Postaw na edukację

03.03.2023

Czego możemy się nauczyć od rodziny królewskiej

Czyli o drodze, która prowadzi do szczęścia

Czego możemy się nauczyć od rodziny królewskiej

Skandale w rodzinie zmarłej niedawno Elżbiety II przykuwają uwagę mediów oraz stawiają przed nami wiele pytań dotyczących znaczenia monarchii i źródeł problemów królewskiej familii – nie tylko angielskiej. Jak to się dzieje, że ludzie bogaci i dobrze ustawieni, chociaż bez wpływu na własne życie na miarę swego uprzywilejowania, doświadczają tak wielu stresów i nieszczęść? Tymczasem, choć może na to nie wygląda, przyczyny naszych i królewskich życiowych tarapatów są, moim zdaniem, podobne.

O szczęściu napisano wiele książek, artykułów i sztuk teatralnych, nakręcono liczne komedie romantyczne, teledyski i reklamy. Tysiącletnia ikonografia związana z tym tematem sprowadza się do wizji raju, gdzie będziemy nieustannie i wiecznie szczęśliwi. Na poziomie codzienności przekłada się to na marzenia o wakacjach na Bali. Jeszcze częściej myślimy o znacznie tańszym weekendzie bez zawodowych i rodzinnych problemów lub o całkowicie darmowym popołudniu bez sprawdzania klasówek, sprzątania i gotowania.

Reklamy suto zastawionych stołów, środków czystości, leków na zgagę czy lokalizacji wakacyjnych pobytów wyznaczają nasze pojęcie o tym, czym jest szczęście, czyli do czego mamy dążyć. Wierzymy, że istnieją przedmioty, sytuacje i sposoby, dzięki którym nasze życie stanie się wolne od trosk oraz zaspokojone pod każdym względem… czyli szczęśliwe, nie takie jak na co dzień.

Jest zasadnicza różnica między życiem nastawionym na osiągnięcie szczęścia i szczęśliwym życiem na co dzień.

Często mówimy sobie: „Teraz jest mi ciężko, ale za kilka lat… wybuduję…, pojadę…, wykształcę…, uwolnię się…, będę  szczęśliwy”. Żyjąc tak i w ten sposób realizując swoje cele, wyrzekamy się często wielu codziennych radości. Nie zdajemy sobie sprawy, że odkładając je na później, rezygnujemy z nich na zawsze. Żaden osiągnięty wielki cel nie wróci nam tego, co nas ominęło podczas codziennych potyczek ze światem. Zapominamy, że to właśnie radość z pokonywania codziennych przeszkód jest głównym źródłem satysfakcji i szczęścia.

Radość, z której rezygnujemy w imię Celu – jest nie tylko małym dobrem codzienności, poświęconym na rzecz większego, lecz podstawowym paliwem zużywanym i odnawianym podczas realizacji celów krótkoterminowych. Gdy już osiągniemy swój Wielki Cel, okaże się, że nie czujemy się aż tak szczęśliwi, jak się spodziewaliśmy. Po początkowej satysfakcji uświadamiamy sobie, że coś ważnego się definitywnie skończyło i nie ma kontynuacji. Coś na ten temat wiedzą wybitni sportowcy. W codziennym życiu każdy efekt naszych działań jest przyczyną kolejnych.

Spełniając marzenie, przestajemy pragnąć tego, o czym marzyliśmy. Kiedy już nabędziemy i przetestujemy pożądane dobro lub rozpakujemy walizki w wymarzonym miejscu, nieomal natychmiast przestajemy pragnąć obiektu spełnionych właśnie marzeń (nie można pragnąć tego, co się posiada). Kilka dni, a nawet godzin po wylądowaniu w raju zaczynamy się zastanawiać, dokąd polecimy następnym razem. Wygląda na to, że pragnienie szczęścia chroni nas przed poważnymi rozczarowaniami, dostarcza motywacji i radości, a jego doświadczanie – też, ale już nie w takim stopniu.

Wyobraźmy sobie teraz małżeństwo XY, które stać na wszystko, o czym możemy tylko pomarzyć. Nie muszą się troszczyć o pieniądze, mają domy, jachty i samoloty. Wszystkie sprawy ktoś za nich załatwia. Decydują, ale nie pracują nad realizacją, nie mają zadań do rozwiązania. Nie dziwmy się więc, że ich życie jest pasmem rozczarowań i zawodów, o których chętnie opowiadają w mediach. Chcieli, to mają, a gdy mają, czegoś im nadal brakuje, więc wciąż muszą chcieć nowych rzeczy. Koło się zamyka.

Ludzie, którzy poszli królewską (czasem dosłownie) drogą szybkich, niewymagających wysiłku projektów, nie czerpią motywującej radości z ich realizacji. Wszystko to, co dla nas byłoby problemem do rozwiązania i źródłem satysfakcji, dla nich nie istnieje. Nie można dążyć do celu, który jest w zasięgu telefonu, do czegoś, co się posiada lub można mieć w każdej chwili.

Droga do satysfakcjonującego celu musi zawierać przeszkody. Gdy nie osiągamy celów w zamierzony sposób i w wyznaczonym czasie, nic nie szkodzi, gdyż radość tkwi także w gotowości do działania i w podejmowaniu kolejnych prób.

Osiągając cele bez trudności i porażek, przyzwyczajamy się do tego, że wszystko ma przychodzić łatwo. W konsekwencji zbaczamy ze zwykłej drogi wysiłków i radości na królewską drogę od frustracji do frustracji.

Jeżeli w naszej codziennej pracy w szkole czy gdziekolwiek nazbyt często myślimy o przerwie weekendowej, feryjnej lub wakacyjnej albo o dłuższym urlopie, podczas którego nareszcie sobie odsapniemy, nie zajmując się tym wszystkim, co nas przytłacza na co dzień, to warto się zatrzymać i zrobić coś, żeby nasza codzienność zapewniała nam więcej dobrego samopoczucia.

Prawdziwe szczęście przez duże S jest zawsze czymś poza zasięgiem naszego starania. „Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go” – napisała Agnieszka Osiecka. Radosna pogoń za króliczkiem to nic innego jak: rozwiązywanie zadań, poszukiwanie informacji, projektowanie sposobów, analizowanie możliwości, testowanie rozwiązań cząstkowych, optymalizowanie, modelowanie sytuacji, obliczanie kosztów, ponoszenie konsekwencji swoich decyzji, szukanie nowych sposobów, gdy stare zawiodły… można by długo wymieniać.

Szkoła powinna być miejscem, w którym uczniowie i nauczyciele uczą się, jak uczynić swoje życie bardziej radosnym, a nie – szczęśliwym według medialnych iluzji. Nie traćmy energii na marzenia o stanie zaspokojenia i świętego spokoju, nie szukajmy dróg na skróty. Radosne życie to życie pełne realizacji własnych krótkoterminowych celów w ramach narzuconych obowiązków i poza tymi ramami, ale zawsze na granicy możliwości wyznaczonych przez poziom naszego uprzywilejowania.

Przywołuję prawdy i reguły znane od wieków. Starożytni uczyli, że nie ma królewskiej drogi do matematyki. Dzisiaj wiemy, że nie istnieje także królewska droga do szczęścia. Mam nadzieję, że ten artykuł przeczytają także właściwe osoby w Pałacu Buckingham.

Marek Pisarski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.