Egzaminy to zbyt poważna i skomplikowana sprawa, by o ich kształcie decydowały demagogiczne hasła w rodzaju: „dzieciom dzieje się krzywda”, „walczmy z testomanią” czy „dawniej nie było egzaminów i było lepiej”.
Dawno temu minister edukacji postanowił, że dla dobra uczniów, którzy chcą studiować, a mają kłopoty z matematyką, zniesie obowiązek zdawania tego przedmiotu na maturze. Niech zdaje, kto chce, i wszyscy będą szczęśliwi – takie było przesłanie tej decyzji. Jej skutki pojawiły się po latach. Zaczęło brakować chętnych na studia inżynierskie, a w klasach 1–3 jeszcze przez dwadzieścia lat matematyki będą uczyć nauczyciele, którzy nie mają matury z tego przedmiotu i nie chcą z nim mieć wiele wspólnego.
Ta błędna decyzja sprzed 25 lat wszystkim powinna dać wiele do myślenia. Niezwykle trudno było się wycofać z tego błędu, przygotowania do powrotu matematyki na maturę trwały kilka lat i były bardzo kosztowne.
Warto się uczyć na własnych błędach, warto też i na cudzych. W Czechach nie ma egzaminów końcowych, ale od kilku lat trwa dyskusja, jak je wprowadzić: testuje się różne warianty, rozważa sposoby wprowadzenia egzaminów. To bardzo trudny proces (dużo łatwiej egzaminy się likwiduje). Jako wzór podaje się… polski system egzaminacyjny, bo według Czechów to także dzięki niemu mamy tak doskonałe wyniki w międzynarodowym badaniu PISA. Wyniki polskich gimnazjalistów są coraz lepsze we wszystkich badanych obszarach, a czeskich – coraz gorsze. Różnice widać na poniższym wykresie.
źródło: Program Międzynarodowej Oceny Uczniów OECD PISA – wyniki badania 2012 w Polsce, Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2013
Oczywiście na wyniki PISA wpływa wiele czynników, nie tylko system egzaminacyjny. Czesi jednak uważają, że jego wpływ jest na tyle istotny, że warto wprowadzić egzaminy podobne do polskich. Dlaczego zatem w Polsce słychać głosy, że egzaminy należy zmienić?
Nie słyszałem argumentów popartych wynikami poważnych badań. Wszystkie opierają się wyłącznie na poglądach głoszących je osób. Zwykle mówi się, że egzaminy powodują mechaniczne uczenie pod testy. Jeśli zatem ich nie będzie, to problem sam się rozwiąże. Rozumiem szczerą chęć, by w polskich szkołach nie uczono głupio, ale żadne badania (z PISA włącznie) nie potwierdzają, że istnieje jakikolwiek związek między niemądrym uczeniem a egzaminami. Można za to podać przykłady wielu krajów, w których naucza się kiepsko nawet wtedy, gdy nie ma egzaminów.
„Ekspertom” postulującym walkę z testomanią polecam lekturę… arkuszy egzaminu gimnazjalnego. Proponuję obejrzeć na przykład zadania z matematyki. Po pierwsze są tam nie tylko zadania potocznie zwane testowymi. Co ciekawe, rozwiązanie nawet tych testowych zadań wymaga rozumienia matematyki, a nie tylko jej wykucia. Po drugie w arkuszu są też takie zadania, w których uczeń musi podać własne uzasadnienie pewnych własności matematycznych, musi dobrać poprawną argumentację. Są zadania, dla których można znaleźć wiele różnych sposobów rozwiązań, uczeń ma prawo wybrać spośród różnych strategii rozwiązania.
Podobnie ma być od tego roku na nowym sprawdzianie szóstoklasisty. Po co więc zmieniać jedną z niewielu rzeczy w polskiej edukacji, która dobrze działa?
Marcin Karpiński
Panie Marcinie!
Mam pytanie do Pana, związane z próbnym egzaminem po klasie VIII, w dodatku bardzo pilne. Czy mogę napisać do Pana prywatny e-mail? Jeżeli tak, serdecznie proszę Pana o odpowiedź w tej sprawie na mail, jaki zamieszczam, wypełniając miejsca pod tym komentarzem. Z góry dziękuję za odzew. 12.06.2018 godzina `16:01. Basia z Krakowa, nauczyciel matematyki.
Żyrafy wchodzą do szafy ! 🙂
Na pewno zadania testowe ze wszystkich części egzaminów gimnazjalnych są ciekawie opracowane, choć zdarzają się kontrowersje, jednakże nie do końca jestem przekonany, czy wyniki przekazują nam prawdziwe informacje o realnej wiedzy i umiejętnościach uczniów, choćby z tego względu, że spotykałem się z tzw. „strzelaniem” odpowiedzi na zadania zamknięte i tworzeniem „szlaczków” na karcie odpowiedzi, i to z niezłym skutkiem.
Jednak postać testów egzaminacyjnych ewaluowała, zmieniała się – chyba ku lepszemu. Może własnie pod wpływem krytyki ze strony „walczących z testomanią”?
Wydaje mi się, że problemem jest traktowanie przez dużą część ludzi wyniku egzaminu jako takiej ostatecznej oceny: czy dobrze się uczyłeś w szkole. A przecież test nie jest w stanie sprawdzić wszystkiego. Jest wiele aspektów działalności ucznia (także naukowej!), której żaden test nie sprawdzi. A i te umiejętności, które sprawdza, z natury rzeczy sprawdza cząstkowo, wybiórczo.
Może te zmiany są po to, aby nie egzaminować za kilka lat roczników, które zaczęły korzystać z darmowego, rządowego podręcznika? Bo może się okazać, że za podręcznikowy „sukces” zapłaciliśmy znacznym obniżeniem jakości nauczania? Lepiej chuchać na zimne. Trzeba przyznać, że Pani Minister jest nie w ciemię bita. To dobrze, że na czele Ministerstwa Edukacji jest właśnie ktoś taki, jak Pani Minister. Czujna i przewidująca.
Zgadzam się z tym, iż zadania na egzaminach nie są głupie. Wymagają od ucznia bardzo szerokiej wiedzy i wielu umiejętności matematycznych. Podobnie jest z egzaminem z przedmiotów przyrodniczych. Oczywiście słaby wynik na egzaminie nie zawsze mówi, że uczeń nie ma umiejętności i wiedzy. Niektórzy uczniowie mają słabe wyniki na egzaminach, ale świetnie radzą sobie w liceum. Jest grupa uczniów, która nie lubi tego sposobu sprawdzania wiedzy i dla nich wyniki są często krzywdzące, ale samo przygotowanie do egzaminu sprawia, że naprawdę mają ogromną wiedzę i umiejętności. Egzaminy to duży stres dla ucznia, ale uważam, że są potrzebne i dobrze przygotowane.