Postaw na edukację

05.06.2025

Wypuściliśmy dżina z butelki

Czyli o tym, że świat wymyka nam się z rąk

Wypuściliśmy dżina z butelki

Moja żona namawiała mnie na to już od dłuższego czasu.

– Musisz ten serial zobaczyć. Koniecznie! Jest jak uderzenie obuchem w głowę. Stracisz równowagę i długo jej nie odzyskasz.

Ale ja się wymawiałem. A to innymi pilnymi zajęciami, a to brakiem ochoty, a to wreszcie swoją niechęcią (trochę naciąganą) do oglądania seriali. Tymczasem wszyscy wokół mnie o tym filmie mówili. Znajomi nauczyciele opowiadali, że w pokojach nauczycielskich rozmawia się w zasadzie już tylko o nim.

W końcu żona użyła argumentu, który mnie ostatecznie przekonał: „Jesteś ojcem nastolatka, obejrzenie tego serialu to jest twój rodzicielski obowiązek!”. Usiadłem więc przez ekranem komputera (bo telewizora nie mamy w domu już od wieków).

Serial Dojrzewanie zaczyna się jak typowy film policyjny. Uzbrojeni po zęby policjanci z jednostki specjalnej wchodzą wczesnym rankiem do domu na przedmieściach. Ale nie przychodzą po groźnego przestępcę, ale po… 13-letniego chłopca, który jest podejrzewany o zabicie koleżanki. Zabierają go na komisariat. Chłopiec się nie przyznaje. Twierdzi, że doszło do pomyłki. Ojciec, który jest razem z nim, oczywiście mu wierzy. Ale policjanci pokazują nagranie, które nie pozostawia wątpliwości co do winy chłopaka…

Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej (lata 80.), szkolni chuligani byli zazwyczaj dzieciakami z trudnych domów, gdzie alkohol lał się strumieniami, bieda piszczała i hulała przemoc. Albo chuliganami były dzieciaki z domu dziecka. I jednym, i drugim lepiej było nie wchodzić w drogę. Zachodził tutaj łatwy proces diagnozy psychologicznej – dziecko sprawia kłopoty wychowawcze, ale mniej więcej wiemy, co jest tego przyczyną. I możemy próbować jakoś temu zaradzić (czy skutecznie, to już inna sprawa).

Jednak 13-latek z serialu, Jamie, nie pochodzi z patologicznej rodziny. Jego rodzina jest całkiem zwyczajna. Nie ma tam przemocy, nie ma alkoholu, rodzice się wzajemnie wspierają. Jamie ma jeszcze starszą siostrę, Lisę, całkiem zwyczajną dziewczynę. Ojciec mówi: mnie w domu bito i  postanowiłem, że swoich dzieci nigdy nie uderzę. Myślałem, że to wystarczy, żeby dzieci wyrosły na porządnych ludzi…

Ale w świecie dzisiejszych dzieci jest coś, czego we wcześniejszych pokoleniach nie było. Jest Internet. I są media społecznościowe. Kiedy dziecko siedzi zamknięte w swoim pokoju, mamy poczucie, że jest bezpieczne i że nic mu nie grozi. To poczucie jest złudne. Media społecznościowe czynią nasze wysiłki wychowawcze całkowicie bezużytecznymi, oddziaływanie tych mediów na psychikę dzieci jest ogromne!

W czasach mojego dzieciństwa, kiedy ktoś mnie wyzwał lub upokorzył, wiedziało o tym jedynie kilka osób. Teraz taka informacja idzie w świat, młody człowiek ma wrażenie, że wiedzą o tym dosłownie wszyscy. Niezwykle łatwo kogoś zniszczyć, stłamsić, wykluczyć z grupy, sprawić, by poczuł się kompletnie nikim. Wystarczy zamieścić niekorzystne zdjęcia danej osoby w sieci i opatrzyć je upokarzającym podpisem. Jak młody człowiek ma się przed tym bronić? Czy w ogóle można się przed tym bronić?

Jamie został upokorzony przez swoją koleżankę. Został nazwany… incelem (sic!). 13-latek! (Słowo pochodzi od zbitki angielskich wyrazów involuntary celibacy, czyli mimowolny celibat; incel to osoba, która jest niezdolna do znalezienia sobie partnera). I Jamie postanowił dziewczynę zadźgać nożem…

Rodzina przeżywa ogromny dramat. Miejscowa społeczność daje im oczywiście odczuć, co o nich myśli. Postanawiają nawet, żeby gdzieś wyjechać, uciec. Ale Lisa (mądra dziewczyna) mówi, że to przecież nie ma sensu. W nowym miejscu po kilku dniach i tak już wszyscy będą wiedzieć, kim oni są i jakiego strasznego czynu dopuścił się Jamie. W świecie, nad którym władzę ma Internet, nie mamy nawet możliwości się nigdzie ukryć. 

Oglądając film, odnosi się wrażenie, że nasz świat ma się nijak do świata młodych ludzi. W ich świecie rządzą odmienne prawa niż w naszym, a dawne metody wychowawcze, przy których tak usilnie obstajemy, nie zdają się już na nic…  

Paweł Mazur

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.