Postaw na edukację

21.04.2023

Ale czytać? Na języku polskim?

Czyli o literaturze, która znika z niektórych podręczników

Ale czytać? Na języku polskim?

Utarło się, że w szkole dużo się czyta. Kto wie, może właśnie wtedy człowiek czyta najwięcej w całym swoim życiu. Grube podręczniki pełne są tekstów do przeczytania. Opisy doświadczeń na fizyce, teksty źródłowe na historii, definicja drzewa na biologii, „pociąg A z miejscowości B, który mija się z pociągiem C w miejscowości D” na matematyce, opis działania wiertarki na technice… Wszędzie teksty. Nic dziwnego, że Biblioteka Narodowa, badając poziom czytelnictwa rodaków, pomija młodzież do 15 roku życia. Bo zawyżyliby poziom. Przecież samych podręczników mają do przeczytania z dziesięć rocznie. A tymczasem czytelnictwo w Polsce jest na poziomie 1+ książki przeczytanej w ciągu roku przez niecałe 40% naszych rodaków.

Czy zapomniałem w tej wyliczance o podręcznikach do języka polskiego? No właśnie nie zapomniałem, tylko wyjąłem je z żartobliwego zestawienia. Wydawałoby się, że właśnie w podręcznikach do polskiego do przeczytania jest najwięcej. I rzeczywiście – są zwykle najgrubsze. Ale jeżeli ktoś by się spodziewał, że w podręcznikach do języka polskiego uczniowie będą obcować przede wszystkim z literaturą, może się mocno zdziwić. Owszem, są takie podręczniki – uczące czytania poprzez proponowanie ciekawych utworów, które czymś zainteresują uczniów. Z ciekawymi postaciami, wartkimi dialogami albo niecodziennym użyciem języka. I nie są to na szczęście teksty lektur szkolnych, które dla dobra dzieci najczęściej pomija się w podręcznikach szkolnych.

Ale spotkałem się też z podręcznikami do języka polskiego, w których prawie nie ma literatury. Wydaje się niemożliwe? A jednak. W ekstremalnym wypadku dochodzi do tego, że w całym podręczniku znalazło się 30 krótkich tekstów literackich – liczących od pół do półtorej strony. Głównie fragmentów prozy oraz utworów wierszowanych.
30 tekstów do przeczytania w ciągu 10 miesięcy roku szkolnego, czyli miesięcznie 3. Oznacza to, że na 16–20 godzinach lekcyjnych w miesiącu uczniowie mają do przeczytania mniej więcej 3 strony literatury.

Reszta podręcznika to polecenia do tych fragmentów utworów, ćwiczenia, ilustracje, definicje, biogramy itp. Czyli materiał do nauczenia się – nie bojem, nie czynnościowo, nie poprzez stopniowe wtajemniczanie w meandry literatury, tylko pamięciowo.

Zawsze wydawało mi się, że umiejętności polonistyczne powinno się zdobywać poprzez czytanie mądrych tekstów. Ponieważ dzięki temu kształtują się też inne bardzo ważne umiejętności: pisania (bo kto czyta, ten lepiej pisze), wyciągania wniosków (bo czytanie to też odkrywanie tego, co ukryte), ładnego wypowiadania się (bo kto czyta, ten mówi poprawnie i logicznie), sprawnego rozwiązywania zadań (bo czytanie wpływa na rozumienie i pomaga w zapamiętywaniu).

Czy może się mylę?

Gdzie, jak nie na języku polskim, uczeń powinien obcować z literaturą piękną? Nie wyłącznie z językiem funkcjonalnym, w użyciu, nie wyłącznie ze stylem unaoczniającym, rzeczowym, konkretnym, ale z językiem nacechowanym stylistycznie, bogatym w tropy, zaskakującym i otwierającym wyobraźnię. Takim, którego źródłem jest literatura piękna.

Ten opis działania wiertarki, o którym napisałem w pierwszym akapicie, to nie żart. Rzeczywiście taka instrukcja znajdowała się w podręczniku do techniki, kiedy do szkoły chodziła moja córka. I na tym kończyło się na technice zapoznawanie uczniów z wiertarką. Nie dostawali jej rzecz jasna do rąk.

Podręczniki do języka polskiego, w których drastycznie redukuje się liczbę tekstów literackich, kojarzą mi się z tamtym podręcznikiem do techniki. Opisać i podać „do nauczenia się” można wszystko – wiertarkę, epitet, metaforę. Nauczyć się wykorzystywać te narzędzia można tylko bojem.

A więc siostry polonistki i bracia poloniści – metafory w dłoń!

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.