Dziś andrzejki. Czy panny są przygotowane, żeby wywróżyć sobie dzisiaj jakiegoś miłego kawalera? Dzisiaj jest najlepsza do tego okazja, chociaż wcale nie jedyna w roku. Podpowiem, co można tak na szybko jeszcze przed wieczorem przedsięwziąć, żeby wszystko się odbyło zgodnie ze sztuką.
Ale od razu przypomnę tym, którzy są na bakier z tradycją, że w andrzejki wróżą sobie wyłącznie niezamężne dziewczęta. Chłopcy mieli swój wieczór w katarzynki, czyli kilka dni temu. A jeśli, jak to chłopcy, przegapili swój dzień wróżebny, to niech się teraz nie wbijają na cudzą imprezę tylko dlatego, że jest okazja (i panny na wydaniu zgromadzone w jednym pomieszczeniu).
Swoją drogą, czy to nie symptomatyczne, że dziewczętom udało się tak długo utrzymać tradycję (choć już mocno zmienioną), a chłopcy ze swoją zerwali? Przecież o katarzynkach nikt już dzisiaj nie pamięta, a to był tak samo ważny wróżebnie wieczór. Chłopcy chyba jednak zawsze mniej wagi przywiązywali do takich spraw, szybciej się zniechęcali, byli mniej cierpliwi w przygotowywaniu potrzebnych rekwizytów i oprawy towarzyszącej poważnej czynności, jaką były wróżby.
Tak, tak, poważnej czynności, chociaż dzisiaj to już tylko zabawa. Ale zastanówmy się – skoro wierzono w moc wróżebną andrzejkowego wieczoru, to znaczy, że ufano też w istnienie mocy, która te wróżby mogłaby spełnić. W rzeczywistości wierzono, że tego dnia uaktywniają się dusze zmarłych, te dobre, sprzyjające nam, dusze naszych przodków, którym można powierzyć swój los. Takie dni wróżebne, które jednocześnie były dniami zadusznymi powtarzały się od wigilii Wszystkich Świętych aż do wigilii Bożego Narodzenia. I zawsze były to właśnie wigilie, czyli wieczory poprzedzające święta lub imieniny ważnych katolickich świętych: Katarzyny (25 listopada), Andrzeja (30 listopada), Barbary (4 grudnia), Mikołaja (6 grudnia), Łucji (13 grudnia). Czyli – czego sobie dzisiaj nie uświadamiamy, chociaż to jeszcze czasem kultywujemy – wigilie dni świętych patronów lub świąt są w naszej tradycji dniami zadusznymi. Ot relikt archaicznego kultu przodków, chociaż jesteśmy przecież takim nowoczesnym społeczeństwem.
Ale miało być o tym, co takiego można jeszcze na szybko przygotować, żeby uzyskać uczciwą i pomyślną wróżbę. Roztopiony wosk lany do wody przez oczko w kluczu to taka najprostsza metoda sprawdzenia, co nas czeka w przyszłości. Można przez klucz lać do wody również roztopiony ołów, chociaż nie polecam ze względu na większą trudność w doprowadzeniu tego metalu do zmiany stanu skupienia. Obecnie w internecie można znaleźć cały katalog szczegółowych znaczeń przypisanych do uzyskanych woskowych figur. Ja temu katalogowi nie ufam nic a nic, ale mogą sobie państwo wygooglować i poczytać.
W misce z wodą można też umieścić jakieś pływające przedmioty, słomki czy piórka i sprawdzić, czy zbliżają się do siebie, czy też oddalają. Interpretacja wróżby jest prosta – gdy się zbliżają, to i wróżący się do kogoś zbliży.
Jeśli któraś z panien chciałaby bardziej precyzyjnego wskazania, jaki los matrymonialny ją czeka, proponuję zebrać się w grupkę u koleżanki, która ma psa. Ale wcześniej należy własnoręcznie przygotować dla tego zwierzaka smakołyk. Jak wiadomo czekolady i tym podobnych słodkości psu nie wolno podawać, proponuję więc posłużyć się jakimś starym przepisem i ulepić kulki ze smalcu, najlepiej smakowicie pachnące, ze skwarką w środku. Bo od tego, której panny smakołyk piesek wybierze najpierw, a której później, zależy kolejność zamążpójścia.
Warto się też wcześniej upewnić, jaki kandydat trzymany jest przez los w zanadrzu. Proponuję zatem, by panny udające się na spotkanie do koleżanki udostępniającej swojego pieska do wróżb starym zwyczajem przeliczyły kołki lub sztachety w mijanym płocie. Można zamiast liczenia zastosować prostą wyliczankę: „Ten wdowiec, ten młodziec, ten wdowiec, ten młodziec…” i w ten sposób wywróżyć sobie, czy los da starego czy młodego męża. Młody wywróży się też wtedy, gdy liczba policzonych sztachet będzie parzysta.
Z kolei ustawianie butów jednego za drugim, na przemian lewego i prawego, przez całą długość izby da obiektywną odpowiedź, czy na zamążpójście w najbliższym czasie w ogóle można liczyć – jeśli jako ostatni postawiony zostanie but z prawej nogi, wówczas taka szansa jest. Wszystko co prawe i parzyste było dobre, natomiast lewe i nieparzyste – niepożądane. Jeśli czasem jeszcze jakaś babcia próbuje zmusić leworęcznego wnusia do trzymania łyżeczki prawą rączką (zdrobnienia same się nasuwają, gdy mowa o babci i wnuczku), to warto pamiętać, że stoi za tym długa tradycja akceptowania tego, co jest zgodne z normą i naprawiania tego, co od normy odbiega. I tak naprawianie jest lepsze od odrzucenia, które wszelkich „innych” mogło spotykać.
Jeżeli któraś z panien ma w swojej kuchni takie specjalistyczne narzędzie jak przetak (a jeśli ma kury, to na pewno ma i przetak), to może wraz z koleżankami wrzucić do niego różne lekkie przedmioty, na przykład kawałki bibułki albo wstążki, najlepiej w różnych kolorach. Po czym nad piecem, a pod okapem komina podrzucić je do góry (acha, trzeba też mieć piec, w którym się ostro pali). Konwekcja (jeśli ktoś nie wierzy w te fizyczne wynalazki, to duch) unosi te kolorowe strzępki w górę, no i której panny wstążka czy bibułka podleci najwyżej, ta pierwsza wyjdzie za mąż. Proste, a jakie skuteczne.
Natomiast dla panien, które prawdy się nie bały, była kiedyś i taka wróżba. Pod chustką umieszczano kilka przedmiotów mających symbolizować kobiece przeznaczenie. Ten, który panna na chybił trafił wyciągnęła, determinował jej dalszy los. Koronkowy czy haftowany rąbek (albo ususzona ruta) skazywały na staropanieństwo, różaniec albo święty obrazek na klasztorną celę, dopiero wylosowanie czepka zwiastowało małżeństwo.
Zatem, drogie panny, dzisiaj może się rozstrzygnąć wasz los, wróżby mają moc spełniania się. Odwagi!
Ryszard Bieńkowski