Postaw na edukację

21.02.2025

Przemoc STOP!

Czyli nie bijmy się w szkole

Przemoc STOP!

Kiedy uczęszczałem do szkoły podstawowej, a było to w dość zamierzchłych czasach, nauczyciele mieli w zwyczaju wyrzucać niesfornych uczniów z klasy. Często więc robiłem na lekcji coś głupiego, aby z klasy wylecieć, zwłaszcza jeśli lekcja była w moim mniemaniu nudna i nie chciało mi się na niej siedzieć. Któregoś razu zostaliśmy wyrzuceni z kolegą z lekcji chemii (dość nudnej w naszym odczuciu) i kręciliśmy się po szkolnym korytarzu. Pech chciał, że korytarzem przechodził akurat dyrektor. Spojrzał na nas dość przyjaznym wzrokiem i powiedział:

– Chodźcie ze mną.

Trochę się ociągaliśmy, więc ponowił prośbę:

– Chodźcie, chodźcie.

Byliśmy przekonani, że pewnie trzeba będzie przenieść jakiś stolik, szafkę czy co tam jeszcze, bo czasem w szkole do takich rzeczy było się zaganianym.  Dyrektor kazał nam jednak wejść do swojego gabinetu. Zamknął drzwi i wyciągnął zza szafy wielki, drewniany liniał.

– Przełóż się – pokazał koledze na fotel stojący przy ścianie. Kolega bez słowa protestu wykonał polecenie. Dyrektor wziął olbrzymi zamach i rąbnął go z całej siły liniałem w tyłek, aż kolega zawył z bólu.

– Teraz ty – powiedział do mnie. Cóż było robić… Przełożyłem się przez oparcie fotela i po chwili liniał również wylądował z impetem na moim tyłku. Jęknąłem co prawda, bo uderzenie mocno zapiekło, ale starałem się przybrać obojętną minę, żeby pokazać, że to za bardzo nie bolało.   

–  To wszystko. Możecie iść – powiedział dyrektor.

Czy się potem komuś na to bicie poskarżyliśmy? Czy opowiedzieliśmy o tym rodzicom, a ci zaraz pobiegli ze skargą na dyrektora do kuratorium oświaty? Skądże!  Nie chcę powiedzieć, że bicie dzieci przez nauczycieli w szkole było czymś powszechnym, niemniej jednak czasem się zdarzało. W naszej podstawówce na przykład można było zarobić linijką po łapach od pani od muzyki. Na szczęście do muzyki miałem większą predylekcję niż do chemii i rzadko tą linijką na muzyce obrywałem. Bo to też bolało.

W czasach, kiedy byłem dzieckiem, bicie dzieci było powszechnie stosowanym środkiem wychowawczym. Cóż znaczyło takie uderzenie liniałem w tyłek wobec bicia pasem czy kablem od żelazka, którego większość dzieciaków doświadczała w domu? Można się było tylko na to zaśmiać pod nosem. Dziecko nie było wówczas pełnoprawnym obywatelem i nie przysługiwały mu wszystkie prawa należne dorosłym. Było niedorobionym dorosłym, a to przysposabianie do dorosłości odbywało się niestety za pomocą bicia… Na bicie było powszechne przyzwolenie. Nie tylko w szkole podstawowej zresztą. 

W liceum niemal każdą przerwę spędzałem w szkolnej toalecie, bo to było jedyne miejsce, gdzie można było palić. To znaczy nie można było, ale i tak tam paliliśmy. Co jakiś robił na nas nalot wuefista. Wówczas każdy rzucał papierosa na podłogę, a ostatnia osoba, która wyszła z toalety, musiała te wszystkie niedopałki zebrać i wyrzucić do kosza. Któregoś razu kolega, którego ojciec pływał na promach i miał dostęp do zachodnich dóbr (a były to lata 80.) poczęstował mnie papierosem Lucky Strike. Zwykle paliłem Łódzkie albo Klubowe, więc ten Lucky Strike to było coś absolutnie zjawiskowego. Ale ledwo się zaciągnąłem, do toalety wpadł wuefista. Był to mężczyzna dość potężnej postury, miał dwa metry wzrostu i łapę wielką jak bochen chleba. Wszyscy oczywiście od razu wyrzucili papierosy, ale nie ja. Było mi żal tej drogocennej fajki. Brałem więc macha za machem, aby się tym zachodnim papierosem nasycić, a wuefista patrzył na mnie, nie kryjąc zdziwienia. W końcu nie wytrzymał i wypalił mi z otwartej dłoni w twarz (gdyby uderzył mnie pięścią, straciłbym pewnie przytomność). Papieros wypadł mi z dłoni, a ja zatrzymałem się na drzwiach od toalety.

– Wiesz, za co dostałeś?

– Wiem – odpowiedziałem lekko otumaniony po tym potężnym uderzeniu.

Poskarżyłem się na to zachowanie nauczyciela? Skąd! W moim mniemaniu oberwałem słusznie, bo złamałem obowiązuje reguły.

Ale lata mijały, a wraz z nimi zachowania obowiązujące w szkole.

W drugiej połowie lat 90. pracowałem w liceum dla osób pracujących. Pewnego razu jeden z uczniów zakwestionował poprawkę, którą naniosłem mu na sprawdzianie z ortografii. 

– To ja już nie wiem, jak to k… ma być! – wydarł się na całą klasę.

Byłem w szoku! Uczeń tak się odzywa na lekcji w obecności nauczyciela? Nie dowierzałem temu, co usłyszałem. Na szczęście nie wziąłem uszu po sobie i objechałem go za tę uwagę od góry do dołu.

A kilka lat później (w 2003 r.) była słynna sprawa z nauczycielem, któremu gimnazjaliści nałożyli kosz na głowę. Jak to wstrząsnęło opinią publiczną! Uczniowie odważyli się podnieść rękę na nauczyciela? To przecież niepojęte! Taka rzecz nie powinna się była zdarzyć.  

W kolejnych latach takie przypadki zaczęły się mnożyć. A to nauczyciel dostał od ucznia w twarz, a to nauczycielka została uderzona krzesłem. Ktoś inny usłyszał na lekcji od ucznia, że ma go nie wk…, a ktoś inny, że ma spier…

Według raportu „Agresja i przemoc szkolna – raport o stanie badań” opublikowanego przez Instytut Badań Edukacyjnych w roku szkolnym 2006/2007 aż 18,4 proc. nauczycieli doświadczało agresji i przemocy ze strony uczniów. Nowszych badań na ten temat nie ma i takich statystyk się nie prowadzi, ale można przypuszczać, że nic się w tej materii nie zmieniło. Zachowaniom agresywnym w czasie lekcji sprzyja internet. Można sprowokować nauczyciela, nagrać to, co się potem wydarzy telefonem i wrzucić filmik do sieci, licząc na setki lajków.

To, że zwracamy uwagę na prawa dzieci, to że nie traktujemy ich jak niedorobionych istot, których niewłaściwe zachowanie możemy skorygować drewnianym liniałem, to oczywiście bardzo dobrze. Ta zmiana świadomości jest czymś niesamowicie pozytywnym. Ale niedobrze, że wahadło przesunęło się w drugą stronę. Że przemoc ze strony uczniów dotyka teraz nauczycieli. Szkoła powinna być miejscem, gdzie konflikty rozwiązuje się w sposób pokojowy. Gdzie można artykułować pretensje (także wobec nauczycieli), ale trzeba też umieć znaleźć sposoby, aby je skutecznie neutralizować. Przemoc (przepraszam za banał) do niczego przecież nie prowadzi.

I jeszcze jeden banał na koniec. Nauczyciel, który stosuje przemoc wobec uczniów, ale też taki, który nie potrafi się przed nią skutecznie bronić, nie powinien w szkole pracować. To nie jest zawód dla wszystkich.

Paweł Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.