Postaw na edukację

29.06.2014

Matura z matematyki – co się stało?

Matura z matematyki – co się stało?

Maturę z matematyki oblał co czwarty ze zdających. Czyli ponad 75 tysięcy maturzystów nie potrafiło zdobyć nawet 30% punktów możliwych do zdobycia.

Co się stało? Przecież w zeszłym roku nie było aż tak źle. Dlaczego zatem w tym roku wyniki były gorsze? Czym różniły się tegoroczne zadania od tych z lat ubiegłych?

Poruszono w nich takie same zagadnienia jak w poprzednich latach – była wartość bezwzględna, logarytmy, ciągi arytmetyczne, nierówność kwadratowa. Wydawałoby się więc, że uczniowie nie powinni mieć kłopotu. A jednak mieli. Dlaczego? Otóż przez cztery ostatnie lata zadania na maturze były niemal identyczne. Zmieniały się tylko liczby – sformułowanie treści i sposób rozwiązania był taki sam.

W tym roku w niektórych zadaniach sformułowanie było nieco inne, a w kilku zadaniach trzeba było rozumieć, o co chodzi, nie wystarczyło odtworzenie rozwiązania wyuczonego na pamięć. I to właściwie cała różnica.

Jeśli te drobne zmiany spowodowały aż takie obniżenie wyników, to oznacza, że nauczanie matematyki w niektórych szkołach lub klasach bywa fikcją. Nie uczy się matematyki, czyli umiejętności myślenia, tylko schematycznych sposobów rozwiązywania zadań, które nie są zrozumiałe dla uczniów.

Niestety, dotychczasowe egzaminy maturalne do tego wręcz nakłaniały. Zachęcały do wybierania takich podręczników i programów nauczania, w których rozumienie matematyki nie jest priorytetem.

Dobitnym przykładem takiej postawy nauczycieli jest komentarz do wyników matury nauczycielki matematyki jednego z liceów: „Humaniści inaczej myślą. Oni uczą się całych schematów na pamięć. Jeżeli dostali inaczej sformułowane pytanie, mogli zgłupieć”.

Jeśli to byłaby prawda, to oznacza, że na lekcjach matematyki pozwala się humanistom w ogóle nie myśleć.

Wydaje się, że część nauczycieli sądzi – podobnie jak cytowana wyżej nauczycielka – że celem nauczania matematyki na poziomie podstawowym jest opanowanie kilkunastu schematów zadań maturalnych. Jak to zmienić? Na początek wystarczy, że zadania maturalne, podobnie jak te z ostatnich egzaminów gimnazjalnych, będą wymagały rozumienia matematyki, a nie odtwarzania wyuczonych na pamięć procedur. Niby proste, ale wymaga pogodzenia się z tym, że maturę z matematyki zdawać będzie znacznie mniej niż 90% zdających.

Marcin Karpiński

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Milena pisze:

    Mam wrażenie, że jakby nie podchodzić do tematu i jakich najbarwniejszych sposobów nie używać to pewnego poziomu abstrakcji nie da rady przeskoczyć. Matematyka na maturze to był zawsze diabeł w worku.

  2. Dorota pisze:

    Matematyka to piękna nauka, ale przez to co się wokół niej dzieje prowadzi do tego, że wszyscy się jej boją , dlaczego? Dlaczego matematyka stała się przedmiotem różnicującym? Język polski zdali w mojej szkole zdali wszyscy, super godzin języka polskiego mają więcej, lektur nie trz4eba czytać, żeby zdać, Język angielski jeszcze większy sukces w mojej szkole znowu wszyscy zdali , geniusze językowi, mają więcej godzin w tygodniu, podział na grupy wg zaawansowania, tylko pozazdrościć. A my nauczyciele matematyki , mamy 3 godziny w tygodniu matematyki, pracujemy różnymi metodami, ciągle musimy udowadniać do czego ONA jest potrzebna i zbieramy cięgi po maturze bo z matematyką eksperymentują, zmieniają podstawę programową , i wmawiają nam, że nie potrafimy uczyć a może by tak przyjrzeć się innym egzaminom…..

  3. Przemek pisze:

    Jest jeszcze jeden problem. Nauczyciele zrzucają winę jeden na drugiego. Na każdym etapie nauczania trzeba wyjść z siebie, aby nauczyć minimum. Róbmy swoje, ale z góry nie zakładajmy że inny nauczyciel nic nie robił. Bardzo lubię uczyć matematyki, ale podstawa programowa mi w tym przeszkadza.
    Pozdrawiam wszystkich zapracowanych (46 godzin tygodniowo). Miłych wakacji.

  4. Dorota pisze:

    Jestem nauczycielem matematyki w szkole podstawowej i gimnazjum, choć lubię swoją pracę, to czasami wygląda ona jak „orka na ugorze”. Na każdym kroku staram się pokazywać uczniom przykłady zastosowania matematyki w życiu codziennym (np. zawartość orzeszków w maśle czekoladowo-orzechowym, po obejrzeniu składu procentowego na opakowaniu uczniowie przeliczają ile ton takiego masła otrzymają przy użyciu 1 kg orzeszków – samo życie). Uczniowie coraz rzadziej pytają mnie „po co mi to?”. Istnieje raczej wśród nich ogólna niechęć do nauki, nie jest „modne” uczyć się, umieć coś i odnosić sukcesy. Rodzice ich rzadko wspierają i motywują, „bo przecież i tak nie ma pracy, a do szkoły wszędzie cię przyjmą”. Dopóki nie będzie zmiany przepisów, by min. 30% wynik sprawdzianu szóstoklasisty i egzaminu gimnazjalnego określał jego zdanie, to uczniowie nie będą się przykładać, a przy obecnym niżu demograficznym szkoły średnie nadal by przetrwać będą przyjmować każdego ucznia nawet z najniższymi wynikami. Jak więc później matura ma wypaść dobrze?

    1. belferka pisze:

      zgadzam się z Panem w 100%. Uczę jak Pan już ponad 20 lat matematyki i widzę wyraźnie jak ten przedmiot został w szkołach zdegradowany. Materiału ogrom, a godzin tyle co kot napłakał (priorytety to języki, wf 4 godziny itd), a potem wymagają od uczniów i nauczycieli cudów czyli 100% zdawalności. Na jeden temat programy przeznaczają 2-3 godziny i to jest do przyjęcia tylko dla zdolnych uczniów, a co z reszta przeciętnych i słabszych, którzy wymagają większej ilości godzin treningu, przecież bezsensem jest zadawanie po 40 zadań do domu, a tak robią w liceach na matmie. Słaby uczeń i tak ich samodzielnie nie zrobi, a nauczyciel jest przekonany że swoje zrobił i uczniów przetrenował.

  5. Anka pisze:

    Inne przyczyny porażki:
    1) Zbyt mała ilość godzin matematyki tygodniowo ( 3 godz. matematyka, 3 godz. – wf, 2 godz. – religia). Wprowadza się jakieś wymyślone przedmioty uzupełniające, dodatkowe jako „zapchajdziury”, zamiast dać więcej godzin na obowiązkowe przedmioty maturalne.
    2) Słaba frekwencja uczniów ( pełnoletni mogą sami się usprawiedliwiać i wykorzystują to w nieodpowiedni sposób). Nie da się nauczyć ucznia, którego nie ma w szkole.
    3) Wiele lekcji przepada ze względu na wycieczki, wyjścia do kina, koncerty charytatywne, pielgrzymki do Częstochowy itp. Mnie jest szkoda każdej lekcji i każdej minuty zmarnowanej podczas zajęć, natomiast uczniowie ciągle kombinują jak zrobić, żeby się nie „narobić”.
    4) Mówi się o tym, że matematyka jest potrzebna w życiu, a program matematyki jest oderwany od tego życia i uczniowie zastanawiają się „do czego mi się to przyda?”
    5) Nie chcę zwalać winy na innych, bo wiem, że nauczyciele w gimnazjum lekko nie mają, ale nagminne jest, że uczniowie przychodzący do liceum nie radzą sobie z działaniami na ułamkach, tabliczka mnożenia dla wielu jest problemem. Na egzamin gimnazjalny wystarczy przyjść, a rozliczenia przychodzą dopiero na po maturze.

    1. bozena pisze:

      nie zgadzam sie z tym , że jakoby nauczyciele gimnazjum przymykają oko na podstawowe umiejętności. W zeszłym roku miałam klasę, która zupełnie przypadkowo była kompilacją trudnych przypadków matematycznych, tak bym to nazwała. Dlatego przez trzy lata na zajęciach dodatkowych męczyłam ich … głównie z wykonywania działań pisemnych. z pozostałych treści podstawy programowej było dopuszczająco. W rozmowach z uczniami i rodzicami na zebraniu zaproponowałam rozważenie dalszej edukacji dziecka w szkole zawodowej. Co okazało się we wrześniu? Wszyscy poszli do LO.

  6. Grażyna pisze:

    Zgadzam się z Przemkiem. W tym roku maturę z matematyki dobrze zdali uczniowie którzy uczyli się matematyki, nie ci, którzy uczyli się do matury… rozwiązując i analizując testy z lat poprzednich

  7. Ewa pisze:

    Do szkół kończących się maturą przychodzą „zmuszeni” brakiem zawodówek uczniowie, którzy mogliby być wykwalifikowanymi robotnikami, od których nie wymaga się samodzielnego myślenia w pracy. Tacy ludzie zawsze byli i zawsze będą. W szkole otrzymują ocenę dopuszczającą za opanowanie 40% wiadomości (według PSO w szkole). Mogą oni uzyskać 30% punktów na maturze rozwiązując standardowe zadania, a nie tak jak tym roku zadania o „wymyśnej” treści. Co chcieli udowodnić autorzy tegorocznego arkusza?… To, co nauczyciele uczący w szkołach już wiedzą?

  8. Przemek pisze:

    Kilka lat temu zadałem uczniom zadanie na pracy klasowej. Tematycznie było ono związane z twierdzeniem Pitagorasa. W skrócie polecenie brzmiało: „Wyznacz przekątną tej strony”. Zadanie poprawnie wykonało może dwie osoby. Wyznaczyć przekątną prostokąta na rysunku wielu potrafi, ale jak wyznaczyć przekątną tego na czym się pisze? Nie lubię schematów i tego samego uczę moich uczniów. Jeden z nich osiągnął 100% wynik na egzaminie. Uczę ich wszystkich myślenia matematycznego, a nie rozwiązywania zadań czy uczeniu się podręcznika na pamięć. Niech uczniowie pamiętają mniej, ale narzędzia, które zastosują doprowadzą ich do właściwego rozwiązania. Zdarzyło mi się pomagać przyszłym maturzystom w przygotowaniu do matury. Mój wniosek był jeden. Nie jest ważne czy umiesz to rozwiązać, tylko czy twój nauczyciel zaakceptuje inny sposób myślenia.

  9. Marcin pisze:

    Problem, który widać w wynikach matury z matematyki na pewno występuje też w innych przedmiotach, zwłaszcza ścisłych. Można go sformułować mniej więcej tak: czy da się nauczyć rozumienia matematyki uczniów słabszych, czy należy ich uczyć tylko na pamięć. Ostatnie zmiany podstawy programowej miały choć częściowo przesunąć akcent z uczenia typowych procedur matematycznych (czyli zapamiętywania rozwiązań typowych zadań) na rozumienie, a nawet rozumowanie i argumentację. Na razie nic nie wskazuje, że to ma miejsce. Przynajmniej nie w szkołach ponadgimnazjalnych w zauważalnej statystycznie skali. Warto sobie jeszcze raz uświadomić na czym polega problem ujawniony maturą z matematyki: 1/4 uczniów nie potrafiło zdobyć nawet 30% punktów. Nie wymaga się od nich, by potrafili rozwiązywać te trudniejsze zadania maturalne, np. zadania na dowodzenie. Oni nie potrafią rozwiązać tych najprostszych, jeśli nie brzmią dokładnie tak samo jak zadania, które już kiedyś rozwiązywali.

  10. kika pisze:

    Jestem czynnym nauczycielem. Problem widzę także i taki: na wielu przedmiotach – historii, przyrodzie, geografii wymaga się jedynie wiedzy odtwórczej, wyłączonego myślenia. Uczniowie przyzwyczajają się do tego, że wiedzę niekoniecznie trzeba rozumieć, czasem wystarczy wyrecytować. Toteż wymaganie od nich myślenia logicznego na jednym jedynym przedmiocie powoduje ich zdziwienie, nieporadność oraz jest wielką sztuką. Najwięcej psują tu nauczyciele nauczania początkowego i ich podręczniki „na jeden wyrazik”… a potem to już lawina idzie aż do matury. Czytanie i podkreślanie tekstu matematycznego, tłumaczenie na „język matematyczny” potocznych słów np. co czwarty, ćwierć kilo, dwukrotnie więcej, mówienie treści zadań własnymi słowami, wypisywanie danych na odręcznym rysunku – to wszystko powinno być regułą w nauczaniu matematyki, ale wiele z tego trzeba używać na lekcjach innych przedmiotów. Jak widzę, że uczniowie po przyjściu z lekcji przyrody automatycznie skreślają zera w podanej skali, to otwiera mi się scyzoryk w kieszeni. Uczenie ich wtedy, że można pomnożyć lub podzielić, bo skala to nic innego jak „ileś razy większy lub mniejszy” jest mocno utrudnione. Wszyscy musimy się zmienić:-)

  11. Marta pisze:

    Bardzo łatwo mówić o uczeniu myślenia i świetnych wynikach jak się uczy w renomowanej szkole, w klasie gdzie są uczniowie dobrzy i bardzo dobrzy. Zupełnie inaczej jest w słabszych klasach, gdzie np. na 28 osób 22 po gimnazjum przyszły z ocenami dopuszczającymi.

  12. Agata pisze:

    Problem tkwi w poziomie uczniów przyjmowanych do liceum, technikum. Jeżeli szkoła średnia zmuszona jest do przyjęcia uczniów ze słabą średnią z kompetencji w gimnazjum ( dotacje na ucznia otwierają im drzwi), to proszę nie kruszyć kopii, mówiąc o słabych wynikach z matury. Jest to zakłamanie dyrekcji, nadzoru nad szkołami i samego ministerstwa. Należy zająć się poprzeczką przy przyjmowaniu do szkół średnich, zwiększyć nakłady na kształcenie zawodowe, budować dumę z pracy, a nie z wykształcenia, to uczniowie i rodzice skierują kroki w odpowiednią stronę.

    1. Ania pisze:

      Całkowicie zgadzam się Agatą!

    2. Artur pisze:

      Pani i pani Ewa (kilka postów wyżej) mają chyba rację, mnie jednak zaniepokoiło zdanie „budować dumę z pracy, a nie z wykształcenia”. To chyba wynik zaangażowania w dyskusję, bo oczywiście winno być oraz z wykształcenia.

    3. Renata pisze:

      Agata ma rację, niestety. Dodam tylko, że problem zaczyna się już w szkołach podstawowych, gdzie wyniki Sprawdzianu praktycznie niczym nie skutkują. Uczniowie wiedzą, że wystarczy przyjść na egzamin, zaś każdy rezultat, nawet najsłabszy, gwarantuje im przyjęcie do gimnazjum. A potem, jak powiedział jeden z moich zdolniejszych uczniów: „jeszcze trzy lata laby”. W ten sposób rośnie zapewne przekonanie, że egzamin to coś, czym nie należy się przejmować, więc po co się solidnie przygotowywać? Pomysł, żeby wszystkich ciągnąć za uszy na maturę, a potem na studia jest chybiony. Skutkuje to obniżeniem poziomu nauczania. Mamy wprawdzie społeczeństwo ludzi wykształconych, ale JAK?

  13. Celina pisze:

    A kto powiedział, że maturę musi zdać każdy? Kiedyś matura była dla wybranych. Teraz, ze względu na brak pracy na rynku, wszyscy chcą studiować, bo coś trzeba ze sobą zrobić. Tym sposobem obniża się poziom matury, poziom wiedzy magistrów. A pracy i tak nie znajdą, bo niczego nie umieją dogłębnie. Matematyka nie jest łatwa ze względu na konieczność logicznego myślenia. A postawa naszych uczniów jest taka: po co się uczyć tabliczki mnożenia, skoro są kalkulatory, po co męczyć się nad rozwiązaniem zadania domowego, jeśli można w internecie poprosić o to rozwiązanie – byle do przodu. Na końcu roku nie wiedzą czego uczyli sie we wrześniu – w jakim celu zaśmiecać sobie umysł? Jak będzie trzeba, to wszystko znajdą w komputerze. A na efekty nie trzeba długo czekać – nie rozumieją tego, co czytają, bo zdolność skupiania uwagi leży. Mnie to bardzo niepokoi – produkujemy roboty do obsługi komputerów.

  14. Artur pisze:

    Kluczowe jest oczywiście zdanie, że dotychczasowe egzaminy maturalne do tego wręcz nakłaniały. Dlaczego jednak tegoroczny egzamin był inny? Czy inni ludzie decydowali o doborze zadań? Czy pojawiły się jakieś badania wskazujące na takie niebezpieczeństwo? Czy może to tylko przypadek…