życzeniem – oznajmił. – Proszę się szybko orzeźwić, spotkanie już trwa.

– Nie będę tracić czasu – zdecydowała Szefowa. – Gdzie to spotkanie?

W sali o ścianach pokrytych freskami, przy wielkim stole w stylu Ludwika XVI siedziało kilku bossów wydawnictw edukacyjnych. Każdy ze swoim consigliere.

Skinęli nam głowami. Usiedliśmy.

– Rząd naruszył nasze interesy – mówił grubas w nienagannie skrojonym garniturze. – Nie pozwala nam trzymać rodziców w sieci zależności.

– I to kolejny raz – zwrócił się do grubasa typ ze złotym sygnetem na każdym palcu. – Pierwszym zamachem na nasze interesy był rządowy przetarg na e-podręczniki. Zbojkotowaliśmy go, ale teraz musimy zareagować.

– Zgadzam się – przytaknęła Szefowa. – Nie jesteśmy odpowiedzialni za wychowanie dzieci, tylko za nasz biznes.

Zapadła cisza.

– A więc wojna! – oświadczył grubas.

– Wojna! – potwierdził chór ponurych głosów.

***

Jak się Państwu podoba taki obraz polskich wydawców oświatowych? Wcale nie jest daleki od kreślonego przez rząd. Kwestie mafiosów – z wyjątkiem decyzji o wojnie – są niemal dosłownymi cytatami z wypowiedzi premiera Tuska i minister Kluzik-Rostkowskiej. (1) Niezły materiał na rodzimą wersję „Ojca chrzestnego”, prawda?

Pomysł zostawiam filmowcom. Sam zajmę się cenami podręczników, windowanymi jakoby przez chciwych zysku wydawców. „Podręczniki są za drogie”, powtarza jeden złotousty polityk za drugim. Zgadzam się. Lekarstwa też są za drogie. W ogóle życie jest zbyt kosztowne dla kogoś, kto ma pustki w portfelu. Jednak ta zgodna konstatacja prowadzi mnie do zupełnie innych wniosków i zadziwień niż na przykład panią minister edukacji. Oto one:

  1. Nie rozumiem, dlaczego państwo zwlekało 25 lat z kupowaniem dzieciom podręczników – co jest standardem w cywilizowanym świecie. A już zupełnie nie pojmuję, czemu ludzie z dawnej opozycji narzucają całej Polsce jedną książkę. Jak za komuny.

  2. Polskie podręczniki są za drogie, gdyż Polacy kiepsko zarabiają; nie są natomiast zbyt drogie z punktu widzenia kosztów ich produkcji. Kto jak kto, ale liberałowie z PO powinni wiedzieć, że gdyby się dało wytwarzać książki taniej, ktoś już by to zrobił. Swego czasu pewna firma sprzedawała podręczniki po jakieś 8 złotych za sztukę – na gazetowym papierze i z byle jakimi rysunkami. Zniknęły ze szkół, gdyż były do niczego.
  3. W ubiegłym roku GWO kupiło – na moją prośbę – kilkanaście podręczników do historii z Anglii, Niemiec i Włoch. Chciałem zobaczyć, jak uczą inni A.D. 2014. Oto ceny tych książek:

Cambridge IGCSE Twentieth Century History, 19,95 £.

Forum Geschichte, Band 1, 23,25 €.

Il nuovo mosaico e gli specchi. Vol. 1: Dalla preistoria alla Repubblica romana, 22,77 €.

Są też tańsze, ale dotyczące jednego zagadnienia (i nieraz czarno-białe), na przykład The USA 1917–1941, 11,90 £.

Takie pieniądze od lat płacimy za zachodnie podręczniki do nauki języków obcych. Nie przeszkadzało; rząd uderzył w rodzimych wydawców.

  1. Rządowy „Nasz elementarz” wcale nie jest tani. Kosztuje 4 x 4,34 zł, czyli 17,36 zł, przy nakładzie przeszło pół miliona egzemplarzy i zagwarantowanym zbycie. Mając takie warunki, każde wydawnictwo mogłoby obniżyć ceny. Tyle że monopol zabija jakość. Pozwolę sobie zacytować fragment wypowiedzi profesora Bogusława Śliwerskiego, przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN: „Jak to jest, że zmarnowano środki publiczne na tzw. darmowy, rządowy elementarz do klasy I, który jest totalnym kiczem dydaktycznym, także edytorskim bublem […]? […] Jak można dopuścić do druku i rozpowszechniania elementarz z błędami ortograficznymi, gramatycznymi, psychopedagogicznymi i bezwstydnie twierdzić, że jest najlepszy na świecie, bo do MEN wpłynęło ponad tysiąc uwag?”. (2)

Profesor Śliwerski proponuje, by ministra edukacji pociągnąć do odpowiedzialności konstytucyjnej za niegospodarność. Hm… A może w MEN-ie przydałby się jakiś sensowny consigliere?

1 Sprint z elementarzem. MEN ma tylko 4 miesiące na druk darmowego podręcznika

2 Likwidacja MEN i Instytutu Badań Edukacyjnych. Obecne władze MEN przed Sądem Konstytucyjnym

Tomasz Małkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. radosław pisze:

    „Oczywiście, państwo powinno, tak jak ma to miejsce w całej cywilizowanej Europie, kupić uczniom podręczniki ”
    Edukacja jest obowiązkowa, a picie mleka – jak na razie – nie, więc nie widzę powodu, aby rząd finansował również zakup mleka. Gdyby sfinansował, nie byłoby najgorzej. Gorzej, gdyby się zabrał za produkcję :). Zgoda, że jest wiele rodzin, które żyją w biedzie i nie stać ich nie tylko na podręczniki, ale i na zabawę w kulkach. Ale mam wrażenie, że na drogi podręczniki utyskują nie tylko ci najbiedniejsi, ale również ci, co do kulek chodzą. Z kultury to my lubimy bieg w workach i przeciąganie liny, a książki to już niekoniecznie.

    1. Jadwiga pisze:

      My czyli kto? Ogromnie boleję nad tym, że tak niewiele osób w Polsce czyta książki, chodzi do filharmonii itp. A w galeriach handlowych tłumy. Tacy jesteśmy my właśnie. Pytanie, dlaczego?
      Myślę, że winna jest temu nasza kulejąca polityka edukacyjna, której zawsze bliżej do polityki niż do edukacji. Najważniejsze są słupki wyborcze, myślenia długofalowego brak. Hasło „darmowy” przecież tak dobrze brzmi…

  2. radosław pisze:

    Moje dzieci dość często są zapraszane na urodziny przez swoich kolegów do różnych bajkolandów i innych tym podobnych przybytków, gdzie przez dwie godziny można poskakać na trampolinie lub zjechać ze zjeżdżalni do basenu wypełnionego plastikowymi kulkami. Koszt zorganizowania takiej imprezy to zwykle 400-500 zł. I rodzice płacą z uśmiechem na ustach. Ale jeśli połowę tej kwoty mieliby przeznaczyć na zakup podręczników dla swojego dziecka (na cały rok szkolny), to już robi się problem. Oczywiście, państwo powinno, tak jak ma to miejsce w całej cywilizowanej Europie, kupić uczniom podręczniki (od profesjonalnych wydawców), niemniej jednak zawsze dziwi mnie, jak niechętnie wydajemy pieniądze na książki, a jak lekko – na mało wyrafinowane rozrywki. Książka (w tym podręcznik) to nie jest coś, co Polak ceni (przeciętnie kupujemy 1,5 książki rocznie). Wychodzi tutaj nasze chłopskie pochodzenie i związane z tym zamiłowanie do konkretu. I do pokazania się. Żeby była jasność – też pochodzę z klasy niewolniczej, moi przodkowie odrabiali pańszczyznę, a mój ojciec przyjechał do miasta w wieku 15 lat. Ale książki cenię zdecydowanie bardziej niż zabawę w kulkowym basenie. I zapewne dokupię profesjonalne podręczniki dla klas 1-3, aby edukować dodatkowo moje dziecię, które od września uczyć się będzie z darmowego rządowego gniota (za który zresztą wszyscy zapłaciliśmy, bo nie ma przecież nic za darmo). 200 zł za zestaw książek to mniej więcej godzina zabawy w kulkowym basenie. Wolę wydać na książki, a urodziny wyprawię mu w domu.

    1. Paweł pisze:

      „Oczywiście, państwo powinno, tak jak ma to miejsce w całej cywilizowanej Europie, kupić uczniom podręczniki ”
      A później niech państwo zaingeruje jeszcze w inne sektory i kupi dzieciom chleb, mleko i zabawki.

    2. mt pisze:

      W tym kraju jest jednak wiele rodzin, którym naprawdę trudno znaleźć pieniądze na zakup kompletu podręczników i wszelkich przyborów szkolnych dla dzieci – tak samo jak nie stać ich na imprezy w kulkowym basenie.

      Nie popieram idei darmowego podręcznika men, ale aby odciążyć budżety domowe, państwo powinno dotować podręczniki „komercyjne”. Ale i w tym przypadku to podatnicy złożą się na te książki.