Nasza dyrekcja niczego się nie boi. Nie boi się więc także nadchodzących zmian. Jest entuzjastką nowości w edukacji. Wszystkich, choćby były wzajemnie sprzeczne.
Nowości, jak sama nazwa wskazuje, długo nie trwają. Są wypierane przez jeszcze świeższe nowości. Nigdy nie udaje nam się wprowadzić nowej mody edukacyjnej w takim tempie, by nadążyć za dyrekcją. Już się tym nie przejmujemy, bo po jakimś czasie dawne nowości wracają jako najnowsze trendy. I wtedy jesteśmy w awangardzie polskiej edukacji.
Ledwo część nauczycieli naszej szkoły przekonała się do ustawiania ławek w podkowę, gdy okazało się, że to już nie jest główna zasada dobrego nauczania. Wiele czasu zajęło nam przygotowanie się do ocen opisowych, a gdy już byliśmy gotowi, ministerstwo zrezygnowało z tego pomysłu. W czasach, gdy bogiem stała się tablica interaktywna, dyrekcja zdobyła ich tyle, że mamy po jednej w każdej sali. Oczywiście prawie ich nie używamy, bo moda szybko minęła, ale tablice wiszą i czekają na właściwy czas.
I tak ze wszystkim, czy to metody nauczania, organizacja szkoły, czy nowinki psychologiczne – my musimy przez wszystko przejść. Inteligencje wielorakie – proszę bardzo – nasza dyrekcja zapaliła nas tak, że byliśmy bardziej wieloracy niż sam Howard Gardner, twórca tej teorii. Zdrowa żywność w sklepiku szkolnym? Oczywiście! Zostawiliśmy tylko wodę mineralną i jabłka, bo akurat była też moda na jabłka. Ćwiczenia kinestetyczne? No pewnie! Przecież gołym okiem widać, że nasi uczniowie mają słabo połączone półkule mózgowe.
Po przeminięciu każdej takiej mody zostaje w naszym gronie przynajmniej jeden wytrwały entuzjasta, który pielęgnuje ją dłużej niż inni. I to jest właśnie tajemnica sukcesu naszej szkoły.
Wiemy, że wszystko kiedyś wróci. Co prawda też na krótko, ale będziemy gotowi i nasza dyrekcja zabłyśnie w oczach zwierzchności. Doskonale przecież wiemy, że kolejni reformatorzy edukacji będą odkrywać coś, przez co przechodziliśmy już wiele lat temu. Cokolwiek wymyślą, my jesteśmy zaszczepieni. A przynajmniej tak sądziliśmy do teraz.
Nie doceniliśmy wyobraźni obecnych reformatorów. Jesteśmy oczywiście przygotowani do pracy metodą projektu (i każdą inną metodą też). Są wśród nas znawcy i entuzjaści tej metody. Ale nawet oni zostali zaskoczeni pomysłem pani minister, by 20% każdej lekcji przeznaczyć na pracę metodą projektu nad zagadnieniami spoza podstawy programowej.
‒ Jak to? ‒ zdziwiła się Ewa, nasza specjalistka od tej metody. ‒ Uczniowie mają prowadzić projekt na każdej lekcji przez 9 minut?
‒ Zaraz, zaraz ‒ ocknął się matematyk Jacek. ‒ Czy to oznacza, że na realizację podstawy mamy tylko 80% dotychczasowego czasu?
Wszyscy byli poruszeni. Na szczęście nasza dyrekcja zna wszystkie wypowiedzi pani minister i umiała nas uspokoić:
‒ Wszystko zostało przemyślane, nawet jeśli nie zdążycie zrealizować podstawy, to jest jeszcze rzeczywistość pozaszkolna.
‒ No i? ‒ zapytał Jacek.
‒ No i tam uczniowie nauczą się tego, co trzeba. Takie są najnowsze trendy.
Pan E.