W przeddzień Święta Niepodległości mój starszy syn wszedł do garderoby i zaczął nerwowo przeczesywać półki i wieszaki z ubraniami.
– Czego tam szukasz? – spytałem, udając ojcowską troskliwość, a tak naprawdę bałem się, że Antek zrobi tam potworny harmider. I oczywiście potem na mojej głowie będzie doprowadzanie wszystkiego do ładu, bo przecież on nawet palcem nie kiwnie. A w niedzielne popołudnie wolałem jednak zajmować się czymś przyjemniejszym niż układaniem na półkach swetrów i koszulek z krótkim rękawem (te z długim wisiały na wieszakach, przynajmniej wisiały tam, zanim do garderoby nie wparował Antoni).
– Niczego – odburknęła moja najstarsza latorośl.
– No powiedz – nalegałem.
– Munduru czy czegoś w tym stylu. Ewentualnie wąsów. Ale takich sumiastych.
– Wąsów? – zdziwiłem się.
– Tak, wąsów. Nie masz jakichś? Mogą być sztuczne – odpowiedział Antek zupełnie niezbity z tropu.
Zacząłem się nawet zastanawiać, czy może rzeczywiście nie pochowałem gdzieś sztucznych wąsów, oczywiście najlepiej sumiastych, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to jakiś absurd! Po co mi wąsy? Sumiaste czy nie, wszystko jedno. I po co wąsy mojemu synowi?
Okazało się, że Antek zamierza wziąć udział w marszu w Święto Niepodległości, co mnie trochę zaskoczyło, bo nigdy nie wykazywał predylekcji do tego typu aktywności.
A nie, skłamałbym. Kilka lat temu dość ochoczo brał udział w manifestacjach w obronie wolnych sądów, ale nie były to jednak marsze. I wiązało się to ze sprzeciwem wobec działań władzy, a sprzeciwiać się Antek niezwykle lubi. Nie tylko władzy państwowej, ale również rodzicielskiej. Zwłaszcza tej drugiej.
Od słowa do słowa okazało się, że ta ochota do wzięcia udziału w Marszu Niepodległości została nieco wymuszona przez panią od historii. Może „wymuszona” to nie do końca adekwatne słowo. Po prostu pani zapowiedziała, że każdy uczeń, który weźmie udział w marszu, dostanie z historii… piątkę! A że Antek z historii stoi nie najlepiej, a w zasadzie fatalnie… No cóż… Stwierdził, że nie ma wyjścia i musi iść.
A mundur? I wąsy? Cóż… Piątka piątce nierówna, zaczął tłumaczyć Antek. Jest piątka wagi pierwszej (najsłabsza), piątki wagi drugiej (nieco mocniejsza) i piątka wagi trzeciej (jeszcze mocniejsza). Być może jest jeszcze piątka wagi czwartej, ale tego Antek do końca nie jest pewny. Może jest, a może jej w ogóle nie ma, trudno to teraz rozstrzygnąć. W każdym razie za udział w marszu w odzieniu codziennym, normalnym, to znaczy kurtka, buty, szalik i czapka (jeśli będzie zimno) uczniowi przysługuje jedynie piątka wagi pierwszej, czyli najsłabsza. Ale jeśli uczeń przebierze się na czas marszu na przykład w mundur z epoki, to może już otrzymać z historii piątkę wagi drugiej, która waży nieco więcej. Być może, aby dostać tę piątkę wagi drugiej, wystarczy jedynie dokleić sobie wąsy, choć pewnie liczyć się będą tylko te sumiaste, takie, jakie miał marszałek Piłsudski. Za zwykłe wąsy pewnie tej drugiej wagi się nie dostanie, choć to do końca pewne nie jest, bo wymagania nie zostały jakoś szczegółowo sprecyzowane. Można zaryzykować, ryzyko zresztą niewielkie. W najgorszym wypadku pójdzie się w marszu z wąsami niesumiastymi i dostanie piątkę wagi pierwszej. Niestety, piątki wagi trzeciej za udział w marszu uzyskać nie można w żaden sposób. Może gdyby pojawić się w mundurze z epoki i na koniu, to na taką piątkę byłaby szansa, ale tak, to raczej nie.
– Munduru z epoki nie masz, to o konia nawet nie będę pytał – powiedział Antek nieco rozżalonym tonem.
Zrobiło mi się głupio, że tak zawiodłem oczekiwania syna. Zapadła długa cisza, którą przerwałem – nieco nieroztropnym jak się okazało – pytaniem.
– A marsz zaczyna się pod szkołą?
– Tato, ty jak czasem palniesz, to naprawdę żal słuchać. Jak to pod szkołą? Marsz Niepodległości zaczyna się przecież mszą świętą w kościele!
– To dzieci niewierzące lub wyznające inną religię niż…
– W Polsce wszyscy przecież jesteśmy katolikami. Gdzie ty żyjesz? – naskoczył na mnie Antoni.
Nazajutrz, 11 listopada zawiozłem go pod kościół, pod którym po mszy zebrał się już dość duży tłum z biało-czerwonymi flagami. Ktoś zaintonował przez megafon pieśń „My, Pierwsza Brygada”, którą zebrani dość żwawo podjęli.
Antek wrócił po paru godzinach. Na drugi dzień w dzienniku pod jego nazwiskiem pojawiła się piątka z historii. Wagi pierwszej.
Paweł Mazur