Natknąłem się na nie w brytyjskim dzienniku The Guardian. (1) Zrazu pomyślałem, że to u nas żaden temat. Ale – przemknęło mi przez głowę – są przecież wypadki losowe: ktoś się przeprowadził, ktoś skończył studia albo wrócił z zagranicy; zamierza uczyć – brawo! – jednak nie chciałby się nabawić depresji.
Wiem, temat dotyczy garstki nauczycieli. Ba! Garsteczki nawet, nikłego odsetka owych sześciuset tysięcy, którzy z pełnym zaufaniem do autorów reformy niosą kaganek oświaty. Dlaczego jednak owa znikoma mniejszość ma się czuć wykluczona? Niech pozna wskazówki angielskiego belfra.
Tim Scott, bo tak się ów belfer nazywa, w ciągu 20 lat kilkakrotnie zmieniał miejsce pracy. Z niejednego pieca chleb jadał, toteż radzi: nim się zatrudnisz, odrób pracę domową – zajdź do twojej przyszłej szkoły i sprawdź, czy aby nie jest toksyczna. Żebyś nie obudził się na radzie pedagogicznej, będącej trzygodzinnym popisem oratorskim dyrektora.
Chyba że szukasz przytulnego gniazdka albo zamierzasz robić karierę. Wówczas – to moja rada, nie pana Scotta – siądź w pierwszym rzędzie, patrz z zachwytem i przytakuj. Nie ma strachu, dyrektor Cię zapamięta.
Wróćmy do wskazówek dla tych, którzy chcą uczyć dzieci. Załóżmy, że ktoś ma wybór: szkoła A bądź szkoła B… Zaraz! – zaprotestują Państwo – wpis mija się z rzeczywistością! Wybór bywa zupełnie inny, np. szkoła A albo praca w sklepie.
Niech i tak będzie. Załóżmy, że ktoś złożył podania do dwudziestu szkół; po roku oczekiwania złapał Pana Boga za nogi, bo właśnie zadzwoniła sekretarka z komunikatem: mamy wakat, jutro o dziesiątej proszę się zgłosić do pani dyrektor.
Co teraz? Zamiast obdzwaniać rodzinę, niech ów szczęśliwiec – dajmy mu na imię Marek – poszuka znajomka zatrudnionego w owej szkole. Nie ma? A może inny znajomy zna kogoś, kto tam pracuje? Też nic? Trudno, Marek skorzysta ze wskazówek Tima Scotta.
Następnego dnia pojawia się zatem w szkole nie o dziesiątej, lecz przed ósmą, kiedy schodzą się uczniowie i nauczyciele. Wchodzi pod byle pretekstem do holu i bacznie obserwuje. Interesują go zarówno szczegóły, jak też ogólna atmosfera szkoły.
Zacznijmy od atmosfery. Jeśli wieje urzędowym chłodem, Marek będzie się w pracy czuł jak podczas wizyty w ministerstwie. Jeśli w szkole panuje chaos, niełatwo będzie cokolwiek ustalić czy zorganizować. Jeżeli nauczyciele są spięci i rzucają bojaźliwe spojrzenia w kierunku gabinetu dyrektora – należy zwijać żagle.
Stojąc w holu, Marek zwraca też uwagę na drobiazgi, które mogą świadczyć o toksyczności placówki. Im więcej niepokojących szczegółów, tym większe prawdopodobieństwo dysfunkcyjności szkoły – a taką należy omijać szerokim łukiem.
Marek zachowuje się więc jak lekarz badający pacjenta – szuka oznak choroby. Czy uczniowie czują się swobodnie (może nawet zbyt swobodnie), czy raczej sprawiają wrażenie zestresowanych? Jak traktują ich nauczyciele i personel szkoły? Czy dorośli witają się serdecznie z dziećmi? Czy zwracają się do nich po imieniu? Co wisi w gablotach: wymuszone gazetki czy owoce spontanicznej twórczości dzieci?
Kolejnych informacji dostarczą głosy dobiegające podczas przerwy ze szkolnego boiska (Marek staje sobie za płotem) albo z korytarza (przychodzi wcześniej na spotkanie z panią dyrektor). Ich analiza pozwala ocenić klimat szkoły: jakie zachowania są tu akceptowane, a jakie nie? Co można powiedzieć o jakości relacji społecznych? Jeśli zabawy dzieci wydadzą się Markowi niebezpieczne, a nauczyciele wrzeszczą na uczniów, wnioski nasuną się same.
Wreszcie najważniejsze: spotkanie z panią dyrektor. Wbrew pozorom Marek może się łatwo pomylić w ocenie przyszłej szefowej. Na przykład dla niego będzie przemiła, choć w rzeczywistości jest zołzą, która budzi sympatię jedynie przez kwadrans. Albo zrazi go opryskliwym tonem – tymczasem ów ton jest tylko mało zachęcającym opakowaniem, pod którym kryje się osoba sprawiedliwa i wyrozumiała.
Cóż zatem powinien zrobić Marek, by rozszyfrować panią dyrektor? Przyglądać się jej relacjom z sekretarką, nauczycielami i uczniami. Przejść się z nią po szkole – niech mu pokaże klasę, w której będzie uczył. Jak zareagują dzieci na wejście dyrektorki? Czy nauczyciel zblednie, czy będzie się usprawiedliwiać drżącym głosem? Czy dyrektorka powie dzieciom coś miłego, czy raczej ochrzani je za bałagan na ławkach?
A jeśli szkoła okaże się toksyczna, to co? – spytacie Państwo. – Czy Marek ma pracować w warzywniaku?
Niekoniecznie. Nauczycielskie kwalifikacje pozwolą mu zdobyć ciekawą pracę w… Ale o tym następnym razem.
Tomasz Małkowski
1 Looking for a teaching job? Here’s how to avoid a dysfunctional school
Nie mogę się doczekać, gdzie mógłby indziej pracować 😉