Postaw na edukację

20.01.2023

Biegnij, uczniu, biegnij!

Czyli o rankingach, ale nie tylko

Biegnij, uczniu, biegnij!

Jakie są problemy edukacji, to tak mniej więcej wiemy. A kto ich nie zna, może uzupełnić wiedzę, czytając wpisy i komentarze w jednym z najpopularniejszych portali społecznościowych. Dziś chciałam napisać o dwóch takich palących zagadnieniach – rankingowaniu i dyskryminacji w szkołach.

Rankingizacja edukacji. Sprawa wywołana najnowszym rankingiem „Perspektyw”. Zewsząd słychać głosy, że szkoły górnej listy rankingu prowokują wyścig szczurów, wywierają na uczniach presję nierzadko zakończoną kłopotami natury psychicznej.

Znów pada opinia, że łatwo uczyć w szkole, do której uczęszcza wyselekcjonowana młodzież. I że dużą zdawalność matury poprzedzają praktyki sugerowania słabszym uczniom odejście ze szkoły lub niepodchodzenie do matury w zamian za pozytywne oceny zamiast niedostatecznych w klasyfikacji, najczęściej jeszcze śródrocznej. Mówi się o nadmiernych oczekiwaniach rodziców i ich presji dotyczącej wyboru szkoły. W dyskusji nie brakuje głosów, że negatywne komentarze, a nawet hejt płynący w stronę najlepszych szkół wywołany jest po prostu zazdrością tych, którzy się do nich nie dostali.

I tu dochodzimy do sedna problemu. Jak wybrać szkołę średnią? Na podstawie jakich przesłanek? Czy rankingi odgrywają w wyborze decydującą rolę?

Ja akurat uczę w szkole podstawowej w małej miejscowości, więc mogę powiedzieć, jak to u nas wygląda. Nie rankingi są tu najważniejsze, tylko odległość szkoły od domu. Nie każdy jest psychicznie gotowy, aby w wieku 15 lat zamieszkać poza domem, dlatego część uczniów wybiera po prostu szkołę średnią najbliższą miejsca zamieszkania. Jest to oczywiście prowincjonalne liceum w rankingu zupełnie gdzieś z tyłu. Tylko, czy to jest takie ważne? Czy nie ważniejsze jest, żeby uczeń dobrze czuł się w nowej szkole, mieszkał tam, gdzie czuje się bezpiecznie? Tak, jest to ważne. I choć może prowincjonalne szkoły nie mieszczą się w rankingach, mają inne zalety. Obserwuję losy moich absolwentów uczących się i w szkołach z pierwszych miejsc rankingu, i w szkołach w najbliższej okolicy. Widzę, że najlepsze są sytuacje, gdy uczeń podjął decyzję nie pod presją, lecz z przekonaniem o własnej sprawczości. I na koniec w tym temacie – zawsze najlepiej wysłuchać absolwentów. Oni potrafią ocenić swoją szkołę i wskazać jej wady i zalety. To jest najlepsze kryterium wyboru szkoły.

Zadajmy sobie pytanie, czy rankingi są mam w ogóle potrzebne. Jestem ich zdecydowanym przeciwnikiem. Testomania i rankingizacja to najgorsza zmora polskiej szkoły. Nauczyciele uczący w klasach końcowych już od września boją się, jak wypadnie egzamin ósmoklasisty czy matura. Często nie boją się o konkretnych uczniów, ale o ogólny wynik szkoły. Boją się programów naprawczych i zwykłego niezadowolenia dyrektora i rodziców. Tymczasem słabo naświetla się fakt, że czasem marny w ogólnym przekonaniu wynik z egzaminu to tak naprawdę sukces ucznia i nauczyciela. Nie wszyscy uczniowie będą zdawać egzaminy z wynikiem najwyższym. A tylko te najwyższe generują dobre miejsce w rankingu. Skoro mamy uczniów średnich, a często i słabych, ale pracujących, to nigdy nie zajmiemy wysokiego miejsca w rankingu, ale ucznia nauczymy tyle, ile jest on w stanie przyswoić. Czy to nie jest jego i szkoły sukces? Jest, ale słabo medialny. O tym aspekcie mówi się niezmiernie rzadko. A to bardzo niedobrze.

Przejdę teraz do dyskryminacji w szkole, a może precyzyjniej powinnam powiedzieć: rzekomej dyskryminacji. Niektórzy sądzą, że uczniów traktuje się gorzej niż nauczycieli. A to nauczyciele mogą bez kolejki dostać obiad w szkolnej stołówce, a to wolno im jeść i pić na lekcji, a uczniom nie, do tego nikt im nie zabrania chodzić korytarzem czy schodami pod prąd (dotyczy szkół z wyznaczonym kierunkiem poruszania), o zgrozo, nie muszą też zmieniać butów i jeszcze mają wygodniejsze krzesła.

Przyznam, że nieraz słyszę pytania na ten temat, chociaż nie są one nigdy początkiem żadnej awantury. Zwykle odpowiadam uczniom, że oni są w szkole, a ja w pracy. Nie jesteśmy na tych samych stanowiskach i obowiązują nas inne procedury. Krótko i dobitnie. Zawsze działa. I koniec tematu.

W Internecie natomiast sprawa została tak przedstawiona, jakby nauczyciele dyskryminowali dzieci w sposób wręcz dramatyczny. W komentarzach niektórzy próbowali tłumaczyć, że nauczyciel musi na przerwie szybciej zjeść obiad, bo ma jeszcze inne obowiązki; idzie pod prąd, by szybciej dotrzeć na dyżur. Tłumaczenia te w moim przekonaniu są bardzo infantylne i nie są odzwierciedleniem życia w większości szkół. Rozmawiając z uczniami, zawsze pokazuję im, że możliwe jest partnerstwo między nimi a nauczycielami, ale jego wyznacznikiem nie może być dyskusja o tym, że wszystkich obowiązują te same zasady zachowania w szkole. To, co powinno być wspólne, to oczywiście sfera wyznawanych wartości – grzeczność, prawdomówność, otwartość, empatia. I gdy będziemy wszyscy grzeczni, prawdomówni, otwarci i empatyczni, to nie będzie ważne, kto w jakim kierunku chodzi i w jakich butach. Sprawy sporne łatwo będzie można sobie wytłumaczyć.

I takiej sobie, otwartej szkoły, szkoły dialogującej, życzę sobie i Wam na Nowym Roku.

Joanna Hulanicka

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.