Doprawdy, nieocenione jest nasze ministerstwo oświaty. Nauczyciele zbijają bąki na wakacjach, a pani minister z troską pochyla się nad każdym dzieckiem. Co zrobić, żeby uchronić pociechy przed dopalaczami i innym paskudztwem? Jak to co? Wydać rozporządzenie.
Stosowny projekt już wisi w sieci; wejdzie w życie 1 września 2015 roku. Co przewiduje rozporządzenie – litościwie skracam tytuł – o przeciwdziałaniu narkomanii? Ano, nauczyciele będą m.in. „wspomagać ucznia i wychowanka w jego rozwoju ukierunkowanym na osiągnięcie pełnej dojrzałości w sferze: (…)
Obiecuję: więcej cytatów z ministerialnej polszczyzny (rozwój ukierunkowany na osiągnięcie w sferze ukierunkowanej na zbudowanie…) nie będzie. O czym zatem napiszę? O osobistych doświadczeniach.
W 1989 roku, gdy mało kto słyszał u nas o wolontariacie, zostałem wolontariuszem fundacji zajmującej się dziećmi ze środowisk patologicznych. Bywałem w domach alkoholików upijających się do nieprzytomności, spotkałem dziewczynkę, której ojciec – jak się potem okazało – gwałcił jej starsze siostry (jej nie zdążył; zapił się na śmierć). I poznałem Jarka.
Miał wtedy 12 lat. Mieszkał z babcią; ojciec powiesił się, gdy Jarek miał roczek, matka była alkoholiczką. Zachodziłem do Jarka regularnie – a jednak nie uchroniłem chłopaka przed wąchaniem kleju. Nie umiałem „wspomóc go w kierunku zbudowania harmonii psychicznej” ani ukazać mu „sensu istnienia”. Nie udało się.
W 1999 roku przeprowadziłem z Jarkiem wywiad, który ukazał się w Przeglądzie Oświatowym. Oto fragmenty mojej rozmowy:
Jarek: Wciągnęli mnie kumple ze szkoły, kiedy miałem 13 lat. Wąchaliśmy klej. Najpierw rzadko, raz w tygodniu, raz w miesiącu… Tak z ciekawości, dla zabawy. Jak obejrzałem jakiś fajny film science-fiction, to chciałem ten film powtórzyć.
To jest tak, że jak myślisz cały czas przy ćpaniu o jakiejś rzeczy, to ona ci się urealnia, ty ją widzisz. Masz oczy jak kamera, wyświetlasz sobie ten obraz i w nim jesteś. I to od ciebie zależy, jak długo ten film będzie trwał. Są ludzie, którzy zostają na zawsze w swojej wyobraźni, i wtedy są chorzy psychicznie. Rozmawiasz z takim, a on widzi co innego, on ciebie nie łapie w tym swoim obrazie.
Miałem takie swoje wrota, wielkie na parę kilometrów, wyrastały z ziemi i otwierały się, echo szło i mówiło mi, co mam robić. Może dlatego mi się to podobało, że czułem się wtedy bogiem. Potrafiłem latać… Ktoś mi się nie spodobał, ja tylko klapnąłem ręką i on znikał albo go rozrywało na strzępy – zależy, jaką śmierć mu zadałem.
TM: Czy twoi nauczyciele wiedzieli?
Jarek: Tak.
TM: Jak reagowali?
Jarek: Raczej jak ja reagowałem na nich. Jak się dowiedziałem, że chcą mi pomóc, to był przypadek, że nauczycielowi przyłożyłem taboretem. Za to, że mnie nie wypuścił z klasy, bo mówił, że wie, po co chcę iść.
TM: Konsekwencje?
Jarek: Były, były. Ale nauczyciel wolał zatuszować sprawę. Bardzo miły facet, teraz złego słowa bym o nim nie powiedział. A wtedy chciałem go zabić.
TM: Trafiłeś do szpitala…
Jarek: Sąd mnie skierował. To było po tym pobiciu… Ćpałem na cmentarzu, było już ciemno, bo chciałem z duchami porozmawiać. No i rozmawiałem z nimi. Pytam się, dlaczego mój tata nie chce do mnie przyjść, żeby ze mną porozmawiać. „Przyjdzie”. A ja: „Dobra, to niech przyjdzie”. I wyszedłem z tego cmentarza. Spotkałem moją bardzo dobrą przyjaciółkę. Ona: „Chodź mnie odprowadzić”. „Dobra – mówię – czemu nie”. Poszliśmy. I po drodze usłyszałem głos ojca, takie podśmiewanie się. Obróciłem się, spojrzałem – ojciec. A miałem metalową pałkę pod kurtką. I mówię do niego: „Chcesz, ch…, na łeb?”. A on odpowiada: „To chodź!”. Wyciągnąłem pałkę i dostała. Kilkadziesiąt razy na głowę, trzydzieści parę szwów miała. Ale jak krew chlapnęła – bo pękła jej żyła na głowie, całą twarz miałem we krwi – mokre poczułem, a narkoman nie lubi mokrego. Doszedłem do siebie. Zobaczyłem, że dziewczyna leży we krwi, płacze, krzyczy… Podniosłem ją, zaniosłem do sklepu, bo jej mama pracowała w sklepie. Lekarze powiedzieli potem, że trzy, cztery uderzenia więcej i dziewczyna by nie żyła, czaszka by jej pękła. I wtedy psycholog mi powiedział, że albo leczenie, albo kryminał. Nie poprawczak – kryminał.
Ostatni raz widziałem Jarka dwa lata temu. Był bezdomny, samotny jak pies. A ja… wciąż w niego wierzę.
Może dlatego lubił ze mną rozmawiać. Dzwonił z kolejnych życiowych zakrętów, spotykaliśmy się i opowiadał o sobie. Od jego opowieści jeżyły mi się włosy na głowie, ale słuchałem. Potem próbowałem go przekonać, że nie wszystko stracone. Że jest dla niego nadzieja. Może jeszcze zadzwoni.
Piszę o Jarku, gdyż nie cierpię pozornych rozwiązań, wykoncypowanych przez mędrców zza biurka. Nic nie pomogą takim jak on. Chyba że po lekturze rozporządzenia ktoś z Państwa palnie się w czoło, wołając: – A ja głupia/głupi nic dzieciakom nie mówię o sensie istnienia! To dlatego biorą dopalacze! Ale od 1 września wszystko się zmieni!
1 Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej (projekt)
Tomasz Małkowski