Postaw na edukację

07.06.2024

Kanon lektur

Czyli po pierwsze nie szkodzić!

Kanon lektur

Kto lub co zniechęca dzieci i młodzież do czytania? Wszechobecny internet i pokusy mediów społecznościowych, nieczytający rówieśnicy czy telefon komórkowy wręczany roczniakowi w wózku zamiast kolorowej książeczki? Bądźmy szczerzy, przede wszystkim szkoła – to my, poloniści, przez lat osiem, a potem jeszcze cztery wzmacniamy wstręt do literatury. Posłużmy się metaforą Gombrowicza, który odbiór czytelniczy bezczelnie porównał do konsumpcji: literatura to posiłek, a czytelnik jest konsumentem pragnącym zjeść smacznie i treściwie. Dobra książka „zaspokaja nasze najpierwotniejsze instynkty i mamy dlań ten sam szacunek, co do chleba, który syci głód, i dla wody zaspokajającej pragnienie”. Jednak „bywają potrawy, a raczej pisarze, z którymi nasz smak nie może sobie poradzić – coś jak dobra w zasadzie zupa, ale zepsuta domieszką”.

Co zatem serwujemy naszym uczniom poddani dyktatowi kanonu lektur? Jego twórcy i zwolennicy gromko krzyczą, że zawiera wartościowe składniki bezcenne dla prawidłowego rozwoju młodego polskiego organizmu, zatem na polonistycznej stołówce wmuszamy w młodzież owe witaminki literackie: „Jedzcie, bo to zdrowe, to was wzmocni patriotycznie i moralnie”.

By przekonać nieufnych uczniów do czytania/jedzenia potężnej porcji lekturowej sałatki, sięgamy po argument, z którym się nie dyskutuje, jak ból ojca po stracie Urszulki, czyli parafrazujemy założenia podstawy programowej. Dodatkowo straszymy wizją apokaliptycznego finału edukacji: „To źródło minerałów bezcenne podczas wysiłku maturalnego”.

Z greki Ananke, po łacinie Necessitas, a po naszemu konieczność – żeby ZDAĆ EGZAMIN, czytajcie lektury, jedzcie warzywka, przyswajajcie witaminy –izmów i sole mineralne właściwych postaw, „ducha czasu”, „manifesty pokolenia”, „powojenną epokę”. Albowiem powiadamy wam, są NIEZBĘDNE, by napisać maturalne wypracowanie, oczywiście o cierpieniu i samotności, o przemijaniu i tragicznych wyborach, o stracie, tęsknocie, poświęceniu, o relacjach międzyludzkich i miłości (sądząc po spisie lektur, zawsze boleśnie destrukcyjnych).

Oczywiście napotykamy instynktowny opór młodych organizmów jeszcze niezatrutych, a łaknących energii z pożywnego posiłku. Dlatego pozorujemy motywowanie i stosujemy sztuczki naszych babć-polonistek: „No, Marku, jeszcze jedna łyżeczka startego selera – Antygony, wiem, że gorzki, nie krzyw się przy trzecim stasimonie, dasz radę aż do wisielczego finału”, „Aniu, otrzyj łzy, wytrzymasz ten zapach cebuli – tragicznego wyboru wymieszanego z brokułowym fatum, to prawie ostatnia łyżeczka mitologii, proooszę!”. I od razu pierwszakom podsuwamy zakurzone kanapki z wyschniętym szczypiorkiem trenów Kochanowskiego (witamina K jest bezcenna), a na przystawkę przeżuta przez pokolenia papka bogatych w kwas foliowy szpinakowych kazań Skargi. Wciąż zdrowo, a coraz bardziej niestrawnie i w ogromnych dawkach.

Lektur są dziesiątki, w całości i fragmentach upchanych w kotle roku szkolnego, który za chwilę wykipi, stąd w kolejnej klasie coraz szybciej i szybciej podajemy zalecane przez autorytety literaturoznawcze szklanki zmiksowanej pietruszki z cytryną, czyli Mickiewicza i Słowackiego martyrologiczne smoothie – potężne stężenie witaminy C. I na przetrawienie tych dobrodziejstw serwujemy uczniom bez sjesty ogromną michę kiszonej kapusty, witaminową bombę pierwszego rozdziału Potopu! Udając głośny entuzjazm, stosujemy metody „skutecznej pochwały”: „Brawo, Kasiu! Za mamusię i tatusia, babcię i prababcię, oni też konsumowali Lalkę, ty także dasz radę, no czytaj, no zjedz! Przecież czosnek zawiera antybiotyk, to bogata we flawonoidy i związki siarkowe realistyczna panorama polskiego społeczeństwa”. I tak powtarzamy rok za rokiem (resztką sił i bez wiary) tę mantrę, wmuszając w zastraszającym gastrycznie tempie jedne po drugich odgrzewane dania. „To was wzbogaci! No jedzcie, za filomatów i filaretów, za złamane serducho Wokulskiego, za smutek Jaśka, co zgubił złoty róg… Ta warzywna dieta jest KONIECZNA!”

Gombrowicz, recenzując książki, wyjaśniał, że „społeczeństwu nic nawet po największych prawdach, jeśli podane są w sposób niejadalny i odpychający” i my, polonistyczni kucharze, rozumiemy znaczenie metodologii. Desperacko (bo udając, że mamy czas, środki i siłę na kreatywność i multinowoczesność) serwujemy lekturowe wiktuały na atrakcyjnej zastawie. Papkę sarmackich makaronizmów podajemy z multimediami i w Emaze, trans Konrada i chmurny lot Kordiana dekorujemy dzięki AI i Canvie, Cezarego Baryki miłosne wybryki (rym pomaga zapamiętać) ilustrujemy na Piktocharach i Comixifach, zabłąkanych między Krakowem a zaświatami bohaterów Wyspiańskiego upychamy w Prezi i Kahootach (a właściwie co na to obrońcy tradycyjnej polskości kanonu?). Jednak lekturowy entuzjazm w klasie nie rośnie, gdyż zanikł w okolicach średniowiecza, a już na pewno w baroku, a my stajemy absurdalnie heroiczni jak Syzyf wobec konieczności wmuszenia w uczniów najstraszliwszej porcji lekturowej wojenno-obozowych traum. Na te ciężkostrawne dylematy podane w niełatwej do przyswojenia narracji behawioralno-reporterskiej z jednej strony i oniryczno-apokaliptycznej z drugiej nie przygotowały ich ani Sienkiewiczowskie harce batalistyczne, ani lukrecjowe frykasy awangardy. Wśród huku żelaznych wojsk i łomotania kolbami w drzwi starcza nam sił już tylko na banalny podstęp rodzica wmuszającego łyżkę zupy z brukwi: „Uwaga! Stasiu, samolocik leci, wrrrrr!”. Tak złowieszczo brzmi wypalenie zawodowe polonisty, który dotrwał z kanonem lektur do klasy czwartej.

Dagmara Zawistowska-Toczek

O autorce: Gdańszczanka z wyboru, która wraz ze swymi uczniami odkrywa tajemnice literatury i języka polskiego, a dzięki ich wrażliwości i inspirującemu otwarciu na świat może być współautorką serii podręczników do szkoły średniej. Jako doktor nauk humanistycznych bada wyrażanie doświadczenia niewyrażalnego i granicznego w literaturze oraz modele krytyki literackiej. Książki i artykuły nie tylko pisze i czyta, ale też redaguje stylistycznie, językowo i merytorycznie jako redaktor wydawniczy współpracujący z gdańskimi instytucjami kulturalnymi.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.