W jednym z ostatnich artykułów pisałam o coraz mniejszym zainteresowaniu zawodem nauczyciela wśród uczniów polskich szkół. O tym, że w przyszłości możemy być skazani na przeciętnych kandydatów do wykonywania tej jakże wymagającej profesji. Spróbujmy jednak już dzisiaj przyjrzeć się nauczycielom, zwłaszcza tym, którzy dopiero zaczynają pracę w szkole.
Większość z nich ukończyła konkretne studia przedmiotowe i tak zwaną pedagogikę nauczania, która teoretycznie przygotowała ich do pracy w zawodzie nauczyciela. Musieli także odbyć praktyki pod okiem doświadczonych, starszych kolegów. Po takim przeszkoleniu powinni zatem śmiało wejść do klasy i bez problemu poprowadzić każdą lekcję. Zważywszy na to, że uczniowie z reguły lubią młodych, pełnych zapału i energii wychowawców, nic nie stoi na przeszkodzie w realizacji misji, jaką jest bycie nauczycielem.
A jak to wygląda naprawdę? Czy każdy rozpoczynający pracę, przeszkolony absolwent kierunków pedagogicznych spełnia kryteria wymagane do nauczania w szkole? Z doświadczenia i z relacji samych uczniów wiem, że bywa z tym różnie.
Nauczyciel musi posiadać zespół konkretnych cech, aby dobrze wykonywać swój zawód. Ważne są pewność siebie, rzetelność, cierpliwość, empatia, punktualność, rzeczowość, obiektywizm, umiejętność konkretnego przekazywania wiedzy i tłumaczenia jej zawiłości, ale także poczucie humoru i duży dystans do samego siebie. To podstawowe cechy każdego dobrego belfra. Takich nauczycieli oczekują uczniowie, a w obecnych czasach także ich rodzice. Jak we wszystkich zawodach ceni się profesjonalizm i dobre przygotowanie metodyczne.
Tymczasem wielu, szczególnie młodych nauczycieli nie spełnia niestety tych warunków. Nie potrafią wejść do klasy i stanąć pod tablicą w taki sposób, aby swoją osobą „porwać”, oczarować uczniów i zachęcić ich do nauki przedmiotu. Bo czyż stojący nieśmiało, wycofany nauczyciel, który mamrocze coś pod nosem lub mówi zawile, często tyłem do klasy lub z nosem w książce czy też w przygotowanej prezentacji, zyska sympatię i szacunek wychowanków? Czy wykładowca, który nie potrafi rzeczowo przekazać wiedzy i co najważniejsze – wytłumaczyć jej tajników, zainteresuje tematem swoich odbiorców?
Wynikiem tego są nudne, męczące lekcje, których często się unika, narastająca niechęć, a nawet nienawiść do danego przedmiotu, a co za tym idzie – pogarszające się oceny. Zmiana klasy lub nawet szkoły jest również częstym sposobem na „pozbycie się” niekompetentnego nauczyciela. Spada też jakość pracy całej szkoły, bo zarówno dobre, jak i złe opinie szybko są przenoszone pocztą pantoflową, czego efektem jest malejące zainteresowanie daną placówką oświatową. Ewentualni kandydaci boją się, by nie trafić na tego właśnie nauczyciela. Ratunkiem może być jedynie szybka reakcja dyrektora szkoły.
Zastanawiające jest to, że przecież tacy nauczyciele musieli przejść kursy przygotowujące ich do pracy w szkole, zaliczyć praktyki i zdać egzaminy. Jak wobec tego tak niedokształcone i nieprzygotowane metodycznie osoby trafiają potem do szkolnictwa?
Zarówno dzieci, jak i współczesna młodzież (nie wspominając o rodzicach) potrafią doskonale wypunktować wszystkie słabe strony osoby uczącej. A w dobie wygórowanych oczekiwań i wymogów słaby nauczyciel po prostu nie ma szans na przetrwanie w środowisku pedagogicznym. W przyszłości problemem może być niestety fakt, że nie będzie miał go kto zastąpić i dyrekcja będzie zmuszona zatrudniać takich miernych pedagogów.
Być może wprowadzona niedawno przez ministerstwo OCENA PRACY NAUCZYCIELA i jej szczegółowe, nowe kryteria przyczynią się do zmotywowania takich nauczycieli do jak najlepszej i efektywnej pracy…
Na szczęście obok tych „niefajnych”, jest ciągle duża grupa prawdziwych, twórczych, kompetentnych nauczycieli, którzy znają się na tym, co robią i co najważniejsze robią to dobrze. I tym wszystkim życzę nieustającego zapału do pracy i satysfakcji z jej wykonywania.
Katarzyna Tryba