Postaw na edukację

16.09.2016

Skrzypce Stradivariusa a zdrowie psychiczne

Kilka rad dla nauczycieli

Skrzypce Stradivariusa a zdrowie psychiczne

Zacznę od skrzypiec. W styczniu 2007 roku na stacji metra L’Enfant Plaza w Waszyngtonie, w czasie porannego szczytu, uliczny skrzypek grał utwory klasyczne. Przed nim leżała torba, do której ludzie wrzucali pieniądze. Przez trzy kwadranse gry muzyk zebrał 32 dolary i 17 centów; z 1097 osób, które przeszły obok niego, przystanęło siedem, a monetę wrzuciło dwadzieścia siedem.

Domyślają się Państwo, w czym rzecz? Tak, owym ulicznym grajkiem był jeden z najwybitniejszych skrzypków świata, Joshua Bell. Grał na skrzypcach Stradivariusa z 1713 roku, wartych ponoć 3,5 miliona dolarów. Trzy dni wcześniej Bell dał koncert w Bostonie; bilet kosztował 100 dolarów. (1)

Koncert na stacji metra był eksperymentem. Miał on sprawdzić, czy umiemy dostrzec piękno w nietypowym miejscu i nieodpowiednim czasie. Czy przystaniemy? Rozpoznamy mistrza?

Myślę, że wynik eksperymentu był łatwy do przewidzenia. Kto z nas słuchałby ulicznego grajka, choćby nie wiem jak wybitnego, w czasie, gdy spieszymy się do pracy? Pozwalamy na to, jak czytam w angielskim dzienniku The Guardian, by uciekało nam to, co ważne, natomiast znajdujemy czas, by średnio 85 razy dziennie sprawdzić telefon komórkowy. (2) Ze szkodą dla naszego zdrowia psychicznego. Co odnosi się szczególnie do pracowników oświaty.

67% angielskich nauczycieli twierdzi, że praca negatywnie wpłynęła na ich zdrowie psychiczne bądź fizyczne. Tę ocenę potwierdza statystyka: prawie 40% nauczycieli Zjednoczonego Królestwa rezygnuje z zawodu w ciągu pierwszych pięciu lat pracy.

U nas pewnie mniej rezygnuje, natomiast gdyby zapytać o skutki psychosomatyczne… Zwłaszcza teraz, gdy przed nami kolejna wielka reforma.

Czy należy zatem – wracam do ulicznego grajka z Waszyngtonu – biegać po przystankach w poszukiwaniu wybitnych skrzypków? Niekoniecznie. Wystarczy, twierdzi The Guardian, ćwiczyć umiejętność skupiania się na chwili obecnej. To modny od jakiegoś czasu trening uważności (mindfulness): koncentrujemy się na tym, co nas otacza. Uważnie się przyglądamy, słuchamy, wąchamy, dotykamy… Próbujemy też zmienić jakiś drobiazg w naszym życiu – na przykład drogę do pracy – i pilnie rejestrujemy wrażenia. Rzecz w tym, by uwolnić się od przykrych myśli o przeszłości czy troski o przyszłość. By dostrzec piękno, które rozjaśni nam życie.

Druga rada: należy utrzymywać dobre relacje z innymi ludźmi – rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami, kolegami z klubu… Poczucie odłączenia od innych szkodzi nam ponoć tak samo jak palenie piętnastu papierosów dziennie. A złe relacje w pracy? Myślę, że szkodzą znacznie bardziej. Jeśli jednak się zdarzą i nie możemy ich zmienić – bo nie zawsze się da – poszukajmy relacji poza pracą. Jak świat światem istniały odtrutki.

Rada trzecia: należy się uczyć (i nauczyć). Dobre sobie, powiedzą Państwo. Uczyć się przy moim nawale obowiązków? A spać to dopiero w grobie, tak?

Nie. Rzecz wcale nie w tym, by zapisać się na studia podyplomowe. Wystarczy nauczyć się czegoś, co mielibyśmy ochotę robić – a dotąd nam się nie udało. Na przykład gotowania orientalnej zupy. Pływania. Bezwzrokowego pisania na komputerze. Czegokolwiek.

Badania wykazały ponoć, że nabywanie nowych umiejętności ma decydujące znaczenie dla rozwoju pewności siebie. A jeśli ktoś nie ma z tym problemu? Taki ktoś może sobie tę radę darować i przejść do kolejnej:

Bądź aktywny! Ruszaj się! Ćwicz! Wystarczą 22 minuty dziennie, zapewnia The Guardian.

Niektórzy spytają pewnie: dobrze, tylko kiedy? O północy czy o czwartej rano?

Tu odwołam się do własnego doświadczenia. Mówi ono, że znalezienie czasu na aktywność fizyczną to często kwestia priorytetów. Żaliłem się: nie mam czasu na nic – ale jakoś znajdowałem go na siedzenie przed telewizorem. Narzekałem: miałem dziś tyle pracy! – ale czy naprawdę zajęła mi ona osiem godzin? A może połowę tego czasu spędziłem w internecie?

O pożytkach płynących z ruchu nie będę pisał; rzecz oczywista. Przejdę do ostatniej guardianowej rady: powinniśmy dawać coś innym. Niekoniecznie coś materialnego; może to być uśmiech czy uważne słuchanie. Gdy dajemy, czujemy „miłe ciepełko” (warm glow), które uszczęśliwia nas nie mniej niż obdarowanego. Zresztą, kto wie o tym lepiej od nauczycieli? Ich zawód polega przecież na dawaniu.

Rzecz w tym, by dawać świadomie i – zaryzykuję – z radością. Poświęcam wam mój czas nie tylko dlatego, że muszę zarabiać na życie. Jesteście dla mnie ważni, a praca z wami to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mnie spotkała.

No tak, tyle że jeśli ktoś tak myśli, rzadko ma problemy ze zdrowiem psychicznym. Taki ktoś przystanie przed grajkiem ze skrzypcami Stradivariusa i pomyśli: Ależ pięknie gra! Jaka szkoda, że nie ma tu moich uczniów…

Tomasz Małkowski

1 Did Violinist Joshua Bell play incognito in a Washington subway?

2 It’s time for teachers to look after their mental health – here’s how.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.