Postaw na edukację

26.01.2024

Rwąca rzeka, wodospad, kaskady

A w edukacji potrzebny jest spokój

Rwąca rzeka, wodospad, kaskady

Jakby spojrzeć na to, co jest stałe, a co zmienne w naszej edukacji, tak jakby to był pejzażyk malowany przez malarza plenerowego, to moglibyśmy dostać na przykład taki obrazek: z gór spływa grzmiąca rzeka, która po kolejnych kaskadach stopniowo przestaje się pienić i zmienia w górski strumyk, a potem przechodzi w całkiem spokojne rozlewisko. W Luwrze by tego nie powiesili, ale widoczek całkiem całkiem.

Najbardziej chwilowi w naszym rozpolitykowanym, nienauczonym współpracy i kompromisu świecie są oczywiście ministrowie edukacji i ich zastępcy. Przychodzą, odchodzą, są trochę jakby w poczekalni. Siedzenie w poczekalni ma to do siebie, że mało się zwraca uwagę na tych, którzy przychodzą po nas.

A to błąd, bo gdy już załatwi się swoją sprawę, to oni zostają i stają się w tej poczekalni ważni. Szkoda, że tak rzadko się w poczekalni ze sobą rozmawia. Mam wrażenie, że kiedyś się rozmawiało więcej.

Na pewno znacznie spokojniejszą falą przechodzącą przez szkołę są uczniowie i ich rodzice. Ale i tak uczniowie wiążą się ze szkołą na maksymalnie 8 lat. A biorąc pod uwagę etapy i przechodzenie z jednego na kolejny – to na jeszcze mniej. Co prawda są to dla nich ważne lata, zwłaszcza towarzysko, a niektórzy bardzo się starają, żeby zostać dłużej – ale i tak przychodzi ten moment, kiedy odbierają ostatnie świadectwo i idą dalej.

Zostają szkolne mury – o wreszcie coś stałego! I nauczyciele. Bywa, że wstępują w te mury zaraz po studiach, przechodzą bojem wszystkie etapy wtajemniczenia w nauczycielski fach. I zostają aż do emerytury.

Nie mają co liczyć na przesadnie duże wsparcie z zewnątrz. Za to zawsze muszą się spodziewać przeszkód, ingerencji i zmian. Zabiera się im liczbę godzin na przedmiot, zmusza do szukania dodatkowych godzin w innych szkołach, za to dokłada materiału do zrealizowania. Co ciekawe, zauważa się to przeładowanie dopiero, kiedy przemęczeni uczniowie przestają wyrabiać. Nakłada się dodatkowe obowiązki dokumentacyjne (zawsze pod płaszczykiem odbiurokratyzowania), każe się pracować gratis na co rusz inaczej nazywanych godzinach nakazowych. Jak nie godziny karciane to godziny dostępności albo – na co się zanosi – wyrównawcze. Władze się zmieniają, mentalność pana pańszczyźnianego zostaje. I najgorsze, czego doświadcza nauczyciel – wycenia się go. Ocenia przez pryzmat pieniędzy. Zwłaszcza wtedy, gdy obiecuje mu się podwyżkę, która nigdy nie okazuje się tak wysoka jak w zapowiedziach. Przez kraj przetacza się wówczas dyskusja jak (za przeproszeniem) na targu końskim – za dużo, za mało. A czy aby na pewno koń jest pracowity?

Zmieniają się ministrowie, dyrekcja podlega kadencyjności, uczniowie przychodzą i odchodzą, ich rodzice interesują się szkołą tylko wtedy, gdy jakaś domniemana niesprawiedliwość spotyka ich dzieci. Stali i przewidywalni w tym całym wodogrzmocie przepływającej przez szkołę rzeki są tylko nauczyciele. Paradoks, bo to właśnie im najczęściej aplikuje się zmiany! Gdyby to jeszcze były zmiany zaplanowane i metodycznie wprowadzane! Każdy nauczyciel ucieszyłby się, gdyby zobaczył plan zmian w edukacji rozpisany na 12 lat do przodu. No niechby chociaż na 8.

Tymczasem dzisiaj nauczyciel dowiaduje się o szykowanych zmianach z mediów, które szukając sensacji i klikbajtowego tematu, wyciągają spod łokcia pani minister jakieś strzępy rozporządzeń czy pomysłów na fajne pomysły.

Od kwietnia ma nie być zadawania prac domowych. Będzie rozporządzenie w tej sprawie. Co w nim będzie? Nie wiadomo. Wiadomo, że od kwietnia. Czy będzie coś w zamian, czy będą na przykład przygotowane szkolenia z metod pracy zastępujących pracę własną uczniów w domu? Nie wiadomo. Wiadomo, że od kwietnia.

Wiadomo też, że będą odchudzone podstawy programowe, bo są za grube. Niektórzy mieli okazję zobaczyć w telewizji, jak zaangażowany dziennikarz rzuca o blat stołu w studiu opasły wydruk podstawy programowej. To była naprawdę bardzo widowiskowe, ale czy ktoś w zapisach podstawy po prostu skreśli to, czego jest za dużo? Czy skreślać będzie ktoś z planem i znajomością treści nauczania na wcześniejszych i późniejszych etapach kształcenia? Czy ten ktoś zna też wymagania egzaminacyjne? Czy zmianie ulegnie liczba godzin na przedmiot?

Ze strzępów informacji wyciąganych przez dziennikarzy to nie wynika. Do nauczycieli docierają przyczynkarskie pomysły, które nie składają się na jakiś szerszy plan działania. Być może są widowiskowe dla szerokiej publiczności, ale nauczycielom nic nie rozjaśniają. A tak prawdę mówiąc, sprawiają wrażenie chaosu.

Aż chciałoby się zaapelować do dziennikarzy i rozmawiających z nimi ministerek – więcej spokoju i planu, a mniej wrzutek i niedopowiedzeń. Ale to tak jakby apelować do komina elektrociepłowni, żeby nie dymił.

A nauczyciele co? Poczekają i wdrożą, bo co im zostaje. Tylko znowu muszą przeczekać te wodogrzmoty na górze.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.