Postaw na edukację

18.03.2016

Debata polonistyczna w MEN

Czyli nauczycielski wielogłos

Debata polonistyczna w MEN

Jest środa 16 marca, godzina 12.55. Mój lekko spóźniony pociąg dociera wreszcie do Warszawy. Wychodzę z Dworca Centralnego. Mam wydrukowaną mapkę, na pewno trafię na Szucha 25, do gmachu Ministerstwo Edukacji Narodowej. Ostatni raz byłem tu w 1994 roku, kiedy jako student pierwszego roku polonistyki przyjechałem z całym moim rocznikiem, żeby zaprotestować przeciwko odebraniu naszej uczelni statusu akademickiego. Protest nic nie dał, uczelnia status straciła.

Dzisiaj przyjechałem w innym celu – nie żeby zaprotestować, ale by wyrazić swoją opinię, podyskutować o edukacji polonistycznej. Mam nadzieję, że tym razem nie na darmo.

O 13.30 wchodzę do budynku ministerstwa. Do oficjalnego rozpoczęcia zostało jeszcze pół godziny. Jeden z uczestników rozdaje kartki z propozycją dwustopniowego systemu edukacji. „Czy o tym będziemy dyskutować?” dziwią się uczestnicy spotkania. Inni mówią „ale jak to, dlaczego taki podział?”. Szybko się wyjaśnia, że to prywatna inicjatywa, a nie dokument ministerstwa.

O godzinie 14 rozpoczynają się obrady. Uczestników wita Marzena Drab, podsekretarz stanu w ministerstwie. Przedstawia gospodarzy. Jest wśród nich prof. Andrzej Waśko kojarzony jako jeden z głównych postulatorów wprowadzenia zmian w edukacji polonistycznej. Profesor w swojej wypowiedzi zaznacza, że w tej debacie jest na równych prawach z innymi uczestnikami. „Sam prosiłem o to, żeby móc uczestniczyć w tych spotkaniach, których inicjatywa nie wyszła ode mnie. Dziękuję pani minister i MEN, że zgodziło się, żebym brał udział w tych konsultacjach jako siła społeczna”. Podkreśla też, że jest jednym z nas, polonistą, akademikiem. Uczy młodzież. Widzi potrzebę zmian. W swoim wystąpieniu dotyka bolesnych spraw – coraz niższej rangi polonistyki, słabości systemowej kształcenia, nieadekwatności matury i innych egzaminów do tradycji nauczania języka polskiego, niepotrzebnego odchodzenia od nauczania kanonu, zbytniego schlebiania nowoczesności. Wymienia 4 obszary, wokół których, jego zdaniem, będzie się toczyć dyskusja. Są to: koncepcja przedmiotu z jego celami wychowawczymi, treści nauczania, kształcenia umiejętności językowych i kompetencji literackich oraz matura z języka polskiego.

Potem dodaje jeszcze, że jest świadom, jak trudno dyskutować o zmianach w programie szkolnym, jeżeli nie ma decyzji dotyczącej struktury szkoły. Ale jako polonista ma głębokie przekonanie, że zmiany są konieczne i nieuchronne, głównie w obszarze programu nauczania, metodyki, pozycji języka polskiego wobec innych przedmiotów, korelacji z historią, z przedmiotami artystycznymi, korelacji programu z egzaminami oraz z modelem egzaminacyjnym obowiązującym obecnie.

Następnie oddaje głos dyskutantom. Można mówić o wszystkim. Każdy ma prawo się zgłosić oraz wyrazić swoją opinię i przedstawić swoje stanowisko – nawet jeśli wcześniej zostało to już powiedziane. Dyskusja jest umowna. Z rzadka trafiają się głosy polemiczne. Ktoś mówi, że trzeba wydzielić z nauczania języka polskiego wychowanie patriotyczne, bo to ważna część kształcenia. Inni apelują, że to zabije wychowanie patriotyczne. Przecież można je realizować przy okazji omawiania lektur. Na tym staje. Że lepiej razem.

Ale za dużo jest tego „razem”. Słychać głosy, że język polski to pojęcie niesprecyzowane, a uczniowie nie wiedzą, czego się właściwie uczą. Języka? Literatury? Kultury? Sztuki? A może historii, patriotyzmu? Brak jasnej struktury, przez co sam przedmiot stał się bardzo niekonkretny. I na tym traci – wszyscy są skłonni uważać, że jest mniej ważny niż biologia czy geografia, o fizyce i matematyce nie mówiąc. Język polski zmierza w stronę „michałków”. Tego się boją nauczyciele. A przecież ranga języka polskiego jest inna. Trzeba o nią zawalczyć. I racja.

Przede wszystkim należy zacząć od edukacji wczesnoszkolnej i chociażby od tego, by na tym etapie uczono czytać, a nie składać sylaby w wyrazy. A czytać znaczy rozumieć. Dzieci, które się tego nie nauczą, nie będą tego potrafiły także później. Nawet na studiach.

Kolejny wątek – szkodliwość systemu liniowego. Obecna podstawa programowa podważa najnowsze wyniki badań neurodydaktycznych. Co prawda te odkrycia dają się sprowadzić do łacińskiej sentencji Repetitio est mater studiorum. Ale widocznie tak jest, że wszystko już było. Uczenie gramatyki bez możliwości wracania do omówionych wcześniej zagadnień poprzez wprowadzanie ich na trudniejszym materiale w ogóle nie daje efektów. Potrzebny jest powrót do systemu spiralnego, żeby owo repetitio było możliwe.

Nauczanie języka polskiego nie jest też skorelowane z edukacją historyczną, która w gimnazjum kończy się na I wojnie światowej. Dla uczniów, którzy czytają Kamienie na szaniec, wydarzenia opisane w tym utworze rozgrywają się w niehistorycznym czasie, bo na historii nie było II wojny światowej.

Innym zagadnieniem są egzaminy: gimnazjalny, a jeszcze później matura. Tak skonstruowane, że tradycyjne uczenie języka polskiego do nich nie przystaje. A uczenie pod egzamin sprawia, że szkołę średnią kończą półanalfabeci. Nieprzygotowani do studiów (nie potrafią mówić i pisać poprawnie) oraz do życia w społeczeństwie posługującym się (jeszcze) wspólnym kodem kulturowym, ponieważ po prostu tego kodu nie poznali. To trzeba zmienić.

Może chociaż uda się znaleźć jakiś program edukacyjny? Na przykład za pieniądze z Unii? Nic z tego. Nie ma programów dla polonistów. Nie ma programów dla humanistów w ogóle. Najbliższe są dla uczących języków obcych – ale to przecież inna bajka.

Jest więc co zmieniać. Ale czy są tacy, którzy wiedzą jak? O dziwo są – nauczyciele. Niestety wiele ich pomysłów przeczy sobie wzajemnie. Znak, że nie ma jednego idealnego rozwiązania. Co się jednak stanie, jeśli zjawi się ktoś, kto tego nie zrozumie i wprowadzi swoje pomysły jako lek na całe zło?

Dyskusja się toczy. Była już przerwa, trwa druga część obrad. Profesor Waśko sprawiedliwie rozdziela głosy. Pojawia się trochę nowych wątków, większość jednak się powtarza. Widać, że i problemy się powtarzają. Należy poprawić system kształcenia nauczycieli. Trzeba nałożyć na uczelnie obowiązek brania pod uwagę wyników matury z języka polskiego. Należy wprowadzić filozofię i logikę. Trzeba uczyć wierszy na pamięć. Jaki kanon lektur obowiązkowych ma obowiązywać? Do jakiego stopnia polonista ma być otwarty na nowoczesne gusta uczniów? Jak ma być nowoczesny, skoro nikt go tego nie uczy?

Spotkanie ma na celu zebranie opinii. Nie toczy się według z góry przyjętego planu. Uczestnicy kilkakrotnie podkreślają słabość tego rozwiązania. Brak porządku, brak podsumowań. Jak z tego wyciągnąć wnioski? Profesor Waśko po raz kolejny tłumaczy, że nie chodziło o wypracowanie wniosków, ale o zebranie opinii, zdiagnozowanie problemów. „Nie mamy żadnego dokumentu, na którym moglibyśmy tutaj dyskutować. Nie mamy żadnych decyzji czy sugestii, wobec których powinniśmy się tutaj odnieść w roli recenzentów. Pozostawiono nam otwarte pole”. Później MEN, bogatszy o tę wiedzę, będzie pracował nad rozwiązaniami. W jakim gronie? Nie wiadomo.

Czy można w spójny sposób pracować nad tak szerokim spektrum zagadnień? Zwłaszcza, że niektóre głosy są ze sobą sprzeczne – przedstawiają skrajne punkty widzenia. Wydaje mi się, że w którymś momencie muszą powstać sekcje tematyczne. W innym wypadku konkluzja – choćby w postaci uzgodnionego podsumowania i wniosków – będzie niemożliwa.

Czy należy się po takiej debacie czegoś obawiać? Na pewno nie uczestników dyskusji – w zdecydowanej większości są to nauczyciele znający problemy swojego zawodu i trudności, jakie sprawia im niedostosowanie obowiązujących programów do potrzeb uczniów. Obawiać się można tego, że wśród rozsądnych i wyważonych głosów pojawią się od czasu do czasu oderwane od rzeczywistości idées fixes. Ten, kto je głosi, zazwyczaj ma w sobie znacznie większą niż inni determinację.

Spotkanie się kończy. Wychodzę z ministerstwa. Idę w stronę dworca. Pociąg mam za godzinę, więc nie muszę się śpieszyć. Słońce już nisko, ale nadal jest wiosennie. Nie potrzebuję już wydrukowanej mapki. Wracam znajomymi ulicami. Marszałkowska – dawne Domy Centrum. Plac Zbawiciela – był taki film. Politechnika na Noakowskiego z pięknym dziedzińcem – byłem tu. Emilii Plater…

W głuchej puszczy, przed chatką leśnika,
Rota strzelców stanęła zielona;
A u wrót stoi straż Pułkownika,
Tam w izdebce Pułkownik ich kona.
Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze,
Wódz to był wielkiej mocy i sławy,
Kiedy po nim lud prosty tak płacze
I o zdrowie tak pyta ciekawy.

Kazał konia Pułkownik kulbaczyć,
Konia w każdej sławnego potrzebie;
Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Kazał przywieść do izby – do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Swój kordelas i pas, i ładunki;
Stary żołnierz – on chce jak Czarniecki.
Umierając, swe żegnać rynsztunki.

A gdy konia już z izby wywiedli,
Potem do niej wszedł ksiądz z Panem Bogiem;
I żołnierze od żalu pobledli.
A lud modlił się klęcząc przed progiem.
Nawet starzy Kościuszki żołnierze,
Tyle krwi swej i cudzej wylali,
Łzy ni jednej – a teraz płakali
I mówili z księżami pacierze.

Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy;
Już przed chatą nie było żołnierza,
Bo już Moskal był w tej okolicy.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza,
Na pastuszym tapczanie on leży –
W ręku krzyż, w głowach siodło i burka,
A u boku kordelas, dwururka.

Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży,
Jakie piękne dziewicze ma lica?
Jaką pierś? – Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica-bohater,
Wódz Powstańców – Emilija Plater!

Cytuję z pamięci? Nie, skopiowałem z internetu.

Ryszard Bieńkowski

– doktor nauk humanistycznych, literaturoznawca ze specjalnością folklorysty, autor książki „Cerowanie dziurawych parasoli deszczem. Na tropie metafory ludowej ” i dwóch tomików poezji. Związany z Gdańskim Wydawnictwem Oświatowym.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

  1. Radosław pisze:

    Czytałem jakiś czas temu wywiad z prof. Waśką w „Gazecie Wyborczej” i sporo rzeczy mnie zaniepokoiło, np. postulowany jeden program nauczania dla wszystkich (tak, tak, program, nie podstawa programowa!) czy też wprowadzenie kanonu lektur do szkoły podstawowej. Profesor tęskni za wspólnym kodem kulturowym i nieco obawia się różnorodności. Ale świat się zmienia, „trzeba z żywymi naprzód iść”, nie ma co cofać kijem Wisły i tęsknić za dawnymi czasami, bo one nie wrócą. Ostatnio Biblioteka Narodowa opublikowała dane (zatrważające!) na temat czytelnictwa Polaków. Okazało się, że 63 proc. Polaków w ogóle nic nie czyta. Wprowadzenie obowiązkowego kanonu lektur do szkoły podstawowej sprawi, że czytających będzie jeszcze mniej. Nie obiecuję sobie zbyt wiele po tych debatach, ale… No właśnie. Może jakieś mądre głosy, które w tych debatach się pojawią, zostaną dostrzeżone przez MEN. Są rzeczy na niebie i ziemi, które nie śniły się filozofom, ta pewnie do nich należy :).