Postaw na edukację

12.04.2024

Krócej, prościej, ale nie za krótko i nie za prosto

Notatka syntetyzująca i „Ósmy pasażer Nostromo”

Krócej, prościej, ale nie za krótko i nie za prosto

Kto pisał w młodości notatki syntetyzujące? Palec do budki. A w dorosłym życiu? Może chociaż na emeryturze będzie czas, żeby sobie takie notatki trochę popisać? Wnioskując po tym, jak są ważne na maturze, można sądzić, że w dorosłym życiu nie będzie się można bez nich obyć. W końcu „matura” (z łacińskiego maturus) znaczy „dojrzały”. To będą piękne wieczory, kiedy przy winku sobie coś syntetyzująco streszczę!

Jedno jest pewne – młodzież, chociaż też tego nie potrafi robić idealnie, może się okazać w tej akurat umiejętności lepsza od starszych pokoleń. Czasy mamy takie, że już prawie nikomu nie chce się czytać całości – prawie wszyscy wolą streszczenia.

Zauważyliście może, że coraz częściej artykuły prasowe (a już w internecie to norma) zaczynają się od streszczenia (najchętniej w punktach), tego, co jest w treści? Czy po takim streszczeniu chce się jeszcze zaglądać do środka – zwłaszcza, kiedy streszczenie jest blade jak wyprana w wybielaczu bielizna? I nawet nie można o to mieć pretensji, bo przecież streszczenie z definicji takie właśnie być musi.

Tymczasem, kto wie – może artykuł w całości jest całkiem kolorowy. Może na przykład (chociaż nie wiem, czy można jeszcze togo oczekiwać) jest napisany z ikrą. No właśnie, mało kto się tego dowie, kiedy przeczyta tylko streszczenie, które nie potrafi tej ikry oddać krótkimi syntetycznymi zdaniami ze zredukowaną stylistyką i bez emocji.

Podobnie jest z lekturami, które uczniowie bardzo często poznają dzięki streszczeniom – wychodzi na to, że najważniejsza jest treść, fabuła, przebieg zdarzeń, ewentualnie, kto jest kim, czyli to, co można ze sobą zestawić, porównać, wypunktować. Tak, jakby ci, którzy tego wymagają, sami w młodości omijali na przykład opisy przyrody. Męczy się autor (Miron, ale i inni też), wywija językiem, wymyśla koncepcje, zakłada sobie, że jego wymarzony czytelnik pojmie te wszystkie wygibasy stylistyczne. A tu pech – dzieło trafia na listę lektur i już prawie nikogo one nie obchodzą. W głowach zostaje tylko to, co się dało streścić.

A matura każe robić jeszcze coś gorszego – każe streszczać nawet tym, którzy chcieliby powiedzieć coś więcej, dokładniej i od siebie, bo akurat są z tej kategorii ludzi, która leży poza zbiorem „prawie każdy”. A oni czytają w całości, zachwycają się opisami przyrody, wycierają ukradkiem łezkę, kiedy współczują rozpaczającej po Jasieńku Karusi, są otwarci na olśnienie, które następuje podczas zrozumienia metafory – to piękne uczucie, polecam je wszystkim normatywistom. Opisał je Andrzej Bogusławski i nazwał „efektem Oo!”, powstaje w momencie, kiedy łapiemy tę cienką nitkę łączącą zestawione w przenośni elementy i dociera do nas jej ukryty sens. Między innymi dla odczucia tego efektu czyta się poezję, a nie dlatego, żeby umieć powiedzieć z pamięci, kim dla Karusi był Jasieńko.

Bardzo mnie ujęła porada ekspertów CKE skierowana do maturzystów, żeby podczas pisania notatki syntetyzującej, czyli takiego podwójnego streszczenia, nie byli ani zbyt ogólnikowi, ani nadto szczegółowi. To jest wspaniała rada – Arystoteles byłby dumny, że jego zasada złotego środka ma się tak dobrze po tylu tysiącleciach i służy temu szczytnemu celowi, jakim jest zestawianie i streszczanie.

Ciekawe, jak eksperci CKE oceniliby streszczenie, które dał hollywoodzkim producentom scenarzysta filmu Obcy. Ósmy pasażer Nostromo, kiedy ci kazali mu krótko powiedzieć, o czym jest jego scenariusz (a czas w Hollywood jest znacznie cenniejszy). A było to krótko po sukcesie filmu Szczęki Stevena Spielberga. Otóż postawiony w takim położeniu Dan O’Bannon powiedział ponoć tylko „Szczęki w kosmosie”. I dzięki takiemu streszczeniu, a właściwie ustnej notatce syntetyzującej, pozyskał producentów. Czy nie zbyt ogólnikowo? Bo chyba nie zanadto szczegółowo? W każdym razie trafił w punkt. A może w złoty środek?

Ryszard Bieńkowski

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.