Postaw na edukację

22.04.2016

Kanon czy nie kanon?

Oto jest pytanie

Kanon czy nie kanon?

Jakie argumenty mają  zwolennicy jednego obowiązującego wszystkich kanonu lektur? Na przykład taki, że dzięki niemu kształtujemy w uczniach wspólny kod kulturowy. Potrzebny zarówno z przyczyn górnolotnych, takich jak utrzymywanie tożsamości kulturowo-narodowej, jak i przyziemnych, wynikających z potrzeb komunikacyjnych. I mają rację kanoniści.

A jakie argumenty wysuwają zwolennicy dowolności wyboru? Na przykład taki, że kanon złożony z najwybitniejszych dzieł literatury polskiej jest dla uczniów nudny i oderwany od współczesnych realiów. Nie zachęca do czytania, tylko skutecznie odstręcza od tej czynności, powodując, że czytelnictwo w Polsce leży, a nawet nie tyle leży, co brodzi w miękkim gruncie i zapada się coraz niżej. Dowolnościowcy też mają rację.

Wymiana argumentów, o czym można się przekonać, śledząc większość sporów ideologicznych, nic nie daje. Stronnictwa twardo obstają przy swoim, prężą muskuły i ciągną linę, mimo oporu przeciwników. Wygrywa ta opcja, której zwolennicy mają aktualnie dostęp do decyzyjnego ucha. Przez 26 lat wolności sytuacja zmieniała się kilkakrotnie, choć nie radykalnie. Wydaje się, że jesteśmy w przededniu kolejnej zmiany. Lina zostanie przeciągnięta przez stronnictwo kanonistów.

Dlaczego nie ma sensu opowiadać się po jednej lub po drugiej stronie? Ponieważ nie przyczyni się to do znalezienia rozwiązania. Już lepiej poszukać kompromisu. Albo remisu. Spróbować zracjonalizować postulaty jednych i drugich, zrozumieć ich obawy, i spojrzeć na problem nie jak na przeciąganie liny, ale jak na monetę, która ma dwie strony. Uczciwa moneta bez drugiej strony nie istnieje, a fałszywka nie jest nic warta.

Zanim przejdę do ogłoszenia warunków remisu – ciekawostka. Kwadrat semiotyczny Greimasa. Pozwala zrozumieć w czym rzecz – dzięki temu, że pokazuje o co nie chodzi. W najprostszej postaci może on wyglądać tak (1):

schem-1

Gdyby w życiu istniały tylko tak proste opozycje znaczeniowe! Byłoby łatwiej. Opozycja kanonistów i dowolnościowców lekturowych nie jest taka jednoznaczna, ponieważ każde ze stronnictw ma swoich racjonalnych zwolenników.

W naszym wypadku, nieco modyfikując kwadrat Greimasa, opozycje znaczeniowe można przedstawić następująco:

schem-3

Te pola wykresu, które tworzą normę kulturową są mało interesujące i, prawdę mówiąc, jałowe. Nic na nich nie wyrośnie. Są co najwyżej wylęgarnią jednostronnych argumentów, których nie zrozumie strona przeciwna. Dużo bardziej interesujące będzie przyjrzenie się sprzecznościom. Czy można je przełamać? I co to znaczy przełamać sprzeczności? Proszę spojrzeć na jeszcze jeden wykres (2):

schem-2-mini

Piękny i dobry oraz zły i brzydki – to figury dominujące w kulturze do dziś. Choć już w baroku, a nawet wcześniej, dostrzeżono, że nie są wystarczające do opisania ludzkich namiętności i charakterów. Na przykład kobieta okazała się (w literaturze oraz w sztuce) jednocześnie piękna i występna. Coś niespotykanego choćby w toposie średniowiecznym. Brzydal o miękkim i szlachetnym sercu to także stara figura, a jednak nadal zaskakuje, wciąż jest postrzegana jako odstępstwo od ustalonej normy. Zatem sprzeczność nigdy nie zostaje przezwyciężona raz na zawsze, a musi być przełamywana tak często, jak to jest potrzebne – choćby dla odświeżenia gatunku, jakim jest bajka magiczna.

Czego może nas to nauczyć? Po pierwsze, żeby nie ulegać dyktatowi normy, który trwając zbyt długo, staje się balastem kulturowym, przyczyną zastoju. Po drugie – sprzeczność należy przezwyciężać z myślą o dobru wspólnym. Nie z powodu zapędów rewolucyjnych i potrzeby burzenia zastanej rzeczywistości, ale z konieczności rozwoju i szukania własnych interpretacji świata. Takich, za którymi podąży większość, i które są po prostu w danym momencie potrzebne społeczeństwu i kulturze.

Tyle teorii. A jak w praktyce przełamać naszą sprzeczność? Czy próbować wybierać do kanonu takie lektury, które będą czytane dla przyjemności? Czy starać się przy pełnej dowolności wyboru lektur sprawić, żeby jednak młodzież poznała wspólny kod kulturowy? Nic z tych rzeczy! To mrzonki, utopia, żonglerka i ekwilibrystyka. Kto tego spróbuje, polegnie tak jak wielu przed nim. Nie wyrobimy w ten sposób w młodych ludziach wspólnego kodu kulturowego i nie zachęcimy ich do czytania dla przyjemności. Tu trzeba sposobu.

Ten sposób polega na zestawieniu dwóch systemów motywacyjnych. Miękkiego i twardego. Dobrego policjanta ze złym.

Po pierwsze primo niech uczniowie w szkole omawiają lektury wybrane dla nich przez nauczyciela – według jego pomysłu, ale z uwzględnieniem ich własnych propozycji. W ten sposób nauczyciel będzie uczył tego, do czego jest przekonany, a uczniowie będą mieć wpływ na to, co czytają. Wiadomo, że książka zaproponowana przez kolegę z klasy to inna „ideologicznie” książka niż ta, którą narzuca się z zewnątrz.

Po drugie primo (bo w gruncie rzeczy oba są primo) niech od początku pierwszej klasy gimnazjum i pierwszej klasy liceum (o szkole podstawowej później) będzie uczniom znana lista około 20 tytułów, które staną się bazą lekturową dla arkuszy egzaminacyjnych. Z gwarancją, że inne lektury nie zostaną wykorzystane do tworzenia zadań.

Po trzecie (a właściwie secondo) niech te 20 lektur nie będzie omawianych przez nauczyciela. Niech wiszą nad uczniami jak miecz Damoklesa i ich motywują. Przeczytasz – będziesz mógł lepiej zaliczyć egzamin. Nie przeczytasz – przepadniesz na egzaminie. Można do tego oczywiście dołączyć dodatkowy system motywacyjny (a przez swoją doraźność – bardziej skuteczny) i na przykład za napisanie pracy o przeczytanej lekturze z kanonu dawać plusa albo za przygotowanie lekcji na jej temat – ocenę celującą. Możliwości doraźnej motywacji jest wiele. Ważne, żeby nie omawiać po szkolnemu lektur z kanonu!

Po czwarte (czyli po trzecie, tertio) na początku drugiej klasy liczba lektur kanonicznych powinna zostać zmniejszona o połowę do 10, a na początku trzeciej o kolejną połowę. Tym samym zadania odnoszące się do lektur na egzaminie gimnazjalnym i na maturze powinny dotyczyć tej ostatniej grupy 5 książek. Kontrowersyjne? Nie, pragmatyczne. Ambitniejsi uczniowie zaczną czytać lektury od pierwszej klasy, kolejni dołączą w drugiej. A ci, którzy przeleserowali dwie klasy, przeczytają przynajmniej te 5 ostatnich, najbardziej doniosłych – choćby z wyrachowania albo ze strachu (a wówczas może wśród nich być choćby i Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią albo wiersz Słoty O zachowaniu się przy stole, jeśli ktoś uzna, że są to dzieła konieczne do ukształtowania wspólnego kodu kulturowego z dorosłą częścią społeczeństwa). Pięć to mało? Ale przecież nie będą to jedyne książki, które przeczytali przez trzy lata nauki, ponieważ z nauczycielem na lekcji będą mieli okazję omówić lektury wybrane przez niego i przez swoich kolegów (patrz „Po pierwsze”).

A co ze szkołą podstawową? Tutaj motywacja poprzez szantaż „przeczytasz – zdasz” nie zadziała, bo od przyszłego roku szkolnego nie będzie już sprawdzianu po szóstej klasie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby dla uczniów klas 4–6 także opracować minizestaw lektur (powiedzmy po jednej na semestr) i, nie omawiając ich na lekcjach w tradycyjny sposób, zachęcać dzieci do czytania poprzez organizowanie konkursów, proponowanie „zadań na szóstkę” albo miniprojektów, w których pochwalą się kolegom znajomością przeczytanej książki. Skorzystają na tym zwłaszcza uczniowie słabsi, którzy dzięki takim zachętom poprawią swoje oceny i poznają tak potrzebny społecznie wspólny kod kulturowy.

Ot i cały sposób. Głupi? To proszę bić komentarzami jak w bęben.

A dla tych, którzy uważają, że coś w nim jest, bajka na dobranoc.

Były sobie dwie nauczycielki. Jedna łagodna, a przy tym bardzo lubiana, druga zaś ostra, ale sprawiedliwa. Dla pierwszej uczniowie poszliby przed świtem nazbierać malin do dzbanuszka, a za dobre słowo drugiej wytrzymaliby w operze aż do ostatniego antraktu. Pewnego razu druga nauczycielka nagle wyjechała. Zostawiła tylko kartkę, na której było napisane:

Moi drodzy,

wyjeżdżam do Włoch, bo uwielbiam operę, a nie mam już ochoty latać za wami po ostatnim antrakcie. Ale kiedyś wrócę. Zostawiam was z moją łagodną i lubianą koleżanką. A żebyście o mnie nie zapomnieli, zostawiam też spis książek do przeczytania. Porozmawiamy o nich, gdy wrócę.

Wasza ostra, ale sprawiedliwa pani.

I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

 

1. Przykład zapożyczony ze strony semiotyka.com

2. Przykład zapożyczony z prezentacji Semiotic Solution Semiotyka. W stronę marketingu znaczeń.

Ryszard Bieńkowski

– doktor nauk humanistycznych, literaturoznawca ze specjalnością folklorysty, autor książki „Cerowanie dziurawych parasoli deszczem. Na tropie metafory ludowej ” i dwóch tomików poezji. Związany z Gdańskim Wydawnictwem Oświatowym.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.