Postaw na edukację

19.11.2021

Jak kryzys, to po całości

Czyli o tym, że lepiej wiedzieć, że się nic nie wie

Jak kryzys, to po całości

Jak kryzys, to po całości. Na granicy migranci, w sklepach inflacja, w szkołach kwarantanny i hybrydowe nauczanie. Trochę tego za dużo, żeby w jednym blogowym wpisie wszystko rozsądnie skomentować. Ale jest jeszcze jeden kryzys, może nawet jakoś związany z tymi społecznymi i gospodarczymi katastrofami, które na nas spadły. I o nim chciałbym dziś napisać. Mam na myśli kryzys nauki i wiedzy.

Jak to kryzys nauki? Jak to kryzys wiedzy? Przecież nigdy nie wiedzieliśmy o świecie i wszechświecie tyle, co dziś. (Inna sprawa, że też nigdy dotąd nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, czego jeszcze nie wiemy.) A technologia jest obecnie na najwyższym piętrze swego rozwoju, a za technologią stoi nauka, wiedza i umiejętność wykorzystania jej! (Tylko że na przykład taka gilotyna też była w swojej kategorii szczytowym osiągnięciem technologii XVIII w.) No i w szkołach nigdy nie było tak szczelnie napakowanych treściami kształcenia podstaw programowych i tak mocno wymagających wymagań egzaminacyjnych, co teraz. (Tylko co z tego, skoro – jak już Gustaw Morcinek zauważył – żaden jeden z drugim Łysek z pokładu Idy nie pociągnie wagoników, jeśli mu się ich za dużo podczepi.)

Czyli jednak jakiś kryzys nauki i wiedzy jest. Być może zawsze był. Może nauka i wiedza to tylko jedno potężne ramię ludzkości, które wciąga nasze prawie 8-miliardowe cielsko ku lepszej przyszłości. Podczas gdy drugie ramię, napakowane sterydami (a więc też korzystające z dobrodziejstw nauki, tylko że na swój opaczny sposób) próbuje mu przeszkodzić, zbija wysiłki, psoci, podszczypuje, śle kuksańce, ciągnie w zabobon i homeopatię (przepraszam wszystkich ufających metodzie rozcieńczania trucizn).

Przecież po odrodzeniu przyszedł barok, po oświeceniu – romantyzm, a po pozytywizmie – demoniczna Młoda Polska… I za każdym razem zdziwieni oświeceniowcy wszystkich wieków nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje. „W jaki sposób nasze sprawdzone doświadczeniem wnioski można tak łatwo odrzucić albo przeinaczyć?” – dumali.

A tymczasem można, i to bardzo łatwo – i to nawet wtedy, kiedy się liźnie trochę nauki. Wystarczy się przy tym nie douczyć do końca.

A czasy mamy takie, że liznąć łatwo, bo jest internet, w którym po kliknięciu możemy mieć dostęp do prawdy i fałszu zespolonych ze sobą jak yin i yang (o czym nawet najstarsi Chińczycy nie śnili). Do tego jesteśmy (jako ludzie) leniwi i nie lubimy docierać do sedna (bo to jest długotrwałe i męczące). Wystarczają nam czyjeś opinie, które często bierzemy za fakty. Poza tym większość z nas została sformatowana na wybiórczość już w szkole. Osobiście miałem w klasie dwóch omnibusów. Reszta bywała dobra w jakiejś dziedzinie (niekoniecznie szkolnej), a inne dziedziny pragmatycznie omijała (sam należę do tej podgrupy). Dlaczego omijała? Bo ja i mi podobni to te Łyski z pokładu Idy, które mierzą zamiary na siły (wbrew górnolotnemu powiedzeniu jakiegoś mądrali) i po prostu chcieliśmy w szkole jakoś przetrwać.

Ale ma to niestety swoje konsekwencje. Przez brak zamiłowania do biologii i w ogóle nauk przyrodniczych jestem z tych dziedzin ciemny jak tabaka w rogu. Mam podstawowe braki, które uniemożliwiają mi zrozumienie bardziej skomplikowanych procesów czy zjawisk. Na przykład nie jestem w stanie ogarnąć umysłem, w jaki sposób szczepionka przeciw wirusowi SARS-CoV-2 sprawia, że organizm uodparnia się na chorobę covid-19. Oczywiście rozumiem metafory, którymi się to przybliża (jedna z moich ulubionych to „pamięć komórkowa”), ale z metafor w ogóle jestem dość dobry. Tyle że nie potrafię w tym wypadku podstawić pod ich człony odpowiednich terminów, zjawisk i procesów, bo ich nie znam. Stać mnie tylko na rozumienie ogólnego obrazu tych metafor. I dlatego tym bardziej jestem pełen podziwu dla nauki, że potrafiła taką szczepionkę stworzyć. A to, że nie rozumiem, jak działa, nie sprawia, że nie wierzę w jej skuteczność. Po prostu mam w sobie odrobinę pokory, ufam mądrzejszym ode mnie i przynajmniej tyle rozumiem ze statystyk, że te szczepionki naprawdę działają.

Gorzej, kiedy na podobny do mojego brak wiedzy nakłada się też brak choćby minimalnej pokory. I nawet nie warto wspominać tutaj o anonimowych mądralach, którzy wygłaszają swoje kategoryczne sądy, najczęściej współgłoszone przez całe tabuny im podobnych internetowych Hunów. Ale od czasu do czasu z jakąś rewelacją wyrwą się ludzie ze świecznika. A to celebryta ponawymądrza się za pomocą zapamiętanych z internetu „złotych myśli” na temat czipów i anten 5G. A to znowu jakiś poseł zapyta z wyrzutem, dlaczego w szkołach nie mówi się o „Wielkiej Lechii” (czyli zmyślonym niby-słowiańskim niby-państwie sprzed Mieszka). Swoją drogą, politycy, którzy tak chełpią się umiłowaniem tradycji i z czcią wypowiadają się o historii, czasem zachowują się tak, jakby tej historii w ogóle nie znali i nic z niej nie rozumieli. A to któryś zarzuci dziełu sztuki, że jest „zdegenerowane”, a to inny wymyśli nazwę „nowy ład”, nie pamiętając, kto w historii takich określeń używał wcześniej. Inaczej też się można ładnie skompromitować – na przykład przemyśleniami na temat tego, że rodzic nie powinien musieć nadrabiać wiedzy z fizyki na poziomie 7 klasy, żeby pomóc dziecku w nauce.

Słyszałem też jakiś czas temu rozmowę polityka z dziennikarzem – dziennikarz zapytał polityka, czy wychodzi z negocjacji z tarczą czy na tarczy, na co usłyszał: „Z tarczą, to znaczy na tarczy. A co ma pan na myśli?”. Co prawda Iliada to dość stara książka, ale jednak!

Brak pokory w stosunku do swojego stanu wiedzy może być zresztą dużo groźniejszy i przynosić gorsze skutki niż tylko narażenie się na śmiech ludzki. Słynne „nie szczepię się, bo nie” jest tego najlepszym/najgorszym przykładem.

Oj, miałby z kim rozmawiać Sokrates, gdyby żył w naszych czasach.

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.