Postaw na edukację

05.01.2022

Do czego służą problemy?

I jak je skutecznie rozwiązywać?

Do czego służą problemy?

Uczenie się, jak wiadomo, nie polega na wkuwaniu schematów. Życie uczniów i nauczycieli to nieustanne rozwiązywanie problemów, przy czym nie są to wyłącznie problemy ze zbiorów zadań i podręczników. Życie to nieustająca nauka. Większość zadań książkowych daje się rozwiązać za pomocą określonego algorytmu, jednak problemy pojawiające się w relacjach międzyludzkich raczej im się nie poddają. Nierozwiązane poprawnie piętrzą się, wikłając strony w gordyjskie węzły impasów; czasem tak skomplikowanych, że nie da się z nimi wytrzymać. Wydaje mi się, że za często próbujemy rozwiązywać te problemy, opierając się na schematach.

Jak wiadomo, są trzy podejścia do trudnej sytuacji: nie zauważać jej, obejść albo stawić jej czoło. Te stare jak ewolucja strategie przetrwania sprawdzają się także w szkole i rodzinie, ale tylko jedna z nich jest godna polecenia, gdyż sprzyja uczeniu się. Jednak nawet to właściwe podejście, jeśli jest zastosowane z pozycji siły, często prowadzi do kolejnych trudnych sytuacji. Zamiast rozwiązać problem, brniemy w następne. Jak zatem dobrze zaatakować zadanie?

Sztuce stawiania czoła problemom poświęcono wiele publikacji. W tym artykule skupię się na naszych pierwszych reakcjach na trudności. To właśnie na początku często popełniamy najwięcej błędów. Wynikają one z bezrefleksyjnego stosowania rutynowych technik, opartych na intuicji i utrwalonych nawykach reagowania. Prześwietlenie refleksją schematów, zanim zostaną zastosowane, to pierwszy krok we właściwym kierunku. Potem warto przemyśleć, czym zastąpić nasze dotychczasowe frustrujące i nieskuteczne schematy. Źródłem zdarzeń, którym nadajemy rangę problemów, są występujące między ludźmi różnice. Różnice dotyczące potrzeb, możliwości, dojrzałości, nastawień, interesów i oczekiwań każdej i każdego z nas prowadzą do antagonizmów. Tam, gdzie są te różnice, muszą i powinny wystąpić problemy. Proponowany niżej opis postępowania pasuje do wielu sytuacji eskalujących w niepożądaną stronę, od sporów dzieci w piaskownicy, przez trudne relacje nauczyciel – uczeń, mąż – żona, do konfliktów między korporacjami i państwami.

1. Potraktuj problem nie jako zło konieczne, ale jako wyzwanie. Wielu lekarzy podchodzi do ciężkich chorób swoich pacjentów jak do zagadek do rozwiązania. Sukces poszerza doświadczenie i daje satysfakcję. Z takim nastawieniem już na początku zmniejszysz swój udział w konflikcie. Nie bądź stroną, która stwierdza: jestem twoim rodzicem/nauczycielem/mężem, należy mi się… / masz mnie słuchać… / wiem lepiej… i nie szukaj szybkiego rozstrzygnięcia po swojej myśli. Bo przecież, nawet jeśli w końcu jako silniejsza strona postawisz na swoim, to nie przekonasz nikogo do swoich racji. Uczeń/dziecko/każdy najwyżej ustąpi jako ten słabszy, ale niczego ważnego się nie nauczy. Dorosły człowiek może mówić o sile wpływu wyłącznie wtedy, gdy potrafi określić swoje miejsce w sporze niejako poza nim. Rada ta prowadzi do spojrzenia na sytuację nie tylko pod kątem naszych potrzeb i oczekiwań, ale także pod kątem potrzeb i możliwości drugiej strony oraz innych osób, które obserwują, jak potoczą się wypadki.

2. Sformułuj (najlepiej na piśmie), na czym tak naprawdę polega problem, opisz sytuację, na tyle precyzyjnie i bezstronnie dobierając słowa, żebyś mógł dostrzec w opisie zarys rozwiązania. Dobre zreferowanie problemu zawiera cząstkę jego właściwego rozwiązania, nieodpowiednie jest drogą do kolejnych kłopotów. Nie opisuj sprawy w języku „materiału dowodowego” w wyimaginowanym procesie: ktoś zrobił to i to, naruszył takie a takie normy, ucierpiały na tym… a w ogóle to jest taki a taki, a kiedyś był inny i w dodatku nie słucha, co się do niego mówi, i należy jakoś na niego wpłynąć (na pewno jest sposób). Ten opis nie powinien tak wyglądać.

3. Dokonując analizy problemu, szukaj głębokich uzasadnień swoich przekonań. Częstymi są niepotrzebne podejrzenia o złą wolę sprawiającego kłopot lub branie do siebie nieprzyjemnej sytuacji (a tak byłoby spokojnie, gdyby on…). Trzeba szukać bardziej skomplikowanych i na ogół nienarzucających się wyjaśnień. Znajduj je przez rozpoznanie przyczyn sytuacji, również w sobie. Możesz odkryć, że problem polega na czymś zupełnie innym niż to, co zakładałeś na początku. Może też nie jest aż tak groźny, jak sądziłeś. Droga do jego rozwiązania nie będzie skomplikowana, cel zaś wykroczy poza doraźną potrzebę świętego spokoju.

Dokonując analizy problemu, często zadawaj sobie pytania: Dlaczego tak się stało?, Co wpłynęło na taki skutek?, Czy są jacyś niedostrzeżeni aktorzy zdarzenia?, Dlaczego uważam tak, jak uważam? Co by się stało, gdybym…? Odrzucaj zbyt łatwo narzucające się pytania w rodzaju: Co zrobić, żeby ktoś się zmienił?, Jak wywrzeć wpływ?, Kogo i jak ukarać?, Jakie są dla mnie zagrożenia?

Dobrze jest mieć problemy. To one pokazują nam słabe miejsca w nas i systemie; miejsca wymagające naprawy lub wzmocnienia. Trzeba uczyć się je przewidywać i kontrolować, na ile to możliwe.

Niestety, nasze mózgi z natury nie przepadają za problemami. Wolą nie zużywać energii, a rozwiązywanie problemów jest energochłonne. Warto więc prześwietlić naszą naturalną niechęć do zmian, nawet tych, które są konieczne do poprawy sytuacji. Wysiłku i zmian w życiu (czytaj: uczenia się) nie lubią także nasi „sprawiający kłopoty” podopieczni.

Dobrze sformułowany problem, jak wiadomo, powinien zawierać wskazówkę, jak go rozwiązać. Nieznalezienie sposobu tego rozwiązania może oznaczać, że niewłaściwie go opisaliśmy, zrozumieliśmy. Bądźmy gotowi na to, że rozwiązanie jednego problemu doprowadzi do powstania kolejnych. Lepiej więc, gdy te nowe zrodzą się z dobrze zdefiniowanych i rozwiązanych problemów niż z wygenerowanych przez błędy nasze i naszych poprzedników.

Marek Pisarski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.