Przeczytałem właśnie, że do premiera i kilku innych polityków wpłynęło (na piśmie) proste zapytanie od grupy edukatorów „Jak długo trwa w Polsce kadencja sejmu?”. Haczyk polegał na tym, że zadano je po chińsku. I też oczekiwano odpowiedzi w takim języku. Zdaje się, że odpowiedzi ostatecznie nie było, ale akcja nie miała polegać na wymianie korespondencji na tematy ogólne. Chodziło o uświadomienie politykom, jaki urzędniczy koszmarek zamierzają wprowadzić, nakazując ukraińskim dzieciom w ósmych klasach szkoły podstawowej przystępować do kończącego ten etap edukacji egzaminu.
Swoją drogą uświadamianie urzędnikom absurdu innym absurdem to ścieżka donikąd. Dla rozsądnie myślącego obywatela zaproponowanie, żeby obcokrajowiec nieznający naszego języka zdawał egzamin z naszego języka i to w naszym języku już brzmi absurdalnie. Ale na polityków i urzędników, u których często absurd goni absurd i absurdem pogania, taki zabieg erystyczny nie zadziała.
Choć sama akcja daje do myślenia. Tak jak do myślenia daje porównanie dwóch systemów szkolnych – polskiego i ukraińskiego. Oba są obecnie w reformie. Nasz na ostatnim etapie, bo pierwsi nim objęci uczniowie od września rozpoczną naukę w klasie maturalnej. Ukraiński na etapie początkowym. Z tym że obie reformy – i nasza prawie ukończona, i ich dopiero rozpoczęta – zaczęto wdrażać w podobnym czasie. Naszą w 2016 roku, a ukraińską – w 2017.
I kto jest mistrzem świata w prędkości? Który naród doczekał się Kubicy i Pudzianowskiego? My zreformowaliśmy edukację w 7 lat, a oni potrzebują aż 12! Co z tego, że podobno zaczęli od 1 klasy i wprowadzają ją rok po roku? Przecież my, wiadomo, musimy patrzeć na czas po gospodarsku, jak mówił Kazimierz Kaczor w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Dla nas czas i tempo są priorytetem. Dlatego tu się coś przełożyło (na przykład przekształcanie wzorów na matematyce, przez co trzeba je wcześniej wprowadzić na fizyce), tu pominęło (po co komu wojny napoleońskie w okresie przejściowym?) i jest – system jak malowany (chociaż na razie z ulgami na egzaminach dla pokrzywdzonych pandemią uczniów).
A dlaczego Pudzianowski? Bo kiedyś wniósł po schodach 200 kilogramowy ciężar w zaledwie 10 sekund!
O dziwo – system ukraiński sprzed reformy przypominał pod pewnymi względami nasz obecny zreformowany. A ten wdrażany właśnie na Ukrainie przywodzi na myśl nasz poprzedni, od którego odeszliśmy, czyli ten z gimnazjami. Brzmi skomplikowanie i dziwnie? A jest bardzo proste.
Ukraińska szkoła podstawowa po reformie liczy 9 klas. Cztery lata trwa tam nauka na etapie wczesnoszkolnym, a 5 lat nauka przedmiotowa z egzaminem końcowym. Czyli tyle lat, ile liczyły nasze podstawówki i gimnazja razem wzięte. Co więcej, do szkół idą tam sześciolatki, czyli tak jak byłoby w naszym systemie, gdyby nie to, że wprowadzając u nas to rozwiązanie, zaplątaliśmy się w ulubiony narodowy taniec „krok w przód, dwa kroki w tył”.
Co więcej, nauka w szkole średniej po ukraińskiej reformie ma trwać 3 lata (plus jeszcze jeden rok w szkołach technicznych), czyli tyle, ile w dawnych naszych liceach (i technikach) przed reformą. W sumie daje to taką samą miarę 12 (lub 13) lat, bo nasze licea (i technika) trwają po reformie o rok dłużej niż ukraińskie. Tyle że ukraiński maturzysta jest o rok młodszy od naszego.
Mówi się, że nowy system ukraiński był wzorowany na naszym (tym z gimnazjami). Paradoks polega na tym, że wtedy, gdy ten nowy ukraiński system zaczął wchodzić w życie, nasz rozpoczął powrót do tego, który znamy i pamiętamy z czasów PRL-u! Czyli do edukacji krótszej o rok na etapie przedlicealnym.
I o ile system ukraiński dostosował się po prostu do najbardziej powszechnych rozwiązań europejskich (z których tak naprawdę czerpał wzorce), to nasza szkoła przybrała kształt, od którego większość krajów odeszła, czyli ze skróconą edukacją na poziomie podstawowym i wydłużoną szkołą średnią.
Cóż, chyba lubimy być jedyni w swoim rodzaju. Albo po prostu nie wymiękamy przed absurdami.
Ryszard Bieńkowski