Napisałem poprzednio, że nie bardzo podobały mi się chińskie metody nauczania matematyki pokazane w Anglii przez nauczycieli z Szanghaju, mimo że chińscy uczniowie osiągają świetne wyniki w badaniach PISA. Dlaczego?
Pokazowe lekcje chińskich nauczycieli poprzedzone były dyskusją o tym, co ma się na lekcji wydarzyć, jakie będą zadania (i dlaczego akurat takie) oraz co właściwie chce osiągnąć prowadzący. Brzmi to świetnie, ale w praktyce okazało się, że często chiński nauczyciel nie wiedział, dlaczego zadania są takie, a nie inne. A o celach lekcji wiedział tyle, ile przeczytał w scenariuszu. Nie on pisał ten scenariusz. Tylko realizował państwowy scenariusz lekcji na dany temat. Jedyny obowiązujący we wszystkich szanghajskich szkołach. Nauczyciele angielscy tego poziomu upaństwowienia nauczania nie chwytali i żywo dyskutowali przed każdą lekcją. Ja też dałem się wciągnąć, ale tylko za pierwszym razem. Akurat miała być lekcja o dodawaniu i odejmowaniu ułamków. Dla tej klasy pierwsza na ten temat. Nauczycielka planowała, że po trzech prostych wstępnych przykładach pojawi się znienacka skomplikowany przykład odejmowania, w którym na dodatek wychodził wynik ujemny. Uczniowie mieli 11 lat i na liczbach ujemnych jeszcze nie działali. Dla wielu z nich był to pierwszy raz, gdy wynik odejmowania dwóch liczb miał być ujemny. I od razu na ułamkach.
Myślałem, że to jakaś literówka, chińska nauczycielka podziękuje za zwrócenie uwagi i jeszcze przed lekcją poprawi błąd. Gdzie tam! Uparła się, że to celowe działanie prowadzące do ciekawej dyskusji. Gdy na lekcji dzieci doszły do tego przykładu, przeszedłem się po klasie, zaglądając do ich zeszytów. Większość nawet nie zauważyła, że od mniejszej liczby odejmuje większą i zapisała wynik dodatni. Dwóch uczniów (na 28) zapisało dobrą, ujemną odpowiedź, ale i tak żadnej dyskusji nie było, bo pani o nic nie zapytała.
No dobrze, ale skoro w Szanghaju nie uczą matematyki w jakiś nadzwyczajny sposób, to dlaczego to działa? Dlaczego mają takie osiągnięcia w PISA?
Spróbujmy przyjrzeć się charakterystycznym cechom szanghajskiej edukacji. Jest tam tylko jedna uczelnia, na której się kształci nauczycieli, jeden program nauczania, jeden podręcznik, a we wszystkich szkołach taki sam rozkład materiału i prawie takie same scenariusze lekcji. Nauczyciele z Szanghaju twierdzili nawet, że w tym samym czasie we wszystkich klasach czwartych na lekcji matematyki jest omawiany ten sam temat. W takim razie oni nie muszą aż tak bardzo myśleć o matematyce – i tak przecież robią dokładnie te zadania, które im centrala wyznaczyła.
To z powodu tego sztywnego schematu nauczania w swoim kraju chińscy nauczyciele, mimo że znali program nauczania angielskich uczniów, nie byli w stanie się do niego dostosować. Powielali prawie bez zmian lekcje z chińskich podręczników i zeszytów ćwiczeń.
Angielscy nauczyciele zazdrościli chińskim przede wszystkim dwóch rzeczy. Tego, że mają podręczniki, i tego, że prowadzą mało lekcji tygodniowo.
Podręczniki w Anglii zaczęły zanikać kilkanaście lat temu. Zapanowała wówczas moda na materiały wygrzebywane z Internetu. Najlepiej darmowe. W ten sposób miały powstawać bardziej twórcze lekcje. Nie powstawały. Zanim się okazało, że w Internecie są zwykle śmieci, a szukanie pochłania mnóstwo czasu, podręczniki znikły, bo wydawcom przestało się opłacać dostosowywanie ich do często zmieniającej się podstawy programowej. Zostały prawie wyłącznie książki przygotowujące do egzaminów końcowych. Teraz nauczyciele tęsknią do porządnego podręcznika. Próbują się nawet organizować, by takie stworzyć, bo wydawcy ciągle nie widzą w tym żadnego interesu.
Nauczyciel w Szanghaju prowadzi tylko dwie lekcje po 35 minut dziennie. Resztę czasu poświęca na wspólne z innymi nauczycielami przygotowywanie kolejnych zajęć, sprawdzanie klasówek, prac domowych i przede wszystkim na pomoc tym uczniom, którzy sobie nie radzą i na przykład nie potrafią zrobić pracy domowej. Ta pomoc odbywa się indywidualnie albo w małych grupach dobranych pod względem umiejętności. Po tym, co zobaczyłem, jestem przekonany, że z tych zajęć musi korzystać całkiem spora grupa uczniów. Czyli w sumie uczeń na matematykę przeznacza ogromną liczbę godzin. W szkole, a także po lekcjach.
I tu jest chyba klucz sukcesu Chińczyków: dzieci szanghajskie bardzo dużo i ciężko pracują. Gdy się zajrzy do wyników ankiet robionych przy okazji PISA, widać, że:
1. Chińczycy na prace domowe z matematyki poświęcają trzy razy więcej czasu niż Polacy i Anglicy.
2. Tylko 30% Chińskich 15-latków nie ma korepetycji z matematyki, a 45% ma ich więcej niż 2 godziny tygodniowo (15% ma ponad 4 godziny). W Polsce ponad połowa uczniów w tym wieku w ogóle nie bierze korepetycji, a 35% ma ich mniej niż 2 godziny tygodniowo (razem to około 90%). Oprócz tego prawie 30% chińskich dzieci siedzi nad matematyką w domu ponad 2 godziny dziennie. W Polsce 9%.
I tego wszystkiego nie da się na tak łatwo zmienić, kopiując scenariusze chińskich lekcji. A przede wszystkim – nie warto.
Marcin Karpiński