Nie mam dobrych wiadomości. Okazało się, że statystycznie ja i Państwo, a i też pozostali nasi rodacy, szorujemy o dno rankingu mierzącego umiejętność czytania ze zrozumieniem. Mówi o tym raport PIAAC 2023 (Międzynarodowego Badania Umiejętności Dorosłych), którego pełna wersja właśnie się ukazała. Na 31 krajów, w których przeprowadzono takie badanie, znaleźliśmy się na 28 miejscu. To nawet gorzej niż na ostatnich mistrzostwach świata w piłce ręcznej, na których zajęliśmy jednak miejsce 17 (na 32 grające drużyny).
Najgorzej pod względem rozumienia czytanego tekstu wypadła grupa wiekowa 55–65, czyli ta, która z pewnością tak źle o sobie nie myśli, za to zdarza się jej pomstować na młodzież. Młodzież natomiast (badanie dotyczy grupy 16+) wypadła w badaniu nieco lepiej.
Coś tam widocznie umie i pamięta ze szkoły, ale wraz z czasem i odległością od jej murów te umiejętności coraz bardziej przygasają. A może da się tu zastosować zasada z teorii ewolucji, według której organ nieużywany z czasem zanika?
Pozwalam sobie na złośliwości, bo sam niedługo wpadnę do wspomnianego wcześniej przedziału wiekowego i jakoś będę musiał się wytłumaczyć z nagle nabytej (statystycznej) dysfunkcji czytelniczej.
Ale to i tak nie tłumaczy trzeciego od końca miejsca w rankingu. Skandynawowie i Japończycy, którzy są na przedzie, też pokończyli szkoły grubo przed 55 rokiem życia, a jednak znacznie lepiej sobie radzą z rozumieniem czytanego tekstu. Może pomaga im to, że wcześniej wypromowano w tych krajach potrzebę dokształcania się przez całe życie? A może jest tu jakaś korelacja z poziomem czytelnictwa? W badaniach prowadzonych przez Bibliotekę Narodową co roku wychodzi, że nasza narodowa skłonność do sięgania po książki w dorosłym życiu jest słabiutka (mniej więcej jak skuteczność w łapaniu piłki przez przywołanych już naszych piłkarzy ręcznych).
Z raportu wynika też i to, że mocno zaniżają wynik osoby z krótszym stażem szkolnym, czyli z niższym wykształceniem. Akurat grupa wiekowa 55–65-latków miała znacznie mniejsze szanse studiowania niż grupa o dekadę młodsza, kiedy w latach 90. rozpoczął się polski boom edukacyjny. Miejsc na uczelniach było znacznie mniej, a kryteria naboru bardziej zaporowe. Do tego ciężka sytuacja ekonomiczna skłaniała młodzież do szybszego podejmowania pracy – w dodatku niepewnej. Obecni 55-latkowie – gdy ich o dekadę młodsi koledzy podejmowali decyzję o studiowaniu – borykali się z bezrobociem, zagrożeniem utraty pracy (jeśli akurat ją mieli) i niskimi zarobkami. Kto pamięta nasz raczkujący kapitalizm lat 90., ten wie, co mam na myśli. Wyjście z pracy po 8 godzinach uważane było za zdradę i policzek dla szefa. Pracowało się po 10, a czasem i 12 godzin bez dodatkowego wynagrodzenia. Pamiętam ten na wpół niewolniczy system z początków swojej pracy. Nie skłaniał do podejmowania dodatkowego wysiłku intelektualnego, oj, nie skłaniał.
Jeśli szukamy dziś przyczyn niskich kompetencji czytelniczych wśród pokolenia, które zaczynało budować nasz względny dobrobyt, pamiętajmy o tym, z jakimi trudnościami wiązało się na przełomie systemów życie obecnych 55–65-latków. Tak się składa, i nie jest to przypadkowa zbieżność, że według raportu NFZ z roku 2019 najliczniejszą grupą pacjentów z zaburzeniami depresyjnymi były osoby w wieku 55 lat – 64 lata. A jako źródło depresji ten sam raport wskazuje (oprócz lęków egzystencjalnych) przede wszystkim stres związany z pracą – nadmierne wymagania, duże tempo, niepewność wynikająca z konkurencji.
Ktoś powie – jakieś tam czytanie książek, jakieś tam rozumienie czytanego tekstu. Ale to ma swoje konsekwencje. Przez te braki stajemy się bardziej podatni na manipulację, łatwiej dajemy sobie wmówić półprawdy albo wręcz nieprawdy, wchłaniamy hochsztaplerskie sztuczki uzdrowicieli i szamanów manipulacji socjologicznej, pozwalamy się uwieść czarowi pustosłowia polityków i emocjom rozgrzewanym przez populistów – którzy takie badania jak to PIAAC 2023 przeprowadzili na swój użytek już dawno, dawno temu. I to pewnie niejeden raz.
A na to wszystko jest rada. Trzeba czytać książki. Tylko co komu po tej radzie?
Ryszard Bieńkowski