Postaw na edukację

05.09.2025

Edukacja-erotyzacja?

Czyli kilka słów o edukacji zdrowotnej

Edukacja-erotyzacja?

Jakiś czas temu rozmawiałem ze swoim znajomym, wydawałoby się wykształconym i światłym człowiekiem, o zmianach w postrzeganiu ludzkiej seksualności.

– Transseksualna ideologia spowodowała, że we Francji zapanowała moda na zmianę płci. Mnóstwo dzieci z problemami się na to decyduje. To efekt rozprzestrzeniającego się na świecie lewactwa! – grzmiał mój znajomy.

Nie oponowałem, bo nie bardzo się orientuję, jak ta sprawa wygląda we Francji. Wiem natomiast, że w Polsce procedura zmiany płci jest długotrwała, wymaga wielu specjalistycznych konsultacji i co najważniejsze – decyzji o chirurgicznej zmianie płci nie może podjąć dziecko, ale osoba pełnoletnia.

Mam koleżankę, której syn nie utożsamiał się ze swoją płcią i ją zmienił. Widziałem, z jaką troską, zrozumieniem i miłością koleżanka potraktowała ten problem. Nie sądzę, aby jej dziecko uległo „lewackiej modzie” na zmianę seksualnej tożsamości. Według badań ze swoją płcią nie utożsamia się 1 na 30 000 osób płci męskiej i 1 na 100 000 osób płci żeńskiej. Nie wydaje mi się, aby jakaś „moda” mogła w tych statystykach cokolwiek zmienić.

Ta rozmowa z konserwatywnym znajomym przypomniała mi się podczas lektury „Apelu Komisji Wychowania Katolickiego KEP w związku z wprowadzeniem do szkół przedmiotu edukacja zdrowotna”. Tam odnalazłem ten sam sposób myślenia, który można by streścić następująco: jeśli o czymś mówimy, jeśli wydobywamy coś na światło dzienne, sprawiamy, że to coś staje się normalne, naturalne, odarte z aury patologiczności i pozbawione cech tabu, to jednocześnie to promujemy i tworzymy „niebezpieczne mody”. Jeżeli będziemy mówić, że homoseksualizm jest normalną orientacją seksualną, wówczas zamiast 5 lub 7 procent osób homoseksualnych będzie takich osób w społeczeństwie połowa. A co się stanie, jeżeli będziemy mówić o transseksualizmie? Dzieciaki zaczną masowo zmieniać płeć i tego procesu nie zahamujemy.

„W programie znalazły się treści dotyczące tożsamości płciowej oraz kwestii prawnych i społecznych związanych ze środowiskiem LGBTQ+. Wszystkie osoby zasługują na szacunek, ale ich wizja seksualności nie jest zgodna z nauką Kościoła” – czytamy w kościelnym dokumencie. „Proponowane treści mogą prowadzić do zniekształcenia obrazu kobiecości i męskości, a nawet powodować, że dziewczęta będą identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy – jako dziewczęta, w ich najbardziej wrażliwym okresie życia, w którym młody człowiek poszukuje własnej tożsamości i potrzebuje szczególnego wsparcia, opieki i towarzyszenia mu przez najbliższych”.

Przy całym moim zrozumieniu dla stanowiska Kościoła nie może być jednak tak, że szkolny przedmiot ma odzwierciedlać nauczanie określonej instytucji religijnej. To, co pojawiło się w podstawie programowej przedmiotu edukacja zdrowotna i co jest związane z ludzką seksualnością, to nie jest ideologia, ale naukowe fakty (budowa ludzkiego ciała, przebieg ciąży, stereotypy związane z płcią, metody antykoncepcji, prawne, zdrowotne i psychospołeczne uwarunkowania dotyczące przerywania ciąży itd.).

Przejrzałem tę podstawę dość solidnie i nie znalazłem tam żadnych zdrożności, które mogłyby sprowadzić młodych ludzi na złą drogę. Jest rzetelna, gruntowna wiedza, która ma im pomóc w życiu (autorem podstawy jest m.in. wybitny seksuolog prof. Zbigniew Izdebski).

Według Kościoła życie seksualne powinno się realizować jedynie w obrębie małżeństwa. „W Polsce dużą część obywateli stanowią przecież ludzie, którzy przyjmują chrześcijańską wizję małżeństwa i rodziny” – czytamy w cytowanym już tutaj dokumencie. Zgoda, tylko że model rodziny ulega na naszych oczach gwałtownym zmianom i w coraz mniejszym stopniu odpowiada chrześcijańskiemu ideałowi.

Wiek inicjacji seksualnej w Polsce systematycznie się obniża, obecnie młodzi ludzie podejmują aktywność seksualną w wieku 16–18 lat. Kilkadziesiąt lat temu osób żyjących w stanie bezżennym było w Polsce od 2 do 4 procent. Do 2030 roku takich osób ma być w naszym kraju około… 36 procent (sic!). Przyczyniła się do tego między innymi emancypacja kobiet. Kobiety mogą się kształcić, robić kariery, podróżować po świecie, niekoniecznie chcą wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Mają też większe wymagania wobec swoich potencjalnych partnerów. W każdym razie coraz trudniej wejść nam w intymną relację. Polacy i Polki, jeśli wchodzą w związki małżeńskie, robią to coraz później (obecnie średnio w wieku 27–29 lat).

Model społeczny oparty na rodzinie z dwójką albo i trójką dzieci odchodzi powoli do lamusa.  Zdaniem specjalistów nasze intymne związki będą przyjmować odmienne formy od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Być może będziemy się wiązać tylko na jakiś czas, a nie na całe życie? Być może będziemy mieszkać osobno, a nie razem? I pewnie będziemy mieli w Polsce duży problem z zastępowalnością pokoleń i znalezieniem rąk do pracy, więc pojawiające się coraz częściej w przestrzeni publicznej hasło „Polska dla Polaków” raczej nie ma szans się ziścić.

Rozumiem, że te zmiany budzą jeśli nie strach, to przynajmniej niepokój. Niektórzy chcieliby powrotu starego świata, ale to już niemożliwe. Poszerzyła nam się sfera wolności i od tego nie ma odwrotu. Szkoła nie może zamykać na te zmiany oczu i trwać przy starych, nieaktualnych już modelach. Dzisiejsi uczniowie będą przecież żyli w zupełnie odmiennym świecie niż my.

Zachęcałem młodszego syna, aby zapisał się na edukację zdrowotną, ale zdecydowanie odmówił.

–  Nie mam na to czasu – odpowiedział stanowczo. – Poza tym w mojej klasie nikt się na ten przedmiot nie wybiera.

Po chwili dodał:

– A o seksie to ja i tak już wszystko wiem.

Paweł Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.