Wakacje to podobno okres nadrabiania lekturowych zaległości, choć w moim wypadku niekoniecznie. W miesiącach letnich nie czytam ani więcej, ani mniej niż, dajmy na to, w miesiącach zimowych czy jesiennych. Należę do osób czytelniczo stabilnych (staram się czytać 50 stron dziennie).
Ale niech będzie, że to była lektura wakacyjna. Przeczytałem ostatnio powieść Anomalia, którą napisał Hervé Le Tellier, francuski pisarz, dziennikarz, matematyk i… astrofizyk. Otrzymał za nią w 2020 roku Nagrodę Goncourtów, najważniejszą nagrodę literacką we Francji. Laur zasłużony, bo książka jest naprawdę wyśmienita. Łączy w sobie elementy powieści sensacyjnej, obyczajowej, kryminalnej i… science fiction. Czytając ją, musiałem złamać swoją lekturową zasadę (50 stron dziennie), bo oderwać się od tej historii było czasem nie sposób. Ale proszę się nie bać, nie będę spoilerował, jak to się teraz mówi. Chciałbym powiedzieć o czymś innym. Anomalia sprzedała się w samej tylko Francji w milionie egzemplarzy! Tak, tak, w milionie! Pamiętam lata temu, jak powieść Jerzego Pilcha Pod mocnym Aniołem osiągnęła sprzedaż 40 tysięcy egzemplarzy i to był olbrzymi sprzedażowy sukces. W Polsce na miano bestsellera zasługuje książka, która sprzedała się w 10 tysiącach egzemplarzy (sic!).
Jak to się dzieje, że Francuzi książki czytają, mimo że trąbi się tu i ówdzie, że jesteśmy w procesie nieodwracalnych zmian kulturowych i książkę prędzej czy później odstawić trzeba będzie do lamusa? Podobno nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem. To może tak w ramach wdzięczności oni nauczyliby nas czytać książki?
Coroczne raporty Biblioteki Narodowej dotyczące czytelnictwa w Polsce nie skłaniają do optymizmu. W 2022 roku przynajmniej jedną książkę przeczytało (czy też zadeklarowało, że ją przeczytało) jedynie 34 procent badanych w wieku co najmniej 15 lat. Więcej niż 7 książek rocznie (wynik przyzwoity, ale nierzucający na kolana) czyta 11 procent kobiet i jedynie 4 procent mężczyzn. Co ciekawe, wbrew utyskiwaniom starszego pokolenia, to młodzi czytają w Polsce więcej, choć może dlatego, że muszą czytać lektury szkolne.
A jak to jest u Francuzów? Francuzi czytają średnio 22 książki rocznie, a kontakt z książką ma prawie 90 procent społeczeństwa. Dla francuskich nastolatków te statystyki przedstawiają się jeszcze korzystniej. Książki czyta 92 procent młodych ludzi, a przeciętny nastolatek pochłania ich w ciągu roku aż 29 (osiem dla szkoły, pozostałe dla przyjemności). Co prawda w ciągu ostatnich dwóch lat czytelnictwo wśród młodych osób zmalało aż o 5 procent i w związku z tym Francuzi biją na alarm, ale w ubiegłym roku otwarto nad Tamizą 142 nowe księgarnie! W Polsce, dla porównania, w ciągu ostatnich 12 lat zniknęła z rynku co trzecia księgarnia. W całym kraju działa ich obecnie nieco ponad 2 tysiące.
Co Francuzi robią inaczej niż my? Czyżby mieli jakieś tajemne sposoby na omawianie w szkole utworów Ronsarda, Corneille’a, Racine’a, Moliera, Pascala, Woltera czy Diderota, które nie zniechęcają uczniów do czytania? I żeby czytanie nie kojarzyło im się z dojmującą nudą?
Nie, takich sposobów nie mają. Bo nie mają też… listy lektur obowiązkowych! Ta swoboda wyboru książek czytanych w szkole nie dotyczy wyłącznie Francji. Lista lektur obowiązkowych to pojęcie nieznane w całej Europie Zachodniej i Północnej. Takiej listy nie ma w szkołach skandynawskich, w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii czy we Włoszech. Oczywiście istnieją książki rekomendowane dla danego etapu edukacyjnego, ale mają one charakter wyłącznie podpowiedzi. Uczniowie we Włoszech znają Boską komedię (choć jest to dla Włochów tekst dość trudny, z którym się muszą mocno zmagać), a hiszpańscy uczniowie czytają Don Kichota, lecz nie są to jedyne teksty, z którymi mają do czynienia w szkole. Klasyka przeplata się tam z literaturą najnowszą, która dla uczniów jest ciekawa i dotyka ich codziennych problemów. Dzięki temu pewnie czytanie wydaje im się tak atrakcyjne.
Może warto się zapatrzyć na Zachód (a nie na przykład na Węgry, gdzie lista obowiązkowych szkolnych lektur jest), zanim nasze czytelnicze statystyki sięgną kompletnego dna? I nie zmuszać dzieci do czytania w szkole Mickiewicza, Fredry czy Sienkiewicza? Co prawda w zestawieniu najpoczytniejszych pisarzy w 2022 roku, jak podaje Biblioteka Narodowa, Sienkiewicz znalazł się na drugim miejscu, a Mickiewicz na czwartym, jednak trudno mi sobie wyobrazić nastolatka czytającego z wypiekami na twarzy Dziady czy W pustyni i w puszczy. Ale może jestem człowiekiem pozbawionym wyobraźni. W przeciwieństwie do ministerialnych decydentów.
Paweł Mazur