Postaw na edukację

02.10.2020

W poszukiwaniu dobrostanu

Czyli ile jeszcze jestem w stanie znieść

W poszukiwaniu dobrostanu

Są słowa modne, często występujące w przestrzeni publicznej. Takim edukacyjnym modnisiem jest ostatnio słowo „dobrostan”. Wiele się mówi i pisze o dobrostanie ucznia, dyrektora i nauczyciela. Czym jest ten stan dla dyrektora? I czy w ogóle jest osiągalny? Nie wiem. Mogę sobie tylko wyobrażać, co zadowoliłoby dyrektora, ale ponieważ nim nie jestem i nie zamierzam być, więc temat zawieszę.

Dobrostan ucznia. Zdaje się, że tu z pozoru jest łatwo – należy uczynić szkołę ciekawą, bezpieczną, tolerancyjną i otwartą. Taką, żeby każdy czuł się w niej u siebie. I wyrzucić z niej oceny oraz powszechne uczenie pod testy i pod maturę. Niby proste, ale w realizacji niekoniecznie. Dziś zresztą chyba niemożliwe…

I na koniec dobrostan nauczyciela. Żyjemy obecnie raczej w erze niedobrostanu, a wręcz, chciałoby się nawet rzec, często pustostanu. Pusto w sferze finansowej, pusto w mentalnej. Gdybym miała jednym słowem opisać dzisiejszy stan psychofizyczny nauczycieli, to słowo „pusto” bardzo pasuje.  

Mam jeszcze jednak nadzieję (z upływającym stażem pracy coraz mniejszą), że ów pustostan da się jednak zapełnić.

 Co dziś oznacza słowo „dobrostan” dla nauczycieli? Pominę od razu kwestie finansowe, bo tu oczywistym jest, że pensja za pracę w szkole nie jest oszołamiająca.

Ważne są dla mnie także inne kwestie. Pierwszy do osiągnięcia dobrostanu byłby brak pośpiechu, panowanie nad czasem. Chciałabym tak rozłożyć sobie treści nauczania, żeby je realizować powoli, często utrwalać i przy tym dobrze się z uczniami bawić. Znam wiele aktywnych metod nauczania i lubię je stosować. Niestety, przy obecnej przeładowanej podstawie programowej korzystam z nich o wiele rzadziej. Z prostej przyczyny. Zajmują bardzo dużo czasu.

Na mój dobrostan wpływ miałaby na pewno świadomość, że uczę rzeczy ważnych i przydatnych. Za przydatne z polonistycznego punktu widzenia uważam wszystkie czynności związane z umiejętnością czytania ze zrozumieniem, redagowania tekstów, ale też podstawy gramatyki i – to najważniejsze – wskazywanie dzieciom istoty zjawisk kulturowych. Do kompletu dodam jeszcze, że czytałabym lektury, które są współczesne, zrozumiałe i akceptowane przez dzieci.

Na poziomie podstawówki zdecydowanie odrzucam wszystko, co długie i co leżało koło Sienkiewicza i Żeromskiego. Może mi się za to oberwie, ale widzę, co się dzieje na lekcji (a raczej się nie dzieje), gdy trzeba omawiać teksty wyżej wspomnianych autorów.

Na mój dobrostan wpłynęłoby także wyposażenie mojej pracowni i dostępność potrzebnych materiałów. Nie chciałabym już niczego przynosić z domu.

Najważniejsze jednak byłyby relacje z uczniami i ich rodzicami. O relacje z uczniami mogę zatroszczyć się sama. Z rodzicami jest trudniej. Oczekiwałabym wsparcia i zrozumienia. Szczerej rozmowy na tematy edukacyjne, ale i czasu na plotki i wypicie herbaty. Na poznanie się po prostu.

Co zakłóca mój dobrostan? Z najbardziej dotkliwych rzeczy – hejt lejący się z internetu. Stale czytam, że jako nauczyciel nic nie robię, jestem darmozjadem, nic mi się nie chce, no może poza ciągłym żądaniem podwyżki. Wiem, wiem. Mogę nie czytać, ale raz pobudzona świadomość każe się ciągle zastanawiać nad tym, co ludzie mówią o nauczycielach. A anonimowo w internecie mogą bezkarnie pisać, co chcą. I wrzucają wszystkich do jednego worka. Nie widzą tego, że mam jeszcze ochotę pojechać z dziećmi wieczorem do teatru czy zabrać klasę na wycieczkę rowerową. Nie muszę tego robić. Chcę. Tylko jak długo będzie mi się chciało działać, jak zewsząd dostaję baty i słyszę tylko inwektywy?

Najważniejszą rzeczą, która niszczy mój dobrostan, jest jednak polityka, która wchodzi w każdy zakątek szkoły, która formalizuje każdy jej zakamarek. I która przede wszystkim nie szanuje zawodu nauczyciela. W skrajnej wersji usiłuje pokazać opinii publicznej, że jest to ktoś, kogo można bardzo łatwo zastąpić kimś innym. Ministerstwo wypracowuje powoli model nauczyciela bezwolnego, bez własnego zdania, ślepo wypełniającego polecenia. Odgórnie pozbawia go wszelakiej motywacji do działania.

Na to mojej zgody nie ma.

O swój dobrostan muszę zadbać sama. Mam jeszcze siłę, aby w chaosie edukacyjnym znaleźć coś pozytywnego. Tylko ile jeszcze jestem w stanie znieść?

Joanna Hulanicka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.